Autor Wiadomość
Teresa
PostWysłany: Śro 11:42, 04 Lut 2015   Temat postu:

Jeszcze jedna wypowiedź. Katolicki publicysta, Tadeusz Żychiewicz, autor rubryki "Poczta Ojca Malachiasza" drukowanej na łamach Tygodnika Powszechnego, ("Tygodnik Powszechny" nr 1, 1973) w artykule pt. Szósty Francuz pisał:

„Jakoś nie odpowiada mi zreformowana liturgia katolickiej Mszy św. Czuję się teraz obco w kościele. Obco i oschle. Nie u siebie w domu. Drażnią mnie te mszone musztry, to fatalne przegadanie i sztuczne milczonka, chóralne recytacje i nierzadko koszmarna konferansjerka. (…) Ja wiem, że jądro mszy św. pozostało to samo; i że właściwie tylko ono jest wazne. Jednakże i liturgiczna oprawa także chyba nie jest bez znaczenia. Wybaczcie pyskatemu: aktualna katolicka Msza św. w swej formie jest dla mnie osobiście rzeczą wydumaną i wypreparowana . Troskliwie oskubany z mięsa katolicki szkielecik, ubrany w protestancki surducik. Nie bardzo wiem, po co? (...) Obawiam się, że stało się coś nie całkiem dobrego; puryści zawsze mieli ciężką łapę i jednostronne gusta. Ja wiem, że zrobiono to w dobrych i chwalebnych intencjach. Ale co mi po intencjach?."

Image
http://screenshooter.net/100648968/icperpd

Image
http://screenshooter.net/100648968/xnstqnh
Teresa
PostWysłany: Sob 21:37, 31 Sty 2015   Temat postu: Re: Pani dr Wanda Półtawska chowa się za filarem.

stefan napisał:
(...)
fragment "Beskidzkich rekolekcji" (s.531-532), dotyczący stosunku pani doktor Półtawskiej do zmian liturgicznych:

"Jakże cierpię teraz, gdy we wspaniałych kościołach szukam, gdzie właściwie jest tabernakulum - wyrzucone z centralnego miejsca nie wiadomo gdzie. Nie, nie zgodziłam się nigdy z decyzją Kościoła, żeby ksiądz w czasie Mszy św. stawał twarzą do ludu - ani z tym, żeby tabernakulum wobec tego umieścić gdzieś z boku.

W moim pojęciu ksiądz w czasie Podniesienia ma być w kontakcie z Nim, z Bogiem, i świat ma mu zniknąć z oczu, a zostać ma tylko Ten, który w jego ręce schodzi z nieba. A ludzie mają oglądać nie księdza, ale biały Opłatek, wzniesiony wysoko w kapłańskich dłoniach.

Pierwszy raz przeżyłam taką Mszę św. twarzą do ludu akurat w Paryżu i właściwie nie mogłam się skupić, bo cały czas przychodziła mi na myśl diagnoza, że ksiądz, który się do nas odwrócił, ma wrzód żołądka, bo miał typowe dla tego schorzenia zmiany na twarzy. Nie chciałam oglądać księdza, ostatecznie schowałam się za filar, choć normalnie chcę być jak najbliżej ołtarza."



Do kompletu kolejny zapis odnośnie deformacji. Tym razem z "Niecodziennika" ks. Twardowskiego.

Image

(proszę kliknąć na obraz to się powiększy)


Dla niezarejestrowanych:


Image
Teresa
PostWysłany: Czw 17:14, 26 Kwi 2012   Temat postu:

Powyżej jest cytat z książki Pani Półtawskiej, a teraz cytat z książki Wojciecha Cejrowskiego "Kołtun się jeży" gdzie pisze bardzo dosadnie o tych różnych zmianach:

"Czy w dzieciństwie był Pan ministrantem?

Byłem bardzo krótko, bo zreformowano Kościół i poczułem się zagubiony. Soborowe reformy, które spowodowały np. przekręcenie ołtarzy twarzą do widowni odrzucam jako chybione; podpowiadał je zły psycholog.
Teraz msza, to już nie misterium ale przedstawienie teatralne z kapłanem w roli głównej. Kiedyś wszystko było bardziej logiczne i obrazowe - ksiądz stał na czele wiernych i zwracał się twarzą do Pana Boga, a nie do publiki. Ja nie przychodzę na występy proboszcza, tylko po to, by z jego pomocą pogadać z Panem Bogiem.

Dowiedziałem się, że poprzekręcanie ołtarzy miało służyć zbliżeniu kapłanów do wiernych. Dziękuję bardzo, pasterze to pasterze, a trzody to trzody. Proszę mnie traktować jak na trzodę przystało - z dystansem. A widział to kto, żeby pasterz między owcami się pałętał. On zawsze dogląda pasterskim okiem z boku, z pewnej perspektywy obejmuje całe stado. A kiedy trzeba, to wskazuje kierunek, zagania, nakłania w pewną stronę. On ma kierować, przewodzić, on ma być tym lepiej wiedzącym, stać z boku i pilnie obserwować. Dopiero w sytuacji nieszczęścia zbliżać się do pojedynczej sztuki i nią się zajmować indywidualnie. Co to za pasterz, który zamiast być autorytetem chodzi na pogaduszki z capami.

Daję na tacę, między innymi na kształcenie fachowców od pasania dusz. No, to teraz proszę mnie pasać, a nie bratać się ze mną. Sam nie mam powołania ani rozumu do teologii, więc chcę mieć nauczycieli, autorytety i pośredników między mną a Słowem Bożym. Kumple mi niepotrzebni.
Ja się nie chcę zbliżać i bratać z kapłanem we mszy. Ja chcę, żeby on wiódł hufiec Boży. Niech stanie tak, jak kiedyś na czele. Niech stanie tyłem do mnie, a twarzą do Boga i odprawia po staremu. Argument o tym, że Pan jest wszędzie można przecież czytać i w ten sposób, że skoro wszędzie, to niech ksiądz stanie jednak odkręcony w tę samą stronę, co ja.

Tradycja, stara i święta, kadzidło i tajemnica - to działa na wyobraźnię. To wtedy właśnie rośnie autorytet Kościoła. Każdy musi znać swoje miejsce i w sprawach Bożych oraz obrzędowych, ksiądz ma obowiązek być przede mną. Już widzę ile autorytetu zyskałby władca, gdyby puszczał każdego siadać ze sobą do wieczerzy. To samo w Kościele - biskup to biskup i nie ma żadnego powodu, żebym był mu równy.

Gdyby mój dentysta się ze mną jednoczył i konsultował plomby, to by ode mnie plombę dostał. A mój prawnik? Ja mu płacę za to, że to on jest autorytetem od paragrafów. Prywatnie to mój kumpel z gimnazjum, ale kiedy jesteśmy na wokandzie, to on nie staje twarzą do mnie, tylko mnie przed sędzią zasłania i do sędziego w moim imieniu oręduje. I ksiądz ma robić tak samo, bo on jest lekarzem duszy i adwokatem od dziesięciorga paragrafów.

Nie mogę pojąć jakież to komunistyczne licho podkusiło Kościół do rezygnacji z korzystania z ambon. Podobno bierze się to stąd, że nie należy się wywyższać. Co za horendalny absurd. Toż to kościelna wersja politycznej poprawności. Czy Pan Jezus, jak właził na górę głosić kazanie, to się wywyższał, czy może chodziło raczej o zapewnienie lepszego odbioru Słowa Bożego? Z góry lepiej widać i słychać!!! Jak on na górze, a my na dole, to jest kontakt w obie strony. Ambona nie wywyższa i nie oddala ale zbliża kapłana z wiernymi. Na ambonie widzą go nie tylko pierwsze rzędy, ale i ten zagubiony i zawstydzony grzesznik, co się chowa pod chórem.

U mnie w parafii ksiądz przestał korzystać z ambony, kiedy zainstalowano mikrofony. Wydawało mu się widocznie, że wchodzenie ponad tłum wiernych służy wyłącznie lepszej słyszalności. Otóż nieprawda.

Czemu telewizja oddziałuje silniej, niż radio? - bo nie tylko słychać ale i widać. Jak ktoś naucza moralności i wiary, to ja chcę widzieć pasję w jego twarzy, chcę widzieć szczerość, troskę, chcę widzieć, a nie tylko słyszeć. Co robi człowiek, który kłamie? - odwraca wzrok i chowa twarz. Więc kapłan, którego twarz jest ukryta przed tymi, co w tylnych rzędach, budzi niedobre skojarzenia.

Kazania zyskałyby na sile, gdyby powrócić na ambony. Bo z ambony można sięgnąć do ostatnich rzędów świątyni, pod sam chór, do ciemnej kruchty, gdzie wstydliwie chowają się ci, którym nauka najbardziej potrzebna. Z ambony można by do nich sięgnąć nie tylko głosem ale i gestem, spojrzeniem.

Jeden z moich wujów, misjonarz, upatrywał sobie zawsze pod chórem jakiegoś jednego grzesznika i całe kazanie kierował do niego. Trzymał go wzrokiem, gesty kierował w jego stronę. Uważał, że wygłosił złe kazanie jeśli ten jeden upatrzony, schowany wstydliwie w kącie, nie padł na kolana. Raz byłem świadkiem, kiedy cały kościół klęknął. A w kazaniu nie było ani słowa o kolanach - całe było o porannym pacierzu.

Apeluję niniejszym do biskupów, by zrobili ciemnogrodzkie pogadanki na temat przydatności ambony w nawracaniu. Przecież nie o wywyższanie kapłana chodzi, tylko o widzialność. Dzięki ambonie widzę, kto do mnie mówi. Komuna wałczy o telewizję, a prawie nie interesuje się radiem. Walczmy więc o ambony, bo sam mikrofon, to w kościele za mało.

Fachowcy od radia dowiedli, że po trzech minutach słuchacze odwracają swoją uwagę od słów płynących z głośnika. Można stawać na głowie, a oni i tak zajmą się czym innym - taka już jest natura ludzka. W kościele jest to samo. Tylko te pierwsze rzędy, które widzą kapłana nie odwracają uwagi po trzech minutach. Reszta odpływa w rozmyślania. Tak działa psychika człowieka i poradzić na to można tylko dodając wizję - ambonę.
Czy ważniejsze jest ślepe trzymanie się soborowych nowości, czy skuteczność nauczania?"
Teresa
PostWysłany: Czw 19:20, 09 Lip 2009   Temat postu:

Upadnij na kolana - Wanda Półtawska

http://www.traditia.fora.pl/swobodna-dyskusja,11/upadnij-na-kolana-wanda-poltawska,482.html

Też bardzo ciekawe do poczytania.
stefan
PostWysłany: Czw 17:19, 09 Lip 2009   Temat postu: Dr Wanda Półtawska o posoborowej deformie liturgicznej

Dr Wanda Półtawska o posoborowej deformie liturgicznej

fragment "Beskidzkich rekolekcji" (s.531-532), dotyczący stosunku pani doktor Półtawskiej do zmian liturgicznych:

Image

"Jakże cierpię teraz, gdy we wspaniałych kościołach szukam, gdzie właściwie jest tabernakulum - wyrzucone z centralnego miejsca nie wiadomo gdzie. Nie, nie zgodziłam się nigdy z decyzją Kościoła, żeby ksiądz w czasie Mszy św. stawał twarzą do ludu - ani z tym, żeby tabernakulum wobec tego umieścić gdzieś z boku.

W moim pojęciu ksiądz w czasie Podniesienia ma być w kontakcie z Nim, z Bogiem, i świat ma mu zniknąć z oczu, a zostać ma tylko Ten, który w jego ręce schodzi z nieba. A ludzie mają oglądać nie księdza, ale biały Opłatek, wzniesiony wysoko w kapłańskich dłoniach.

Pierwszy raz przeżyłam taką Mszę św. twarzą do ludu akurat w Paryżu i właściwie nie mogłam się skupić, bo cały czas przychodziła mi na myśl diagnoza, że ksiądz, który się do nas odwrócił, ma wrzód żołądka, bo miał typowe dla tego schorzenia zmiany na twarzy. Nie chciałam oglądać księdza, ostatecznie schowałam się za filar, choć normalnie chcę być jak najbliżej ołtarza."


https://www.fronda.pl/forum/wanda-poltawska-a-reforma-liturgiczna,771.html

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group