Forum Kościół Rzymskokatolicki Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, gdy tonął ''Titanic'' .... Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 60 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:37, 21 Lip 2009 Powrót do góry

Cytat:
Jak widać, Amerykanie ciągle się doskonale bawią, ale zaczyna to już trochę przypominać bal na "Titanicu".


"Titanic" (12. 04. 1912) - ten owiany legendą statek, o losie, którego nakręcono już dziesiątki filmów, miał być najbardziej bezpiecznym okrętem świata. Jego twórcy byli tego pewni aż do tego stopnia, że na kadłubie umieścili bluźniercze wyzwanie: Nikt, nawet sam Jezus Chrystus, nie zdoła zniszczyć tego statku. Na to jak bardzo mylne były te zapewnienia nie trzeba było czekać. Masa pogrążonych w uciechach i rozrywkach pasażerów, z godziny, na godzinę, zostaje postawiona twarzą w twarz, z szalejącymi falami oceanu wdzierającymi się na pokład. W krótkim czasie, to arcydzieło sztuki konstruktorskiej zostaje pochłonięte przez wielką wodę, a dla ogromnej większości spośród 1503 pasażerów, podróż ta okazała się ostatnią.

A dziś większość żyje jak na Titanicu, jakby Bóg nie istniał. Polecam ciekawy artykuł "Między Sodomą a Nowym Orleanem" - Mirosław Salwowski.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

I Naród niegdyś wybrany przestanie też kiedyś kpić z wiary katolickiej, a Amerykanie i ten wielokulturowy tłum ocknie się, oby nie było za póżno.


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pią 11:31, 23 Lut 2018, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 60 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:29, 16 Kwi 2012 Powrót do góry

Różaniec odmawiali do końca

Image

Powszechnie wiadomo, że feralnej nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, gdy tonął „Titanic” do końca grała orkiestra. Gdy oceaniczne fale wdzierały się na kolejne pokłady i jasne się stało, że wszystkie szalupy są już pełne, orkiestra zaczęła grać dla tych co pozostali na głównym pokładzie (i dla siebie) protestancki hymn „Być bliżej Ciebie, o Boże mój”.

Ta scena została również utrwalona w obsypanym Oscarami przeboju kinowym Jamesa Camerona o tragicznym rejsie „Titanica”. Pojawia się tam również postać katolickiego księdza, który strwożonym wiernym cytuje Księgę Apokalipsy jako spełniającą się właśnie zapowiedź straszliwego kataklizmu.

Na pokładzie „Titanica” było w rzeczywistości trzech katolickich księży oraz jeden irlandzki seminarzysta. Tylko ten ostatni przeżył katastrofę. Trzech kapłanów znalazło się wśród ofiar tragicznej kolizji statku z górą lodową i wbrew obrazowi sprzedawanemu przez Jamesa Camerona nie zachowywali się oni jak jacyś protestanccy kaznodzieje, udowadniający z Biblią w ręku, że nadszedł „dzień Pański”. Zachowywali się jak katoliccy księża, trwający do samego końca z powierzonymi im ludźmi, niosąc im nie słowa grozy, ale pocieszenie płynące z sakramentów i modlitwy.

Jednym z księży był dwudziestosiedmioletni ks. Józef Montwiłł (lit. Jouzas Montvila). Ten katolicki kapłan przez kilka lat pełnił posługę w parafii w Lubowie na Suwalszczyźnie. Jest uznawany za jednego z animatorów litewskiego odrodzenia narodowego na obszarze diecezji sejneńskiej, obejmującej Augustowskie oraz Suwalszczyznę. Na pokład „Titanica” zabrał około sześciuset rękopisów ludowych pieśni litewskich zebranych przez kleryków sejneńskiego seminarium duchownego.

Ksiądz Montwiłł nie znalazł się na żadnej szalupie uwożącej rozbitków z „niezatapialnego” statku. Pozostał do końca na pokładzie udzielając rozgrzeszeń in articulo mortis tym, dla których zabrakło miejsc w łodziach ratunkowych. Jeden z ocalałych, który był świadkiem tych chwil mówił potem, że ksiądz Montwiłł „wypełnił swoje powołanie do końca”. Odmówił wejścia na szalupę, gdy oferowano mu szansę uratowania życia.
Podobnie uczynił czterdziestojednoletni niemiecki benedyktyn ks. Joseph Peruschitz. Do końca udzielał absolucji oraz prowadził modlitwę różańcową.

W podróż do Nowego Jorku wybrał się „Titanikiem” również ks. Thomas Byles (ur. 1870). W Nowym Jorku miał udzielić ślubu swojemu młodszemu bratu Williamowi. Biografia księdza Bylesa jest jednym z dowodów na wielką siłę brytyjskiego katolicyzmu na przełomie XIX i XX wieku. Przyszły bohater z „Titanica” urodził się jako Roussel Byles w rodzinie protestanckiej (jego ojciec był, Alfred Byles, był znanym pastorem kongregacjonalnym). Droga do Rzymu rozpoczęła się dla Roussela podczas studiów w Oxfordzie (od 1889). W 1894 roku nastąpiła jego konwersja na katolicyzm. Po przyjęciu do Kościoła przyjął również nowe imię. Na cześć autora „Summy teologicznej” wybrał imię Tomasz (Thomas).

Po odbytych w Rzymie studiach teologicznych (1899 – 1902) Thomas Byles przyjął w Wiecznym Mieście święcenia kapłańskie 15 czerwca 1902 roku. W 1905 roku rozpoczął posługę jako wikariusz w jednej z parafii w Essex (kościół św. Heleny w Ongar). Stamtąd wyruszył 10 kwietnia 1912 roku do Southampton, gdzie w porcie czekał największy na świecie statek pasażerski. Ksiądz Byles miał zarezerwowany bilet w drugiej klasie, w której (jak również w klasie trzeciej) podróżowało najwięcej pasażerów potrzebujących duchowej opieki katolickiego księdza: przede wszystkim Irlandczycy oraz Włosi (lub Amerykanie o tych korzeniach).
Niedziela 14 kwietnia 1912 roku była pierwszą niedzielą po Zmartwychwstaniu. Jak wiemy, dzisiaj jest to Święto Bożego Miłosierdzia. Tego dnia ksiądz Byles – i dwaj inni kapłani – odprawił swoją ostatnią Mszę Świętą. Świadkowie dobrze zapamiętali słowa, które kapłan wypowiedział wówczas podczas swojego ostatniego – jak się okazało – kazania. A mówił o groźbie stania się „duchowym wrakiem w czasach pokusy” i nawoływał do „korzystania z szalup ratunkowych w postaci modlitwy i sakramentów).

Gdy w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku rozpoczął się dramat pasażerów „Titanica”, ksiądz Byles uspokajał spanikowanych pasażerów, pomagał im wchodzić do szalup. Przede wszystkim jednak słuchał spowiedzi (potem udzielał absolucji in articulo mortis) i prowadził modlitwę różańcową na pokładzie. Dwukrotnie odmówił skorzystania z oferowanego mu miejsca na szalupie.

Uratowana z katastrofy, pasażerka trzeciej klasy Helen Mary Mocklare, która była świadkiem dwukrotnej odmowy przez ks. Bylesa opuszczenia wiernych zgromadzonych na pokładzie, zanotowała później: „Po tym, jak dostałam się do szalupy, która odpłynęła jako ostatnia i gdy powoli oddalaliśmy się od statku, wyraźnie słyszałam głos księdza i odpowiedzi wiernych na jego wezwania modlitewne. Stawały się one coraz słabsze i słabsze, aż mogłam rozróżnić tylko dźwięki „Być bliżej Ciebie chcę, o Boże mój” oraz krzyki tych, którzy pozostali”.

Ciała księdza Thomasa Bylesa nigdy nie odnaleziono. Gdy parę miesięcy po tragedii „Titanica” jego brat William wraz ze swoją żoną przebywali w Rzymie w podróży poślubnej, zostali przyjęci na audiencji przez papieża św. Piusa X. Ojciec Święty miał wówczas powiedzieć, że uważa zmarłego księdza za „męczennika Kościoła”.

Być może w tych słowach papieża tkwi nie tylko odniesienie do słów Pana, który mówił, że „nie ma większej miłości, gdy ktoś oddaje życie swe za przyjaciół swoich”, ale również odniesienie do straszliwej atmosfery ostatnich chwil przed zatonięciem „Titanica”. I nie tylko chodzi tutaj o wdzierające się wszędzie fale i przechylający się okręt. W opowieściach wielu świadków ostatnich chwil „Titanica” pojawia się bowiem relacja o naigrywaniu się przez niektórych pasażerów, ufnych w „niezatapialność” statku, z modlitwy różańcowej prowadzonej przez katolickich kapłanów na pokładzie „Titanica”. Klęczący ludzie mieli być – wedle tych relacji – otaczani przez „żartownisiów” przedrzeźniających ich modlitwę. A woda pokonywała w tym czasie kolejne grodzie.

Czy coś Wam to przypomina, Drodzy Czytelnicy?

Grzegorz Kucharczyk

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pią 11:42, 23 Lut 2018, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 60 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:27, 16 Kwi 2012 Powrót do góry

Bluźnierstwa przebiły się przez farbę na burcie Titanica

Nie znajdziemy w dziejach świata katastrofy, której przyczyny, przebieg i skutki zostałyby poddane dogłębniejszej analizie. Sprawę zatonięcia Titanica przenicowano na wylot, przy użyciu wszelkich dostępnych środków zbadała ją rzesza ekspertów, orzekały sądy, wylano morze atramentu, zapisano kilometry taśmy filmowej. Wydaje się, że wszystko już zostało na ten temat powiedziane. A może jednak nie…

Image

Zatonięcie Titanica

W maju 1914 roku na łamach amerykańskiego miesięcznika „Franciscan Herald”, wydawanego w położonej nieopodal Chicago miejscowości Teutopolis w stanie Illinois, ukazał się ciekawy artykuł – na tyle krótki, iż warto go zacytować w całości.

Bóg nie pozwoli z siebie szydzić [Ga 6, 7–8]

Rocznica okropnej katastrofy Titanica skłania do przypomnienia dziwnej historii, zasługującej na coś więcej niż jedynie przelotna uwaga. Kiedy budowano tego parowego potwora w dokach Belfastu, panowało powszechne mniemanie, iż całkowicie bezpiecznie przetrwa on największy nawet sztorm. Pośród setek zatrudnionych przy budowie statku znalazło się wielu ludzi pozbawionych wszelkiej religijności. Niektórzy z nich zabawiali się wypisywaniem okropnych bluźnierstw na jego burtach. Posuwali się wręcz do rzucania wyzwań Bogu, aby posłał statek na dno, jeśli tylko potrafi. Pisali: "Sam Chrystus nie zdoła go zatopić". Podczas malowania statku bluźniercze napisy pokryto warstwą farby, ale przebiły one przez nią, znów stając się widocznymi i czytelnymi.

Pewien katolicki oficer z załogi Titanica ujrzawszy je, napisał w liście do rodziców: "Jestem przekonany, że ten statek nigdy nie dopłynie do Ameryki z powodu szokujących bluźnierstw wypisanych na jego kadłubie". Rodzice owi, mieszkający w Dublinie, wciąż przechowują ten list jako pamiątkę po synu. Dziś wiemy, jak ziściła się przepowiednia tego oficera. Szydercy sądzili, że ich bluźnierstwa będą przemierzać ocean rok po roku, jako jawna obraza Wszechmogącego. I co? Kiedy oczekiwali wiadomości z drugiej strony Atlantyku o bezpiecznym dotarciu Titanica do miejsca przeznaczenia, doszła ich druzgocąca wieść, iż oceaniczny kolos zatonął. Do posłania na dno dumnego statku z bluźnierczymi hasłami wystarczyło zderzenie ze zwykłą górą lodową.

Wykonał go rzemieślnik, lecz nie jest on Bogiem (Oz 8, 6)

Do dziś nie wiadomo, kto rozpowszechnił opinię o niezatapialności Titanica. I trudno się temu dziwić – któż po tak spektakularnej katastrofie przyzna się, iż podobne sformułowanie mogło zagościć na jego ustach bądź spłynąć z jego pióra?

Stocznia Harland & Wolff, w której statek został zbudowany, uporczywie zaprzeczała, jakoby kiedykolwiek użyła w jego opisie terminu niezatapialny, zrzucając całą winę na nadinterpretację ze strony prasy. Faktycznie, zarówno w popularnych dziennikach („Irish News” i „Belfast Morning News”), jak i w poważnym magazynie branżowym „Shipbuilder”, pojawiły się sformułowania, z których niezbicie wynikało, że dzięki zastosowanym w konstrukcji kadłuba wodoszczelnym grodziom statek, podobnie jak jego bliźniak Olympic, staje się praktycznie niezatapialny.

Czyż jednak można się dziwić nadinterpretacjom medialnym, skoro sam armator – oceaniczna kompania żeglugowa White Star Line – informował w reklamowej broszurze, iż jego dwie najnowsze, wspaniałe jednostki zostały zaprojektowane jako niezatapialne. Być może opinia ta zrodziła się pod wpływem producenta grodzi wodoszczelnych – firmy Stone & Lloyd, która ogłosiła, iż grodzie owe czynią statek praktycznie niezatapialnym.

Kto by się jednak przejmował przysłówkami? Praktycznie, niepraktycznie, niezatapialny to niezatapialny! Opinia błyskawicznie stała się legendą, legenda stała się mitem…

Kiedy do nowojorskiego oddziału White Star Line dotarła wieść, iż należący doń transatlantyk znalazł się w poważnych opałach, jego wiceprezes Philip A. S. Franklin orzekł: Pokładamy absolutne zaufanie w Titanicu. Jesteśmy przekonani, że ten statek jest niezatapialny. W chwili gdy wypowiadał te słowa, „niezatapialny” spoczywał już na dnie oceanu.

Nie tylko jednak armator żywił niezłomną pewność co do absolutnego bezpieczeństwa korzystających z jego usług podróżnych. Oni sami byli o tym nie mniej przekonani. Jedna z pasażerek, Margaret Devaney wyznała: Wybrałam Titanica, bo słyszałam o nim, że jest niezatapialny. Inny pasażer, Thomson Beattie tak pisał w liście do domu: Zmieniliśmy statek i przypłyniemy innym – nowym i niezatapialnym.

Komuż bardziej ufa człowiek wchodzący na pokład każdej jednostki – czy to naziemnej, nawodnej czy latającej – jak nie jej kapitanowi? A dowodzący Titanikiem najwyższej klasy specjalista w swej dziedzinie, kapitan Edward J. Smith nie pozostawiał w tej materii miejsca na najmniejsze wątpliwości: Nie potrafię sobie wyobrazić warunków, które mogłyby spowodować zatonięcie tego statku ani żadnego rzeczywiście poważnego wypadku, jaki mógłby mu się przytrafić. Współczesne budownictwo okrętowe ma już tego rodzaju problemy daleko za sobą.

Jak Bóg będziecie (Rdz 3, 5)

Trudno dzisiaj uwierzyć, by ktoś naprawdę mógł sądzić, iż siedemdziesiąt tysięcy ton stali może być niezatapialne, jednakże był to rok 1912 – próg Nowego Wspaniałego Świata – kulminacyjny moment trwających od stulecia gwałtownych przemian cywilizacyjnych, owocujących radykalną metamorfozą mentalności społeczeństw Zachodu.

Świat osiągnął wówczas nienotowany nigdy wcześniej stopień zamożności, bezpieczeństwa i stabilizacji, nie wspominając nawet o wygodzie życia codziennego. Od kilkudziesięciu wszak lat człowiek Zachodu korzysta z urządzeń, o jakich wcześniejszym pokoleniom nawet się nie śniło. Ma w domu kanalizację i bieżącą wodę, wnętrza oświetla mu elektryczna żarówka, rozmawia przez telefon, słucha muzyki z płyt, chodzi do kina, fotografuje niedużym przenośnym aparatem, buduje drapacze chmur…

I podróżuje – nieporównanie częściej i dalej niż jego przodkowie. A nade wszystko – bezpieczniej (w ciągu czterdziestu lat poprzedzających rejs Titanica na transoceanicznych liniowcach pasażerskich przemierzających szlaki północnego Atlantyku zginęły zaledwie cztery osoby).

Pierwsza dekada XX stulecia przyniosła gwałtowne przyspieszenie tego i tak dotychczas bezprecedensowego skoku technologicznego. W roku 1912 średnia prędkość pociągu ekspresowego zbliżała się do stu dziesięciu kilometrów na godzinę, podróż przez Atlantyk statkiem napędzanym turbiną parową trwała najwyżej tydzień, samochód dawno już przestał być luksusowym gadżetem stając się powszechnym narzędziem pracy (gdy wodowano Titanica, ich liczba w samych Stanach Zjednoczonych sięgała pół miliona). W roku 1903 człowiek po raz pierwszy oderwał się od ziemi na pokładzie maszyny cięższej od powietrza, by sześć lat później przelecieć nad kanałem La Manche…

Ówczesny człowiek Zachodu pokłada niezachwianą wiarę w nauce i postępie, sądząc, że rozwiązanie wszystkich problemów dręczących ludzkość od samego jej zarania to tylko kwestia czasu. Przecież z globusa zniknęły już białe plamy, coraz precyzyjniejsza staje się też mapa ludzkiego organizmu. Nauka zaczyna penetrować świat wirusów, hormonów, a nawet genów. Poznano już promieniowanie X i teorię względności Einsteina. A gazety co chwilę donoszą o kolejnym niebywałym odkryciu czy wynalazku…

Lud nierozumny dąży ku swej zgubie (Oz 4, 14)

Człowiek Zachodu pierwszej dekady XX wieku – niezłomnie przekonany, iż przekroczył już wszelkie możliwe granice – religię traktuje jak zabobon, który powinno się jak najszybciej wrzucić w otchłań zapomnienia. W zasadzie logiczne – skoro sam potrafi stwarzać rzeczy dotychczas niepojęte, po co mu Stwórca? Skoro sam potrafi kierować własnym losem, po co mu Opatrzność? Skoro sam potrafi stworzyć sobie raj, po co mu Zbawiciel?
Po co mu Bóg? Zresztą, filozof już trzy dekady wcześniej ogłosił Jego śmierć…
Dlaczego zatem – skoro Boga nie ma – człowiek rzuca Mu wyzwanie?

Z niezwykle prostej przyczyny: ponieważ istotą ateizmu wcale nie jest niewiara w Boga, lecz walka z Nim. Stąd nie powinno specjalnie dziwić wypisywanie przez robotniczą gawiedź w dokach Belfastu bluźnierczych haseł na burtach statku, o którego tytanicznej potędze była dogłębnie przekonana, informacje wszak czerpała z pierwszej ręki – od gazeciarskiej gawiedzi sprzedającej najnowsze wieści na rogach ulic. A trudno o grupę społeczną, która miałaby się za nowocześniejszą, lepiej poinformowaną i bardziej światową od wielkomiejskiej gawiedzi. Ma wszak smartfony, fejsbuki, twittery…

Postawę tę musiał z pewnością podzielać chłopiec okrętowy z Titanica zapytany 10 kwietnia 1912 roku w porcie Southampton przez Albertową Caldwell, czy statek jest rzeczywiście niezatapialny, gdyż z niezmąconą pewnością odparł: Tak jest, psze pani. Nawet Bóg nie dałby rady go zatopić.

Tekst jest fragmentem artykułu. Całość została opublikowana w najnowszym, 25. numerze magazynu "Polonia Christiana"

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Czw 22:00, 13 Kwi 2023, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 60 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:38, 19 Kwi 2012 Powrót do góry

USA: bohaterscy księża z Titanica

Image

W związku z setną rocznicą zatonięcia „Titanica” w Stanach Zjednoczonych na różne sposoby wspominana jest ta katastrofa. Podczas gdy niemal na wszystkich kanałach telewizyjnych emitowane są filmy fabularne lub dokumentalne dotyczące katastrofy, media katolickie przypominają, że pośród ofiar było trzech katolickich kapłanów. Wszyscy trzej zrezygnowali z miejsc oferowanych im w szalupach ratunkowych, aby służyć posługą duchową tym, którzy pozostali na statku.

Po tragedii w 1912 r. czasopismo America opublikowało raport naocznych świadków wydarzenia. Wynika z niego, że wszyscy trzej księża do końca świadczyli kapłańską posługę, a obecni tam katolicy usilnie zabiegali o pomoc duchową. „Odmawiano różaniec, księża bez końca udzielali absolucji generalnej” – twierdzili świadkowie. Zaledwie na kilka godzin przed tragicznym zderzeniem rzekomo niezatapialnego statku z górą lodową dwaj spośród księży odprawili Mszę św. W kazaniu jeden z nich mówił o tym, że człowiek potrzebuje „duchowej szalupy” oferowanej przez Jezusa, aby przejść bezpiecznie przez niebezpieczeństwa świata.

Księża podróżowali „Titanickiem” z różnych powodów. Benedyktyn, o. Josef Peruschitz, wyjechał z Bawarii, aby objąć stanowisko dyrektora szkoły średniej w Minnesocie. Litwin, ks. Juozas Montvila został zmuszony do wyjazdu przez rząd rosyjski, a ks. Thomas Byles, konwertyta z anglikanizmu, podróżował z Anglii na ślub swojego brata w Ameryce.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Nie 11:15, 12 Lip 2020, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 60 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:23, 12 Kwi 2013 Powrót do góry

[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]

"Ci, którzy przeżyli, mówili, że ks. Józef Montwiłł do końca troszczył się o innych, słuchał spowiedzi, udzielał ostatnich sakramentów. Uspokajał przerażonych pasażerów w języku polskim, rosyjskim i niemieckim. Pozostał w okrętowej bibliotece. Kiedy statek zderzył się z górą lodową i widmo tragedii było nieuchronne, ksiądz Montwiłl odmówił zejścia do szalup ratunkowych - tak jak dwaj inni księża katoliccy, którzy byli na pokładzie: ksiądz Thomas Byles (54 lata) z Anglii oraz benedyktyn Joseph Peruschtz (41 lat) z Bawarii. Wokół nich skupili się przerażeni ludzie. Wszyscy trzej duchowni nieśli ostatnią posługę tym, którzy nie mieli szans uratowania się i sobie nawzajem - byli duchową szalupą ratunkową. I wszyscy trzej księża zginęli wraz z ponad 1500 innymi pasażerami w odmętach lodowatego oceanu. Wśród 730 uratowanych były osoby, które w szalupach zajęły miejsca proponowane wcześniej księżom."

[link widoczny dla zalogowanych]

Titanic - Videos Originales 1912 - filmik
(...)
https://www.youtube.com/watch?time_continue=59&v=YgEFEhHB_YE




Na Titanicu był ksiądz z Suwalszczyzny. Wiózł rękopisy z Sejn

Podobno spowiadał i uspokajał przerażonych współpasażerów do końca. W nowojorskim Brooklynie, w nowej parafii, miał zacząć nowe życie, już bez carskich prześladowań. W kwietniu 1912 roku największy parowy statek pasażerski na świecie zatonął wraz z 1500 pasażerami, ciała księdza nigdy nie odnaleziono. Cztery miesiące wcześniej ks. Józef Montwiłł skończył 27 lat

Image

[link widoczny dla zalogowanych]

W umieszczonej w internecie encyklopedii Titanica można znaleźć informacje, ile za swój bilet zapłacił każdy pasażer Titanica i jaką klasą płynął. Stąd wiemy więc, że Józef Montwiłł zapłacił 13 funtów, płynął drugą klasą, wsiadł w Southampton. Tyle że nie każdy w nazwisku Montvila Fr. Juzoas - a pod takim właśnie nazwiskiem na liście pokładowej duchowny figurował - rozpozna 27-letniego absolwenta Seminarium Duchownego w Sejnach i wikariusza w Lipsku koło Augustowa.

Dorota Łangowska z wykształcenia jest ekonomistą i logistykiem, ale jej drugą pasją jest historia rodzinnej Suwalszczyzny, a właściwie pogranicza suwalsko-litewskiego. I to właśnie zbierając informacje o swojej rodzinie, natrafiła na ślad księdza Józefa Montwiłła. Na tyle ją zafascynował, że danych na jego temat zaczęła szukać, gdzie się tylko da. I znalazła całkiem dużo. Historia księdza jest dramatyczna.
(...)
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pią 12:10, 23 Lut 2018, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 60 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:55, 23 Lut 2018 Powrót do góry

Na Titanicu był ksiądz z Suwalszczyzny

Jest to wywiad, który opisuje historię krótkiego życia Księdza Józefa Monwiłła (1885-1912). Postaci niezwykle szlachetnej i tragicznej. Historia wymaga doprecyzowania i uzupełnienia. Jest wielowątkowa. Gdyby J. Cameron wiedział więcej, to kto wie? Czytając warto pamiętać, że Ksiądz Józef Montwiłł urodził się, wychował, wykształcił i posługiwał na Suwalszczyźnie, która była małą ojczyzną dla Polaków, Litwinów i innych Nacji. Oglądając jedną z najsłynniejszych scen w kinematografii światowej, która wieńczy dzieło J. Camerona, pamiętajcie "Nasi tam byli". Kto wie może w odmętach zimnego oceanu zginęła jeszcze jedna osoba z Suwalszczyzny? A może nie zginęła i to Ona właśnie zajęła miejsce Księdza w szalupie? Może to Ona uratowała rękopis z pieśniami z Suwalszczyzny? Czasami rzeczywistość jest ciekawsza od filmowego arcydzieła, tylko trzeba o tym opowiedzieć. Dorota Łangowska Suwałki 2012 r.


Na Titanicu był ksiądz z Suwalszczyzny. Wiózł rękopisy z Sejn

Podobno spowiadał i uspokajał przerażonych współpasażerów do końca. W nowojorskim Brooklynie, w nowej parafii, miał zacząć nowe życie, już bez carskich prześladowań. W kwietniu 1912 roku największy parowy statek pasażerski na świecie zatonął wraz z 1500 pasażerami, ciała księdza nigdy nie odnaleziono. Cztery miesiące wcześniej ks. Józef Montwiłł skończył 27 lat.

W umieszczonej w internecie encyklopedii Titanica można znaleźć informacje, ile za swój bilet zapłacił każdy pasażer Titanica i jaką klasą płynął. Stąd wiemy więc, że Józef Montwiłł zapłacił 13 funtów, płynął drugą klasą, wsiadł w Southampton. Tyle że nie każdy w nazwisku Montvila Fr. Juzoas - a pod takim właśnie nazwiskiem na liście pokładowej duchowny figurował - rozpozna 27-letniego absolwenta Seminarium Duchownego w Sejnach i wikariusza w Lipsku koło Augustowa. Dorota Łangowska z wykształcenia jest ekonomistą i logistykiem, ale jej drugą pasją jest historia rodzinnej Suwalszczyzny, a właściwie pogranicza suwalsko-litewskiego. I to właśnie zbierając informacje o swojej rodzinie, natrafiła na ślad księdza Józefa Montwiłła. Na tyle ją zafascynował, że danych na jego temat zaczęła szukać, gdzie się tylko da. I znalazła całkiem dużo. Historia księdza jest dramatyczna. Rozmowa o podróży ks. Montwiłła:

Monika Żmijewska: Co ma wspólnego pani rodzinna historia z księdzem Montwiłłem?

Dorota Łangowska: Nie tak dawno dowiedziałam się, że moja rodzina pochodzi z Lubowa - po litewsku: Liubavas -miejscowości niegdyś leżącej w polskich granicach. Miałam mało informacji - po drugiej wojnie światowej granica podzieliła rodzinę. Mój ojciec bardzo wcześnie został sierotą, bo w wieku 7 lat, toteż i wiedza o dalszej rodzinie była dość szczątkowa. Niedawno jeden z kuzynów sporządził drzewo genealogiczne, zaczęłam je analizować. I tak to się zaczęło. Przy okazji szukania informacji o Lubowie okazało się, że tam właśnie trafił, trochę jakby na zesłanie, ksiądz Montwiłł. O Lubowie sprzed stu lat napisał ks. Jemielity w Roczniku Augustowsko-Suwalskim w 2007 roku, gdy opisywał konflikt na tle narodowościowym - skądinąd to też nadaje się na scenariusz filmowy. Dowiedziałam się, że Montwiłł był jedną z ofiar katastrofy Titanica. Bardzo mnie to zaintrygowało. Spisywałam wszystko, co mi wpadło w ręce. Tu parę zdań, tam parę. W polskich źródłach o księdzu jest bardzo mało, to dosłownie szczątkowe informacje. Trochę informacji znalazłam w internecie. Gdzieś trafiłam na rozmowę kuzynki księdza - w języku angielskim, więcej było informacji w języku litewskim. To różne źródła, niestety nie takie, by pozwoliły na napisanie artykułu naukowego. Ale na tyle intrygujące, że naprawdę szkoda, by ta historia księdza przepadła. Im bardziej się w to wszystko zagłębiałam, tym bardziej przejmujące to wszystko się wydawało. Film Jamesa Camerona... cóż, dobrze się go ogląda, ale gdy sobie wyobrazimy, jaka tam musiała być panika, że ci wszyscy ludzie tam byli... To prawdziwa tragedia.

Image

Czy wiadomo, jak wyglądały ostatnie chwile księdza Montwiłła?

- Ci, którzy przeżyli, mówili, że ks. Józef Montwiłł do końca troszczył się o innych, słuchał spowiedzi, udzielał ostatnich sakramentów. Uspokajał przerażonych pasażerów w języku polskim, rosyjskim i niemieckim. Pozostał w okrętowej bibliotece. Kiedy statek zderzył się z górą lodową i widmo tragedii było nieuchronne, ksiądz Montwiłl odmówił zejścia do szalup ratunkowych - tak jak dwaj inni księża katoliccy, którzy byli na pokładzie: ksiądz Thomas Byles (54 lata) z Anglii oraz benedyktyn Joseph Peruschtz (41 lat) z Bawarii. Wokół nich skupili się przerażeni ludzie. Wszyscy trzej duchowni nieśli ostatnią posługę tym, którzy nie mieli szans uratowania się i sobie nawzajem - byli duchową szalupą ratunkową. I wszyscy trzej księża zginęli wraz z ponad 1500 innymi pasażerami w odmętach lodowatego oceanu. Wśród 730 uratowanych były osoby, które w szalupach zajęły miejsca proponowane wcześniej księżom. Nikt się nie spodziewał tej tragedii - luksusowy najnowocześniejszy statek miał być absolutnie bezpieczny. Na pokładzie panowała odświętna atmosfera. Właśnie minęła Wielkanoc. Statek płynął spokojnie czwarty dzień. Niedziela 14 kwietnia 1912 roku była pierwszą po Zmartwychwstaniu. Ksiądz Montwiłł pomagał we mszy odprawionej przez ks. Bylesa. Świadkowie dobrze zapamiętali słowa, które kapłan wypowiedział wówczas podczas swojego ostatniego kazania - duchowny mówił o groźbie stania się duchowym wrakiem w czasach pokusy i nawoływał do korzystania z szalup ratunkowych w postaci modlitwy i sakramentów. Kilka godzin później doszło do tragedii.


[link widoczny dla zalogowanych]

Dlaczego ks. Montwiłł w ogóle wybrał się w tę podróż?

- Musiał opuścić Suwalszczyznę. Był młodym księdzem, gdy wsiadł na statek, minęły ledwie cztery lata od ukończenia Seminarium Duchownego w Sejnach, wyświęcenia (22 marca 1908 roku w Warszawie) i rozpoczęcia pracy jako wikariusz w parafii Lipsk koło Augustowa. Ale szybko wszedł w zatarg z władzami carskimi. Ci, którzy go znali, mówili, że charakteryzował się wrażliwością i uduchowieniem. Pomagał ludziom, był bardzo aktywny. W tajemnicy posługiwał ukraińskim katolikom - unitom. A to było zabronione przez władze carskie, które próbowały zmusić katolików obrządku wschodniego do przyłączenia się do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Ks. Józef Montwiłł za ochrzczenie dziecka i wysłuchanie spowiedzi miał sprawę karną. Sąd uznał go za wroga polityki prowadzonej przez imperium carskie. Miał być pozbawiony obowiązków wikariusza i święceń kapłańskich. Dlatego diecezja sejneńska, oczekując na zmianę surowego wyroku, przeniosła młodego wikariusza właśnie do Lubowa - gdzie w sto lat po tym natrafiłam na jego ślady. W nowej parafii był, niestety, konflikt na tle narodowościowym, o którym wspomniałam wyżej. Młody wikariusz zaczął głosić po litewsku. Uczył też dzieci katechizmu w języku litewskim. Wraz z kolegami założył towarzystwo odnowienia narodowego Litwy. A to były czasy, gdy w szkolnictwie i administracji obowiązywał język rosyjski. W świątyniach natomiast oprócz łaciny używano języka polskiego i litewskiego. Wkrótce władze carskie wydały zakaz odprawiania mszy, głoszenia i grzebania zmarłych. Duchowny był śledzony. Dlatego też zdecydował się wyjechać.

[link widoczny dla zalogowanych]

Jechał w ciemno?

- W USA miał na niego czekać brat Piotr, który do Stanów Zjednoczonych wyemigrował w grudniu 1907 roku. Piotr działał na rzecz społeczności litewskiej zamieszkałej w tzw. Małej Litwie na Brooklynie. Dowiedział się, że władze carskie prześladują Józefa. Zwrócił się więc do franciszkańskiego kościoła na Brooklynie z sugestią zaproszenia Józefa do Ameryki.

Pod koniec 1911 roku Józef był gotowy do ucieczki. Kartkę z taką informacją Piotr otrzymał w styczniu 1912 roku. Można jedynie domyślać się, że uciekał przez Berlin, a później wypłynął z portu w Hamburgu. Krótko przebywał w Londynie. Chciał jak najszybciej wypłynąć do Stanów Zjednoczonych. Na pokład Titanica wszedł w środę, 10 kwietnia 1912 roku, w Southampton. Docelowym miejscem jego podróży było Worcester Massachusetts w Stanach Zjednoczonych. Tam chciał wydać rękopis y z zapisem pieśni z Suwalszczyzny. Niestety, zatonęły wraz z nim.

Udało się pani ustalić dokładnie, co to były za teksty?

- Z różnych źródeł wynika tylko, że dotyczyły blisko 600 rękopisów z ludowymi pieśniami i melodiami litewskimi z terenu Suwalszczyzny. Zebrali je klerycy z Seminarium Duchownego w Sejnach. Ponieważ cenzura carska uniemożliwiała ich opublikowanie, ksiądz postanowił je przewieźć do USA i tam opublikować. Warto dodać, że ksiądz pracował dla katolickiej gazety w Sejnach. Pisał kazania dla wydawnictwa Vadovas. Był też utalentowanym rysownikiem. Wykorzystywał artystyczne uzdolnienia do sporządzania ilustracji i winiet wielu religijnych gazet i książek opublikowanych potajemnie w Wilnie.

[link widoczny dla zalogowanych]

Czy wiadomo coś więcej o jego rodzinie?

- Zbierając informacje z różnych źródeł, udało mi się ustalić, że ksiądz Montwiłł urodził się w Gudine pod Mariampolem . Jego rodzice - Kazys i Magdalena, z domu Karaleviciutes - byli rolnikami. Po dwóch latach od narodzin Józefa, czyli w 1887 roku, w trójkę przeprowadzili się do małej wioski Nendriskiai, gdzie kupili farmę. Tam urodziły się pozostałe dzieci: Piotr, Kazys, Pius, Andrzej, Emilia, Elżbieta i Izabella. Później przeprowadzili się do Mariampola, gdzie Józef ukończył gimnazjum. Według sąsiada Alva Sidaraviciene dom rodziców kapłana był bardzo elegancki. Ogromny ogród obsadzony był rzadkimi drzewami. Na podwórku można było zobaczyć m.in. bażanty i pawie. Kiedy ksiądz Józef Montwiłł zginął, jego rodzice i dziadkowie otrzymali odszkodowanie w wysokości 130 funtów od Titanic Relief Fund.

Po II wojnie światowej losy rodziny były dramatyczne. Siostra Elżbieta zaraz po wojnie była deportowana do Krasnojarska - zmarła tam w 1956 roku. Z wygnania na Syberii udało się wrócić bratu księdza - Andrzejowi. Rodzina nie mogła odzyskać zabudowań i ziemi. Jeden z krewnych powiedział, że dom dziadków został brutalnie zbezczeszczony w czasach sowieckich. W końcu bratu Andrzejowi udało się otrzymać odszkodowanie za przejętą ziemię. Wszystkie środki przeznaczył na medal, który złożony jest w bazylice w Mariampolu. Najmłodsza siostra Izabella wyszła za mąż za Janasa Steponaitisa i mieszkała aż do śmierci w 1987 w Brooklynie. Piotr - ten brat księdza, który chciał go ściągnąć do USA - nie mógł pogodzić się z tragiczną śmiercią Józefa. W roku 1977 z własnych pieniędzy wydał 1000 egzemplarzy książki pt. "Kiedy przeszłość wraca", która upamiętniała pamięć brata. Całe życie był orędownikiem odzyskania przez Litwę niepodległości. Prowadził parady litewskie w Nowym Jorku. Marzył o wolnej Litwie. Zmarł w wieku 97 lat.

Czy postać ks. Józefa Montwiłła jest zapomniana?

- Nie do końca. Ks. Józef Montwiłł uznawany jest za jednego z animatorów litewskiego odrodzenia narodowego na obszarze diecezji sejneńskiej, obejmującej ziemię augustowską oraz Suwalszczyznę. W 1992 roku wierni zaapelowali nawet o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Zabrakło jednak dowodów. Na Litwie w tym roku ukazała się książka o trzech rodakach, którzy uczestniczyli w katastrofie Titanica - w tym również księdzu Montwille - "Titaniko Lietuvai", którą napisały Gerda Butkuviene i Vaida Lowell. Wątków ciekawych związanych z Titanikiem jest więcej - skądinąd parowcem Birma, który pierwszy odebrał sygnał SOS nadany z pokładu Titanica, dowodził Litwin, kapitan Stulpinas . Wszyscy słyszeliśmy o Carpathii, która wypłynęła z Nowego Jorku trzy godziny przed Birmą. Były jednak nieporozumienia z odczytaniem fachowych współrzędnych. Ale to już inna historia. Może dzięki czytelnikom uda się doprecyzować i rozszerzyć wiedzę o księdzu Józefie Montwille? Napisz: [link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 60 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:07, 13 Kwi 2023 Powrót do góry

Teresa napisał:
Bluźnierstwa przebiły się przez farbę na burcie Titanica
(...)

Tekst jest fragmentem artykułu. Całość została opublikowana w najnowszym, 25. numerze magazynu "Polonia Christiana"

[link widoczny dla zalogowanych]


Podałam pewnej osobie ten link do artykułu i mi napisał, że jest to totalna bzdura, zostało zweryfikowane. A statek rzeczywiście był bardzo bezpieczny... polecam w tym temacie [!] zamiast pch24, coś opartego o fakty i naukę... są 2 części tego filmu:

Titanic - Case Closed pt. 1 (Lektor PL) - Titanic 1912 - Akta Sprawy cz.1
(...)
https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=ay4sDQSPWbU&ab_channel=Pawe%C5%82Hebda


Titanic - Case Closed pt. 2 (Lektor PL) - Titanic 1912 - Akta Sprawy cz.2
(...)
https://www.youtube.com/watch?v=I-N-zMajpNI&ab_channel=Pawe%C5%82Hebda
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 60 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:24, 13 Kwi 2023 Powrót do góry

Jeszcze dopowiedzenie do powyższego artykułu z pch24 od osoby, której podałam wcześniej ten link:

"Ten film pokazuje w najbardziej przystępny sposób, ze statek był bardzo bezpieczny oraz czynniki, które doprowadziły do jego zatonięcia w wyniku procesu destrukcji zapoczątkowanemu otarciem się o górę lodową.
Przy każdym tego typu wydarzeniu pojawia się mnóstwo mitomanów tworzących legendy. Tego typu wydarzenie, o którym wspomina pch24 nie miało miejsca. Info w pch24 często weryfikuje - przykro przyznać, ale czasem piszą bzdury. Po kliknięciu w link trzeba włączyć tłumacza:

[link widoczny dla zalogowanych]

Podobna bzdura jest twierdzenie, ze to nie "Titanic" zatonął, lecz podmieniony i przemalowany "Olympic", który został uszkodzony w wyniku zderzenia z okrętem wojskowym."


Mogę tylko podziękować za dopowiedzenie i sprostowanie.
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)