Autor Wiadomość
Teresa
PostWysłany: Śro 14:38, 27 Maj 2020   Temat postu:

Już się dowiedział jak to jest z tym Piekłem - czy jest puste a wszyscy zostaną zbawieni czy jednak nie.

Dziś na ekai jest obszerny artykuł o zmarłym teologu ks. Hryniewiczu.

O. prof. Wacław Hryniewicz – teolog nadziei
(...)
https://ekai.pl/o-prof-waclaw-hryniewicz-teolog-nadziei/


Nie za bardzo rozumiem "teolog nadziei". Ekumeniczna otwartość ks. prof. Hryniewicza wzbudziła też obiekcje watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, która jest odpowiedzialna za czystość doktryny w Kościele rzymskokatolickim. Lubelski teolog – wbrew stanowisku wyrażonemu w słynnej deklaracji „Dominus Jesus” – uznał Kościoły protestanckie za kościoły w pełnym znaczeniu tego słowa (takimi są np. Kościoły prawosławne), a nie tylko, jak utrzymywał kardynał Ratzinger – wcześniejszy papież Benedykt XVI – za tzw. wspólnoty eklezjalne.
Teresa
PostWysłany: Wto 22:31, 26 Maj 2020   Temat postu:

Zmarł o. prof. Wacław Hryniewicz OMI

Image

W lublinieckim szpitalu po godzinie 8.00 odszedł do domu Ojca śp. o. Wacław Hryniewicz OMI, wybitny teolog, ekumenista, znawca teologii prawosławnej, współtwórca Instytutu Ekumenicznego KUL.

Ojciec Wacław Hryniewicz OMI urodził się 23 lipca 1936 roku w Łomazach (diecezja siedlecka). Pierwsze śluby zakonne w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej złożył 8 września 1953 roku w Markowicach, a święcenia prezbiteratu przyjął 26 czerwca 1960 roku w Obrze z rąk bp. Juliusza Bieńka – biskupa pomocniczego diecezji katowickiej.

Ojciec Wacław był wybitnym teologiem i ekumenistą, znawcą teologii prawosławnej. Przez wiele lat był związany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim Jana Pawła II w Lublinie. Współtworzył Instytut Ekumeniczny KUL, będąc jego wieloletnim dyrektorem (do 2005 roku). Konsultor Sekretariatu ds. Jedności Chrześcijan w Watykanie (1979-1984), Międzynarodowej Komisji Mieszanej do Dialogu Teologicznego między Kościołem rzymskokatolickim i Kościołem prawosławnym (1980-2005) oraz członek Komisji Episkopatu ds. Ekumenizmu (1980-2005). Autor wielu artykułów naukowych oraz książek teologicznych.

Był teologiem szukającym i odważnym, a przy tym wiernym Kościołowi. Otrzymał szereg nagród: im. księcia Konstantego Ostrogskiego (Białystok-Supraśl 1994), im. św. Brata Alberta (Warszawa 1994), im. Jana Długosza (Kraków 2004), im. Ks. Józefa Tischnera (Kraków 2005), a także odznaczeń: medal im. Anny Kamieńskiej (Gdańsk 1994), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (Warszawa 2004), medal 100-lecia Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (Lublin 2018).

Ze względu na pogarszający się stan zdrowia, w 2018 roku opuścił ukochany Lublin, z którym był związany przez całe życie. Ostatnie lata spędził we wspólnocie oblackiej w Lublińcu.

https://ekai.pl/zmarl-o-prof-waclaw-hryniewicz-omi/
Teresa
PostWysłany: Wto 22:27, 26 Maj 2020   Temat postu:

Czy ksiądz się boi śmierci?

06.04.2009

Image

NEWSWEEK: Czy ksiądz profesor boi się śmierci?

WACŁAW HRYNIEWICZ: Byłoby to zbyt zuchwałe, gdybym zapewniał, że w ogóle nie ma we mnie żadnego lęku. Ze śmiercią wiąże się zwykle lęk pomieszany z ciekawością. Śmierć jest tajemnicą. Przybliżyłem się do niej niedawno. Przeszedłem operację nowotworu. Przeżyłem śmierć kliniczną. Temu przeżyciu towarzyszyło jednak odczucie spokoju. Nie odczuwam lęku przed „strasznym Sądem Bożym” – jak go określa tradycja chrześcijańskiego Wschodu. Wierzę, że Bóg rozumie nas lepiej niż my siebie. Że gotów jest nie tylko wybaczać, ale i zdumiewać. Zetknięcie z przyszłym światem jest sferą wielkiego zdumienia. Nie sięgają tam ludzkie wyobrażenia – stąd nasza ciekawość.

Jak doświadczenie śmierci klinicznej odmieniło księdza? Czy patrzenie na śmierć stało się po nim inne?

– Nie doświadczyłem tego, o czym mówią inni w licznych publikacjach. Nie przechodziłem przez tunel do światła. Raczej spokojnie zapadałem się w życzliwą ciemność. Ciemność ta była jednak – mówiąc paradoksalnie – w jakiś sposób świetlista. Z ufnością – trudno mi tu znaleźć odpowiednie słowo – opadałem, zstępowałem. Nie jest to spadanie gwałtowne, tylko raczej pogrążanie się w przyjaznej ciemności, która ma w sobie coś z rozjaśnienia. Nasz język nie rejestruje takich odcieni, dlatego musimy z konieczności uciekać się do paradoksów. Są w naszym życiu doświadczenia niepowtarzalne, takie, którymi nie sposób nawet dzielić się bez reszty z innymi. Zostało mi dane przeżycie, które uczyniło mnie spokojniejszym i więcej rozumiejącym.

Ksiądz profesor przez wiele lat głosił w swych publikacjach nadzieję na zbawienie wszystkich ludzi bez wyjątku, nawet największych oprawców. Czy po śmierci klinicznej nadzieja ta stała się większa?

– Moja nadzieja – także nadzieja zbawienia dla wszystkich – stała się przede wszystkim bardziej ufna i spokojna. Nie jest bynajmniej zuchwałą pewnością. To pewność, jaką nadzieja dać może, skromna i pokorna ufność. Wielu rzeczy w naszym życiu tu i teraz nie poznamy. Śmierć i to co po niej pozostaje dla nas sferą zaskoczenia. Przyszłego zdumienia nie można w pełni przeżyć po tej stronie.

Śmierć jako spokojne wchodzenie w ciemność to wielki temat mistyki chrześcijańskiej. Czy doświadczenie księdza profesora było podobne do wejścia w „boską ciemność”, o której pisali mistycy?

– Być może to dobre skojarzenie, chociaż warto pamiętać, że tradycyjne chrześcijańskie metafory mówią raczej o wstępowaniu. Mojżesz np. wstępuje na górę, której szczyt spowity jest ciemnością. Dopiero tam jest przestrzeń spotkania z Tajemnicą. W moim wypadku chodziło nie tyle o wstępowanie, co raczej zstępowanie ku ciemności, pełne ufności i wewnętrznego pokoju. Wydaje się zatem, że te przeżycia są różne. Od czego to zależy – nie wiem. Doświadczenie śmierci klinicznej – zstępowania w ciemność – wewnętrznie mnie wzbogaciło. Staram się teraz być bardziej otwarty, życzliwy i przyjazny dla innych, lepiej ich rozumieć.

Czym jest śmierć? Jak ksiądz profesor odpowiedziałby na to pytanie po ostatnich doświadczeniach?

– Różne określenia i opisy to tylko przybliżenia. Chętnie odwołuję się do terminologii wielkanocnej. Wierzę, że śmierć jest Paschą, czyli przejściem do nowego życia i nowego świata Bożego, którego po tej stronie nie widzimy. Aby zrozumieć, trzeba tego przejścia w sobie doświadczyć. Sam przejdziesz – zrozumiesz. Teraz „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało”.

Z tego, co ksiądz mówił, wnosić można jednak, że śmierć ma dwa oblicza: ciemne i jasne.

– Istotnie, jedna strona śmierci jest cienista, niepozbawiona ciemności. W niej tkwi nasz lęk przed powierzeniem się niezgłębionej Tajemnicy. Jest jednak i drugie oblicze śmierci: świetliste, rozjaśniające. Być może niektórzy przybliżają się w śmierci klinicznej do tej właśnie jasnej strony. Niewidzialna rzeczywistość staje się w naszej percepcji pełna dobroczynnego, nierażącego i nieraniącego światła. To światło uspokaja, tchnie życzliwością i miłością. Osobiście w fazę światłości nie wszedłem. Pozostałem w ciemności i przy zstępowaniu zostałem zawrócony. Będąc w ciemności, bardzo zatęskniłem za powrotem do żyjących. Nie dane mi było doświadczyć, co jest dalej, nie odczułem niechęci przed powrotem do naszego świata. Przez dwa tygodnie leżałem na oddziale intensywnej opieki pooperacyjnej. Na tym samym oddziale, w tym samym miejscu na sali leżał rok wcześniej mój kolega z uniwersytetu. Umarł. W czasie pobytu w szpitalu nieraz prowadziłem z nim swoiste rozmowy, wewnętrzny dialog żyjącego z tym, który już odszedł. Jemu wrócić nie było dane, a ja bardzo tego pragnąłem. Nie dokończyłem przecież książki o świadkach nadziei powszechnego zbawienia we wczesnym chrześcijaństwie. I mówiłem do siebie: trudno, chyba już jej nie ukończę, choć tak bardzo chciałbym. No i jednak wróciłem, dane mi było tę książkę dokończyć (ukazała się w marcu tego roku w wydawnictwie Verbinum, pod tytułem „Świadkowie wielkiej nadziei” – przyp. red.).

Co naprawdę znaczy, że śmierć jest powierzeniem się niezgłębionej, przepastnej Tajemnicy?

– Wydarzenie rzeczywistej śmierci pozostanie tajemnicą. W świadomości wierzących jest wyjściem naprzeciw rzeczywistości niewidzialnej. Uznaniem własnej niemocy, przyjęciem tego, czego nie znamy i nie doświadczamy na co dzień. Jest spotkaniem z Bogiem, a takie spotkanie to swoisty sakrament Jego obecności po tamtej stronie. Często powracam do myśli, że w ciągu życia ziemskiego stopniowo dojrzewamy do spotkania z Chrystusem Zmartwychwstałym, który sam wychodzi nam naprzeciw. To nie my sami usiłujemy dotrzeć do rzeczywistości większej niż nasze życie. Wierzę, że to ona przybliża się do nas. Inicjatywa należy do Boga, a On jest zawsze zdumiewający. Przekracza nasze wszystkie ziemskie myśli i wyobrażenia.

Są jednak i tacy, dla których śmierć nie jest spotkaniem z Bogiem, lecz raczej ostatecznym zamknięciem. Co ksiądz profesor mógłby tym ludziom powiedzieć?

– Mam kontakty z ludźmi niewierzącymi. Znam różnego rodzaju odpowiedzi: śmierć to wieczny sen, definitywne rozpłynięcie się w nicość, wejście w sferę nieistnienia. Człowiek umiera i koniec. Po swojej śmierci klinicznej odczułem o wiele mocniej, jak wielkim darem jest istnienie. Jestem, a przecież mogłoby mnie w ogóle nie być. W swoim istnieniu otrzymałem coś jedynego i niepowtarzalnego. Często otrzymuję listy od ludzi wierzących, którzy także rozmawiają z niewierzącymi. W listach tych pojawia się zarzut, że wszystko, co robią teologowie, to tylko mniej lub bardziej udana spekulacja. No cóż, jako ludzie wierzący możemy jedynie dawać wyraz swojej wierze w wydarzenia ostateczne. Wiem, że same słowa nie trafiają do przekonania niewierzącym, którzy także w obliczu śmierci chcą konsekwentnie przyjąć los człowieka takim, jak go pojmowali w ciągu swego życia. Są wewnętrznie przeświadczeni, że po śmierci nie ma żadnej rzeczywistości, która miałaby nas czymś zaskakiwać. Nigdy nie usiłowałem takich ludzi przekonywać. Mówiłem: „Jeśli tak chcesz i uważasz to za słuszne, idź swoją drogą do końca, bo ostatecznej weryfikacji po tej stronie nie ma”. Jako człowiek wierzący dzielić się mogę tylko swoim zaufaniem do obietnic, o których dowiaduję się z natchnionych ksiąg Biblii. Znam ewangelie, znam obietnice Jezusa. Wiem, że nawet ludzie wierzący często mają kłopoty z samą postacią Chrystusa. Wikłają się, pytają, kim On jest naprawdę – czy tylko człowiekiem, w którym Bóg rzeczywiście objawił swoją specjalną obecność, czy jedynie niezwykłym mędrcem, ale tylko człowiekiem. Rozumiem ludzi niewierzących, bo wiara nie jest łatwa. Chyba zbyt łatwo mówi się, że to łaska, która jednemu zostaje dana, a drugiemu nie. Jako ludzie myślący chcemy sami się przekonać i zrozumieć sens wiary. Być może jednak dopiero wtedy, gdy wierzymy, rozumiemy więcej. Może pewna sfera jest zamknięta dla tych, którzy takiego ostatecznego zaufania w sobie nie mają i nie odczuwają jego potrzeby.

Wiara byłaby zatem jakąś szczególną intensyfikacją rozumu.

– Jest chyba zrozumienia pogłębieniem i poszerzeniem. Rozum także bywa różny: dyskursywny, intuicyjny, wnikający w głąb rzeczywistości. Różne są rodzaje racjonalności. W swoim wywiadzie rzece („Czas ciekawy, czas niespokojny” cz. II, Kraków 2008, s. 184-185 – przyp. red.) Leszek Kołakowski stwierdza: „Wolno nam wierzyć, że cały świat naszego doświadczenia nie jest realnością ostateczną. (...) Tak, ja w to wierzę. A nawet mam ochotę powiedzieć – ja to wiem. (...) Mam poczucie, że wiem, iż świat naszego doświadczenia jest przejawem świata Ducha. Jak się ma ten świat niewidoczny – albo prawie niewidoczny, bo bywa doświadczany tylko w niepewnych i bardzo rzadkich chwilach – do świata doświadczenia codziennego, nie potrafimy powiedzieć. Wszystkie religie tę właśnie intuicję fundamentalną obudowują wielością rozmaitych dogmatów i mitów (...). Ale taka intuicja fundamentalna jest obecna”. Wiara chętnie idzie w parze nie tylko z rozumem dyskursywnym, lecz także z rozumem intuicyjnym, który działa na skróty, wybiega naprzód, widząc wynik, cel czy kres w olśnieniu i wglądzie sięgającym w głąb tajemnicy istnienia. Jest coś zastanawiającego w tym, że istniejemy. Leibnizowskie pytanie: „Dlaczego coś jest, a nie raczej nic” ciągle pojawia się na horyzoncie naszego myślenia. Gdy wierzę, myślę jednocześnie, że w śmierci przechodzę w rzeczywistość nową, niepoznawalną i niedotykalną po tej stronie życia. Jako wierzący mogę się jednak tylko dzielić swoim doświadczeniem wiary i nadziei.

A jednak mówi ksiądz profesor, że niewierzących rozumie.

– Rozumiem to zamknięcie, bo gdy coś nie przekonuje, jest po prostu niewiarygodne. Szczególnie wtedy, gdy się jest człowiekiem młodym, poszukującym rozwiązań konsekwentnych, logicznych i jasnych.

Profesor Zbigniew Religa jednak do końca przedstawiał siebie jako ateistę.

– Czytałem po jego śmierci wypowiedź jego następcy w klinice w Zabrzu, prof. Mariana Zembali, który przypomniał historię sprzed lat, gdy młoda asystentka Religi zatruła się śmiertelnie tlenkiem węgla. „Wsiadaj w samochód, jedziemy do kościoła” – powiedział Religa do niego. I w zimnym kościele siedzieli w milczeniu przez godzinę. Może zatem zbyt pospiesznie określa się prof. Religę, człowieka poszukującego, jako ateistę? Rozumiem niepokój wierzących w obliczu śmierci tego kardiochirurga. Ostatnie chwile prof. Religi znali tylko jego najbliżsi, to jest ich tajemnica rodzinna. Wracając do zamknięcia na wiarę – przecież i ludzie wierzący jakże często nie dowierzają. Traktują niektóre prawdy wiary jako wyraz myślenia życzeniowego, jako coś, co zbyt jest piękne, by było prawdziwe. Gdy wchodzi się w tajniki wiary chrześcijańskiej, np. w tajemnicę Trójcy, widać od razu, że jest to trudne wyzwanie, wymagające zgody na paradoksy i antynomie, wejścia na inny poziom myślenia o tych sprawach. Chrześcijaństwo wymaga zaufania Tajemnicy. Chrześcijanie nie wierzą w Boga samotnego, ale w Boga, który jest istotą komunijną, interpersonalną. To wiara trudna do przyjęcia dla wyznawców judaizmu i islamu. Dialog toczyć się będzie przez wieki. Trzeba mieć odwagę przyjmowania życia jako daru – od losu, od natury czy, jeśli wierzysz, od Boga. Taką odwagą wykazują się zresztą i ludzie niewierzący, którzy otwierają się na innych, są życzliwi i szlachetni, zdolni do współczucia (o którym zresztą przypominają nam wielkie religie Wschodu, przede wszystkim buddyzm). Wspólnie z niewierzącymi jestem uczestnikiem wielkiej przygody życia. Wierzę, że to życie przemienia się, że dokonuje się w nim metamorfoza, że idziemy w kierunku nieznanego. I może dobrze, że to, co po śmierci, pozostaje dla nas nieznane. Inaczej zostalibyśmy z samą wiedzą, bez wiary i nadziei. A tak mamy obietnice, którym można w sposób racjonalny zaufać. Wiara jest w chrześcijaństwie przede wszystkim zawierzeniem – ufnością w spełnienie obietnic, które składa sam Bóg.

Czy w obliczu śmierci z wiarą chrześcijanina dzieje się coś szczególnego?

– Osobiście stałem się pokorniejszy. W życiu walczymy nie tylko o dobra materialne, władzę i sławę, ale spieramy się również o poglądy. Łatwo oskarża się innych o herezję. A tymczasem tak mało naprawdę wiemy. Skrawek naszej wiedzy jest niezmiernie wąski. Dziś nawet dostępna nam wiedza jest tak rozczłonkowana, istnieje tak wiele specjalizacji, iż nie jesteśmy w stanie stworzyć wielkiej syntezy. Warto się w tym względzie uczyć od tzw. teologii negatywnej, na Wschodzie chrześcijaństwa częściej dochodzącej do głosu w myśleniu o Bogu i świecie niż na Zachodzie. XV-wieczny myśliciel Mikołaj z Kuzy nie bez racji mówił o tzw. docta ignorantia – uczonej niewiedzy.

Czy zatem wiara jest od tego, by zapełniać nasze luki w wiedzy?

– Nie sądzę. Wiara otwiera nam horyzonty, których nawet nie przeczuwamy w czysto ludzkiej percepcji. Wierzę, iż Bóg jest wielką przyszłością człowieka. Jest Bogiem osobowym. Często pytamy, dlaczego jednak dopuszcza zło i dlaczego tyle cierpienia w świecie. Nosimy w sobie te pytania. Wiele z nich poniesiemy na drugą stronę życia, gdyż odpowiedzi ze wszech miar zadowalających nie znajdujemy. Tak wiele cierpienia zadajemy sobie nawzajem. Gdy zdolność do współczucia i zaufania innym zostaje już w dzieciństwie zniszczona, trudno potem zaufać również Bogu i w Niego uwierzyć.

Jest ksiądz profesor znanym obrońcą koncepcji nadziei zbawienia dla wszystkich i z niej wyprowadza swoją życzliwość oraz współczucie dla innych. Czy współczuje ksiądz także na przykład Hitlerowi i Stalinowi?

– Współczuję ich losowi w tym stanie, który Jezus nazywał gehenną. Mówił On o wielkiej męce, przez którą trzeba przejść wskutek ogromu cierpienia zadanego innym i zmarnowanego życia własnego, tak często nie tylko ze swojej winy. Współczuję tyranom, którzy w tak okropny sposób – dotyczy to Stalina, Hitlera i innych – odpłacali milionom ludzi za pomocą narzędzi, jakie daje władza, za swoistą gehennę, którą przechodzili w dzieciństwie. To oczywiście nie usprawiedliwia ich zaślepienia obłędną ideologią oraz bestialskich okrucieństw popełnianych w imię tej ideologii. Współczuję im gehenny pośmiertnej. Mam nadzieję, że nie jest ona stanem definitywnym i wiecznym. To kara uzdrawiająca i naprawcza, inaczej byłaby niegodnym Boga odwetem. Na to wskazuje wiele tekstów w Biblii – wystarczy właściwie je rozumieć. Wcześnie zaczęło zacierać się w świadomości chrześcijan pojęcie kary naprawczej i terapeutycznej. Dominował lęk przed piekłem kształtujący pedagogię strachu. Pedagogia nadziei została zepchnięta na margines. Nic dziwnego, że ludzie boją się śmierci, bo kojarzy im się ze strasznym sądem, wieczną karą i surowym Bogiem. A przecież zdarzali się wśród chrześcijańskich świętych, wielkich myślicieli i ojców Kościoła odważni orędownicy nadziei powszechnego zbawienia.

Ale zdarzali się też chrześcijańscy pisarze – przykładem chociażby Jakub Boehme, niemiecki mistyk żyjący na przełomie XVI i XVII wieku – którzy mówili o ciemnej stronie Boga. O gniewie, który Bóg miałby przezwyciężać w przebaczaniu ludziom.

– Takie refleksje nieobce były przede wszystkim mistykom. Bałbym się mówić, że w Bogu istnieje chęć odwetu. To uczucie znane nam, ludziom. Niektórzy mistycy byli przekonani, że kiedy przypisujemy Bogu odpłatę i odwet, jest to po prostu bluźnierstwo, najczęściej nieświadome. Przykładem syryjski mistyk z VII wieku, święty Izaak z Niniwy, o którym piszę w swojej nowej książce. Osobiście nie mam przekonania do spekulacji o ciemnej stronie Boga. Wiem, że wyznawcy niektórych religii mówią chrześcijanom: „Wasz Bóg jest zbyt dobry, On jest przecież także Niszczycielem”. A może sami chrześcijanie postrzegają Go czasem jako niszczyciela? Sądzę, że jeżeli niszczy, to tylko zło, ale potrafi ocalać winowajców, bez zadawania gwałtu ludzkiej wolności. Największa i najbardziej wzniosła intuicja Nowego Testamentu mówi, że Bóg jest Miłością, która ma moc przekonywania dobrem i pięknem.

I przebacza nawet Hitlerom i Stalinom.

– Ludziom skrzywdzonym i poniżonym, ofiarom przemocy i bezmiaru cierpienia przebaczenie nie przychodzi z łatwością. Skłonni są uważać nawet obietnice zawarte w Biblii jedynie za wielką, szlachetną literaturę. Wierzę, że po tamtej stronie przebaczenie jest łatwiejsze. My, ludzie tej ziemi, znamy tylko własną krzywdę i stratę. A tam, przed obliczem Boga, ofiary łatwiej przebaczają, bo same doświadczają wielkiej miłości. Intensywność tego przeżycia jest w stanie przeważyć pamięć o doznanej w ziemskim życiu krzywdzie. Nawet największej. Niemniej jednak w ciągu ludzkich dziejów kwestia przebaczenia i pragnienie pojednania nieustannie będą powracać. Świadczą o tym – nawet na poziomie społecznym – takie chwalebne inicjatywy, jak np. Komisja Prawdy i Pojednania w RPA.

W chrześcijaństwie jest też tak, że sam Jezus, będąc człowiekiem i Bogiem, doświadcza śmierci.

– Wiemy z ewangelii, że przeżywanie śmierci przez Jezusa było dramatyczne. Czy nie myślał On, w nocy przed męką, w ogrodzie Getsemani, że Jego śmierć może wielu wydawać się niepotrzebna i daremna? Na krzyżu wołał: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”. Przeżył ludzką śmierć do końca. Z ust Jego padły w końcu także słowa: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam mojego ducha”. Być może i my bardziej boimy się bolesnego umierania niż samej śmierci. Ból, zmaganie z chorobą, całkowite zdanie na pomoc najbliższych – to przeraża. Wielokrotnie towarzyszyłem umierającym. Zdarza się, że tuż przed śmiercią oczy człowieka szeroko się otwierają, jak na pożegnanie, a potem widać, jak życie gaśnie, spokojnie i cicho. Tak umierała również moja mama. Byłem wtedy przy niej, trzymałem ją za rękę, czytałem najpiękniejsze psalmy. Mówią co prawda, że umierający nie słyszy, ale przecież nie wiemy, jak to jest. Zapamiętałem te otwarte oczy mojej matki – było to spojrzenie już jakby nie stąd, z daleka, nieobecne.

A jednak Jezus przed śmiercią wołał, że został przez Boga opuszczony.


– Z drugiej jednak strony czytamy w Ewangelii św. Jana, że ostatnim słowem Jezusa na krzyżu było: „Wykonało się”, „spełniło się”. W tym słowie do głosu dochodzi już poczucie głębokiego sensu. Ta śmierć to nie tylko destrukcja, lecz także spełnienie dziejowej misji. Wcześniej w tej samej ewangelii Jezus zapowiada, że gdy zostanie nad ziemię wywyższony, „wszystkich przyciągnie do siebie”. Uderzający symbolizm Janowej ewangelii. Z jednej strony owo „wywyższenie nad ziemię” to śmierć krzyżowa, a z drugiej – już wywyższenie w chwale, dzięki czemu Jezus staje się Zbawicielem wszystkich, bez wyjątku. Boską cechą jest moc zbawiania, ocalania tych, którzy się zatracili, niepozostawiania ich własnemu losowi. Śmierć niewinnego Jezusa jest apelem, ostrzeżeniem na całe ludzkie dzieje, by innych nie krzyżować i nie zamieniać ich życia w udrękę.

Czym jest zmartwychwstanie? – To cud zdumiewającej przemiany. Nie wskrzeszenie, czyli powrót do ziemskiego życia, jak to było w przypadku Łazarza, przyjaciela Jezusa. Ten człowiek wrócił do tego życia i nic nam o tamtym nie powiedział. Zmartwychwstanie jest wejściem w rzeczywistość nową. Jezus ukazuje się uczniom – jak zanotował ewangelista Marek – „w innej postaci”. Ten proces przeobrażenia można obrazowo porównać do metamorfozy gąsienicy i poczwarki w motyla. To, co wydawało się przyziemne i niezdolne do wzlotu, przybiera całkiem nową i lekką postać, wyzwoloną z ograniczeń stworzenia pełzającego po ziemi. Rzeczywistość nowego życia jest darem Boga. Nie wynika ona z samego pragnienia ludzkiej natury, aby nie przestać istnieć. Wiara uczy, że Bóg wierny swoim obietnicom ocala człowieka od nicości i przyjmuje do nowego świata. Wskrzeszenie z martwych to nowy stwórczy czyn Boga, równie zakryty przed naszymi oczyma i tajemniczy, jak pierwszy akt stworzenia świata. Czym jest zmartwychwstanie, po tej stronie życia tego nie pojmiemy. Wierzę, że jest przejściem do świata lepszego i piękniejszego. To przejście zaczyna się dla nas wraz z wydarzeniem śmierci. Sam zmartwychwstawszy, będę mógł dopiero wówczas pojąć, czym jest zmartwychwstanie Chrystusa i co oznacza ono dla wszystkich ludzi. Wtedy zrozumiem, że śmierć to nie rozpadnięcie się w nicość, że przez śmierć przechodzi się do ostatniej rzeczywistości, którą nazywamy Nowym Światem i Królestwem Boga.

Czym jest zmartwychwstanie?

– To cud zdumiewającej przemiany. Nie wskrzeszenie, czyli powrót do ziemskiego życia, jak to było w przypadku Łazarza, przyjaciela Jezusa. Ten człowiek wrócił do tego życia i nic nam o tamtym nie powiedział. Zmartwychwstanie jest wejściem w rzeczywistość nową. Jezus ukazuje się uczniom – jak zanotował ewangelista Marek – „w innej postaci”. Ten proces przeobrażenia można obrazowo porównać do metamorfozy gąsienicy i poczwarki w motyla. To, co wydawało się przyziemne i niezdolne do wzlotu, przybiera całkiem nową i lekką postać, wyzwoloną z ograniczeń stworzenia pełzającego po ziemi. Rzeczywistość nowego życia jest darem Boga. Nie wynika ona z samego pragnienia ludzkiej natury, aby nie przestać istnieć. Wiara uczy, że Bóg wierny swoim obietnicom ocala człowieka od nicości i przyjmuje do nowego świata. Wskrzeszenie z martwych to nowy stwórczy czyn Boga, równie zakryty przed naszymi oczyma i tajemniczy, jak pierwszy akt stworzenia świata. Czym jest zmartwychwstanie, po tej stronie życia tego nie pojmiemy. Wierzę, że jest przejściem do świata lepszego i piękniejszego. To przejście zaczyna się dla nas wraz z wydarzeniem śmierci. Sam zmartwychwstawszy, będę mógł dopiero wówczas pojąć, czym jest zmartwychwstanie Chrystusa i co oznacza ono dla wszystkich ludzi. Wtedy zrozumiem, że śmierć to nie rozpadnięcie się w nicość, że przez śmierć przechodzi się do ostatniej rzeczywistości, którą nazywamy Nowym Światem i Królestwem Boga.

To także może budzić nadzieję.

– Często o tym zapominamy. Ludzie boją się śmierci, bo to czy tamto w ich życiu się powikłało, bo skutki popełnionego zła wciąż trwają, bo mimo żalu pewnych spraw nie da się już naprawić. Jak ten sprawiedliwy i miłosierny Bóg poradzi sobie ze mną? Ten lęk bardzo często jest widoczny. Na chrześcijanach spoczywa obowiązek kształtowania pedagogii nadziei, a jest ona trudniejsza od pedagogii strachu. Zmartwychwstanie to nasze wspólne oczekiwanie ostatecznego spełnienia życia. Ta prawda wszystkim daje nadzieję.

-----------------------------------------------------------------------------------

Ks. prof. Wacław Hryniewicz (ur. w 1936 r.) jest jednym z najwybitniejszych i najbardziej znanych w świecie polskich teologów. Po obronie doktoratu z teologii na KUL przebywał przez kilka lat na stypendium badawczym w Lowanium, Paryżu, Londynie i Rzymie. Wykłada w Instytucie Ekumenicznym KUL, którego był założycielem i przez długi czas dyrektorem. Należy do Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem rzymskokatolickim i Kościołem prawosławnym.

Jego twórczość teologiczna budzi wiele kontrowersji wśród współczesnych katolickich myślicieli. Hryniewicz, opierając się na interpretacjach Biblii dokonanych przez wczesnochrześcijańskich pisarzy (m.in. Orygenesa, św. Grzegorza z Nyssy, św. Izaaka Syryjczyka), opowiada się za nadzieją powszechnego zbawienia. W jego opinii pośmiertna kara – ze względu na nieskończone miłosierdzie i dobroć Boga – nie może być definitywna. Tym samym – zdaniem Hryniewicza – końcowa i ostateczna odnowa całego stworzenia poprzez przywrócenie mu pierwotnej doskonałości i bezgrzeszności (lub nawet udoskonalenie stanu pierwotnego), zwana po grecku apokatastazą, powinna stać w centrum chrześcijańskiej refleksji teologicznej. Problem stanowi to, że pewna wersja koncepcji apokatastazy została oficjalnie potępiona przez Kościół już w VI wieku.

Ekumeniczna otwartość ks. prof. Hryniewicza wzbudziła niedawno obiekcje watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary (następczyni Świętej Inkwizycji), która jest odpowiedzialna za czystość doktryny w Kościele rzymskokatolickim. Lubelski teolog – wbrew stanowisku wyrażonemu w słynnej deklaracji „Dominus Jesus” – uznał Kościoły protestanckie za kościoły w pełnym znaczeniu tego słowa (takimi są np. Kościoły prawosławne), a nie tylko, jak utrzymywał kardynał Ratzinger – obecny papież Benedykt XVI – za tzw. wspólnoty eklezjalne. Hryniewicz swoich poglądów nie odwołał, ale ich badania zostały w zeszłym roku w Kongregacji wstrzymane. Do najważniejszych prac teologicznych Hryniewicza należą książki: „Chrystus nasza Pascha”, „Nadzieja zbawienia dla wszystkich”, „Dramat nadziei zbawienia”, „Nad przepaściami wiary”, „Chrześcijaństwo nadziei”. Ks. prof. Wacław Hryniewicz jest członkiem Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.


https://www.newsweek.pl/czy-ksiadz-sie-boi-smierci/7fms6hz
Teresa
PostWysłany: Pon 14:45, 27 Sty 2014   Temat postu:

W podobnym temacie, pustego piekła i powszechnego zbawienia, tekst ks. Dariusza Kowalczyka SJ:

Bóg w piekle, czyli o nadziei powszechnego zbawienia
(...)
http://www.traditia.fora.pl/zmiany-po-svii-nom-novus-ordo-missae,6/bog-w-piekle-czyli-o-nadziei-powszechnego-zbawienia,10962.html
Teresa
PostWysłany: Czw 20:45, 18 Wrz 2008   Temat postu:

stefan napisał:
Czyli baranki prowadzone przez złego pasterza pójdą na zatracenie!


Może Bóg będzie łaskawszy dla takich baranków i owieczek, wszak oni mniej otrzymali jak Pasterze, komu wiele dano od tego więcej będzie wymagane.

Ale jak są w stadzie owieczki i baranki nieświadome tego że Pasterz źle ich prowadzi? nie są jeszcze na tyle ugruntowani w wierze? i idą w dobrej intencji? Bo np. ci co znają prawdę, a szukają jakiś doświadczeń, to może i tak. Za tych wszystkich zakręconych trzeba się modlić.
W każdym bądź razie jest to z ogromną szkodą dla całego Kościoła i dla owieczek i baranków.
stefan
PostWysłany: Czw 20:11, 18 Wrz 2008   Temat postu:

Czyli baranki prowadzone przez złego pasterza pójdą na zatracenie!
Teresa
PostWysłany: Czw 19:48, 18 Wrz 2008   Temat postu:

stefan napisał:
Ale przecież w Biblii jest napisane
cyt. z pamięci
Biada tym którzy mając klucze do Królestwa Niebieskiego sami nie wchodzą i innym nie dają.
..........................
A co z ludźmi którzy ulegną zwiedzeniu złych pasterzy?


Pan Bóg będzie wiedział co. Już gdzieś to tu cytowałam, ale uczynię jeszcze raz, a mianowicie:

Św. Jan Chryzostom zadaje pytanie: "Kto jest bardziej winny śmierci człowieka; ten kto podaje truciznę do wypicia?, czy osoba wypijająca truciznę jest winna swojej własnej śmierci? Bez wątpienia może to być prawda, jednak św. Jan Chryzostom odpowiada, że osoba podająca truciznę ponosi większą winę i to właśnie czynią ci, którzy wprowadzają wszelkie zło, prowadzące do sprowadzania śmierci dusz.
Teresa
PostWysłany: Czw 19:38, 18 Wrz 2008   Temat postu:

Warto by może od tej strony zacząć przegląd nauk ks.profesora

Zbawiciel jest polifoniczny i politropiczny, czyli kolejne bajki apostaty Hryniewicza

środa, 12 września 2007

Image

(...)
http://breviarium.blogspot.com/search?q=Hryniewicz


Czy będziemy smażyć się w piekle

28 marca 2007

ks. prof. Wacław Hryniewicz
Dla mnie gehenna (termin "piekło" jest tworem późniejszym) jest przejściem człowieka przez oczyszczenie, które wiąże się z ogromnym cierpieniem. Gehenna ma więc sens pedagogiczny i rehabilitacyjny. W tej kwestii reprezentuję inną linię tradycji chrześcijańskiej, niż ta, którą głosi Kościół. Mówiąc o wiecznej męce, przyznajemy, że obok Królestwa Bożego miałaby trwać paralelna rzeczywistość. A przecież taki dualizm byłby fiaskiem Bożego planu. Nie może być podziału na arystokratów cnoty, żyjących z Bogiem, i na wieki potępionych grzeszników. Kara ma sens wtedy, gdy daje nadzieję na wybawienie. W wyznawanej przeze mnie koncepcji czyściec jest niepotrzebny, bo to gehenna jest momentem, w którym Bóg okazuje nam miłosierdzie i daje szansę poprawy. Podkreślam jednak, by nie traktować tego jak taniej amnestii polegającej na tym, że każdemu w jednej chwili wszystko się wybacza. Każdy musi sam doświadczyć swojego cierpienia.

https://archiwum.rp.pl/artykul/673235-Czy-bedziemy-smazyc-sie-w-piekle.html

Dlaczego Papież przypomniał o piekle?

Kolejne komentarze do niedzielnej wypowiedzi Benedykta XVI o piekle zamieszcza Rzeczpospolita.

Działania Benedykta XVI wywołują niezadowolenie liberalnych katolików. - Jezus zbawia wszystkich! Gdy dowiaduję się o takich wystąpieniach papieża, jest mi bardzo przykro - powiedział Rz Jon O'Brien, przewodniczący wpływowej amerykańskiej organizacji Katolicy za Wolnym Wyborem.

Jego zdaniem papież usiłuje przywrócić "Kościół oparty na strachu". - Nie chcemy chyba wpajać w młodych ludzi wizji Kościoła, którego trzeba się bać? Chcemy ich uczyć o Kościele, który jest źródłem miłosierdzia - podkreślił O'Brien. - Poza tym katolicyzm nie może się wiecznie separować od nowoczesnego świata .

Zdecydowane wystąpienie Ojca Świętego na temat piekła wywołało ożywioną dyskusję również we Włoszech.

- Słowami Benedykta XVI nikt nie powinien być zaskoczony - powiedział Rz znany historyk Kościoła prof. Agostino Paravicini Bagliani. Zwrócił uwagę na to, że Joseph Ratzinger wyrażał takie stanowisko, jeszcze zanim został papieżem. - To, że przez jakiś czas papieże o czymś nie mówią, nie znaczy, że to nie istnieje - tłumaczy prof. Bagliani. Nie wyklucza on, że Benedykt XVI zdecydował się przypomnieć o istnieniu piekła ze względu na to, że coraz więcej ludzi odwraca się od chrześcijańskich wartości.

- Słowa papieża dla wielu Europejczyków mogą być szokujące. Piekło wydawało się im bowiem mitem - powiedział Rz włoski historyk. - W minionym wieku mieliśmy do czynienia ze spadkiem wiary w wieczne potępienie. Po doświadczeniu wojen światowych i totalitaryzmów wielu ludzi uznało, że piekło jest tu, na ziemi.

Rzeczpospolita zamieszcza też kilka opinii zebranych w Polsce, tytułując sondę: "Czy będziemy smażyć się w piekle".

ks. prof. Wacław Hryniewicz
(...)
https://papiez.wiara.pl/doc/374551.Dlaczego-Papiez-przypomnial-o-piekle/2
stefan
PostWysłany: Czw 19:32, 18 Wrz 2008   Temat postu:

Ale przecież w Biblii jest napisane
cyt. z pamięci
Biada tym którzy mając klucze do Królestwa Niebieskiego sami nie wchodzą i innym nie dają.
..........................
A co z ludźmi którzy ulegna zwiedzeniu złych pasterzy?

------------------------------------------------------------------------------



Odnośnie skorygowania uwag skierowanych do ks. Hryniewicza:


Abp Życiński skrytykował doniesienia agencji CNS nt. ks. prof. Hryniewicza

19 września 2008

Abp Życiński zdecydowanie skrytykował wczorajsze doniesienia amerykańskiej agencji Catholic News Service.
(...)
https://ekai.pl/abp-zycinski-skrytykowal-doniesienia-agencji-cns-nt-ks-prof-hryniewicza/


Korespondent CNS odpowiada abp. Życińskiemu ws. ks. prof. Hryniewicza

23 września 2008

Być może w Polsce istnieją odmienne standardy, ale w zachodnich mediach oskarżenie dziennikarza o nieuczciwość i brak kompetencji zawodowych uważane jest za sprawę poważną – pisze w przesłanym wczoraj KAI oświadczeniu korespondent Catholic News Service, Jonathan Luxmoore.

W ten sposób dziennikarz zaprotestował przeciwko słowom abp. Józefa Życińskiego, który w wypowiedzi dla KAI z 19 września zarzucił mu, iż sposób, w jaki opisał relacje pomiędzy ks. prof. Wacławem Hryniewiczem a Kongregacją Nauki Wiary jest „szukaniem taniej sensacji”.
(...)
https://ekai.pl/korespondent-cns-odpowiada-abp-zycinskiemu-ws-ks-prof-hryniewicza/
Teresa
PostWysłany: Czw 19:17, 18 Wrz 2008   Temat postu:

Watykan upomniał polskiego teologa

Żaden Kościół nie może rościć sobie pretensji do monopolu na prawdę i zbawienie? - napisał ks. Wacław Hryniewicz. Artykuł z takim sformułowaniem skrytykowała watykańska Kongregacja Nauki Wiary. Ks. Hryniewicz: - Napisałem to w zgodzie z własnym sumieniem

Poszło o artykuł ks. Hryniewicza w internetowym kwartalniku "Open Theology" (Londyn), skupiającym wyznawców różnych religii. O sprawie napisała amerykańska agencja informacyjna Catholic News Service. W tekście "Zbawiciel jest polifoniczny" ks. Hryniewicz skrytykował stosunek Kościoła rzymskokatolickiego do innych wyznań chrześcijańskich, np. to, że Watykan odmawia protestantom prawa do miana "Kościół", a uznaje je jedynie za "wspólnoty chrześcijańskie". "Wątpliwości budzi już samo rozumienie prawdy, dyktowane lękiem przed relatywizmem i utratą tożsamości"- napisał. Według ks. Hryniewicza "żaden Kościół nie może rościć sobie pretensji do monopolu na prawdę i zbawienie".
(...)
https://wyborcza.pl/1,75398,5717567,Watykan_upomnial_polskiego_teologa.html



Katolik nie ma monopolu na prawdę

Wacław Hryniewicz OMI

Istnieje wiele dróg zbawienia, które zna tylko Bóg. Stąd mój apel: nie spierajmy się o pełnię prawdy i środków zbawienia. Bóg ma ich więcej, niż nam się wydaje - pisze Wacław Hryniewicz OMI.

Można obstawać przy pełni Objawienia w Chrystusie, ale pod jednym warunkiem. Trzeba pamiętać, że jest to tylko pełnia historyczna, uwarunkowana czasem i ludzką ograniczonością, a nie pełnia eschatologiczna i absolutna. Spróbuję to wyjaśnić i podzielić się przynajmniej kilkoma refleksjami.

Wiem, że Kościoły chrześcijańskie zachowują się często w swoich wypowiedziach tak, jakby żyły już w stanie pełnego oglądania prawdy, a nie w stanie wiary i pielgrzymowania ku Rzeczywistości Ostatecznej. To prawda, że Bóg nie mógł w historii objawić się bardziej, niż uczynił to w Jezusie Chrystusie, ale nawet w Nim nie zostało objawione wszystko, co tylko można wiedzieć o Bogu i doświadczyć z Boga. Jest jeszcze pełnia eschatologiczna. Są jeszcze wydarzenia ostateczne, o których mówi chrześcijańska eschatologia. To w nich dokona się dopiero definitywne objawienie Boże.

To, co obecnie poznajemy tylko częściowo (zob. 1 Kor 13,9.12), jest obietnicą przyszłego spełnienia. Chrześcijanin nie jest człowiekiem, który doszedł już do "pełni prawdy". Jest wciąż w drodze do czegoś większego. W rozmowie z Natanaelem Jezus zapewniał: Zobaczysz jeszcze więcej niż to (J 1, 50 BT). Więcej niż to, co teraz widzisz.

Trzeba zrezygnować z pretensji do posiadania prawdy absolutnej z tej racji, że eschatologiczna pełnia Objawienia w Chrystusie nie może stać się w adekwatny sposób udziałem ludzi żyjących w czasie i historii. Pełnia ta odsłoni się dopiero w przyszłym świecie zmartwychwstania. Możemy jej jedynie oczekiwać w nadziei, ufając w spełnienie Boskich obietnic do końca. Prawda i nadzieja przynależą do siebie nawzajem.

Faktem jest, że wiara chrześcijan, która znalazła swój wyraz w świadectwach Nowego Testamentu, mówi o Jezusie jako jedynym Zbawicielu całej ludzkości. Dotyczy to wszystkich ludzi, żyjących w każdym czasie i miejscu na ziemi. Pierwsi wyznawcy Chrystusa nie głosili bynajmniej, iż jest On jednym pośród innych zbawców, różniącym się od nich tylko zakresem swego oddziaływania i wpływu na ludzkie losy.

Wierzyli, że jest rzeczywiście jedynym, który wyzwala wszystkich ludzi od grzechu, śmierci i wszelkiego zła - jedynym, który ocala dla uczestnictwa w życiu Boga zarówno tutaj, na ziemi, jak i w świecie przyszłym. Od najwcześniejszych do ostatnich pism Nowego Testamentu Chrystus uznawany jest jednomyślnie za jedynego Zbawiciela świata.

Jest to wyraz wiary, iż Jego odkupieńcze dzieło obejmuje w swojej pełni wszystkich ludzi bez wyjątku. Ta zbawcza rola jest czymś jedynym i nieporównywalnym. To nie przypadek zatem, że Nowy Testament nazywa Zbawicielem tylko Boga Ojca i Jezusa Chrystusa.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to przesłanie może wydawać się, zwłaszcza niechrześcijanom, czymś irytującym, niesprawiedliwym i zgoła nieprawdopodobnym. Żyjący dwa tysiące lat temu, skazany na śmierć krzyżową Jezus, Żyd z Nazaretu, miałby decydować o wiecznym zbawieniu wszystkich ludzi? Coraz częściej słyszymy obecnie, że również wielu chrześcijanom, w tym niektórym teologom, trudno uwierzyć w powszechny zasięg zbawczego dzieła Chrystusa jako Boga-Człowieka.

Uważają, że On jest tylko człowiekiem wybranym i posłanym przez Boga, człowiekiem, w którym Bóg był obecny w szczególny sposób i przez którego działał; że On nie może być Zbawicielem całej ludzkości. Oczywiście, trudno pogodzić ten pogląd z wiarą pierwszych pokoleń chrześcijan oraz z miarodajnym świadectwem Nowego Testamentu. Przyszłe pokolenia chrześcijan będą z pewnością nadal trudzić się nad interpretacją tej tajemnicy.

Chrześcijanin wierzy w powszechny zasięg zbawczego dzieła Chrystusa. Nie musi rezygnować z tej wiary. Nie może jednak rościć sobie pretensji do posiadania prawdy absolutnej. Chrystus jest ostateczną pełnią Objawienia Boga, ale pełnia ta nigdy nie zostanie w całej adekwatności objawiona i wyrażona w ludzkich dziejach na tej ziemi.

Objawienie, które ludzkość otrzymała, nie jest bynajmniej absolutne. Nie może nim być, gdyż zostało przekazane za pośrednictwem świadomości ludzkiej Chrystusa, która nie wyczerpuje całej tajemnicy Boga. Pełnia Objawienia Boga w Chrystusie jest pełnią historyczną, możliwą do asymilacji dla świadomości ludzkiej, ale nie pełnią ostateczną. Nie jesteśmy jeszcze u kresu pielgrzymowania ku Prawdzie Ostatecznej. Wszyscy do niej zdążamy. Wszyscy oczekujemy Wielkiego Spełnienia sensu ziemskiej historii ludzkości.

Tylko Bóg jest Rzeczywistością w pełni absolutną. Żadna religia nie może pretendować do takiej iście Boskiej absolutności. Każda religia pozostaje rzeczywistością relacyjną, skierowaną ku ostatecznemu spełnieniu ludzkich dziejów. Wierzymy w Jezusa Chrystusa jako eschatologiczną pełnię, która nie będzie jednak nigdy adekwatnie objawiona w historii.

Podzielam przekonanie, że wielość religii jest rzeczywistością zamierzoną i chcianą przez Boga. Każda z nich kryje w sobie coś z Boskiej mądrości, gdyż w każdym człowieku jest coś absolutnego i Boskiego. Godność osoby ludzkiej rozpoznaje się nie samym tylko intelektem, ale również sercem, przez zdolność do empatii i sympatii.

Mozolnie wyzwalamy się z więzów teologii ekskluzywnej, niedostrzegającej pozytywnej celowości innych religii. Chrześcijańska wiara w Chrystusa jako jedynego i powszechnego Zbawiciela ludzkości daje się pogodzić z uznaniem pozytywnej roli i znaczenia innych tradycji religijnych w zbawianiu swoich wyznawców.

Różne tradycje religijne są nie tyle wyrazem wysiłków poszukiwania Boga przez człowieka, ile ukazują przede wszystkim ustawiczne i rozliczne sposoby wychodzenia samego Boga naprzeciw ludzkości.

Inicjatywa zawsze należy do Niego. W rzeczywistym sensie tego słowa inne religie są różnymi drogami zbawienia dla ich wyznawców, a to dlatego, że sam Bóg odsłonił i zaaprobował te drogi w ciągu historii ludzkości.

Chrześcijanin wierzy, że tajemnica Chrystusa ma zbawcze znaczenie dla wszystkich, ale nie udaremnia to roli innych zbawczych tradycji i religijnych postaci. Nie wyklucza ich ani nie pochłania. W dziejach Boskich interwencji dla zbawienia ludzi łaska i prawda (J 1,17) przekracza to, co obejmuje sama tradycja chrześcijańska. Inne religie są autonomicznym i suwerennym darem Boga, niejako dodatkowym w stosunku do tego, co dokonało się w Chrystusie.

Istnieje wiele dróg do Boga, ale tylko jeden wspólny cel. Jest tylko jedno zbawienie, wspólne wszystkim ludziom jako cel ostateczny. Zbawienie to urzeczywistnia się na wielu drogach. Dlatego bliski jest mi tzw. pluralizm inkluzywny, który nie idzie po linii pluralistycznego modelu wielu teologów zwanych dzisiaj pluralistami.

Wierzę, że decydujący charakter wcielenia Chrystusa bynajmniej nie pomniejsza powszechnego działania Boskiego Logosu i suwerennej obecności Bożego Ducha od początku w dziejach ludzi i różnych religii. Jezus Chrystus jest nie tylko postacią jednostkową, partykularną i niepowtarzalną, ale także uniwersalną. Choć tylko On jest obrazem Boga niewidzialnego (Kol 1,15), Boski Logos może oświecać także inne zbawcze postacie, a Boży Duch inspirować je, aby stały się znakami zbawienia dla swoich wyznawców, zgodnie z całym Boskim planem zbawienia ludzkości. Różnymi drogami zmierzamy do tego samego celu ostatecznego.

Ostateczna pełnia Bożego Królestwa jest wspólnym spełnieniem dla wszystkich, zarówno dla chrześcijaństwa, jak i dla innych religii.

Zauważmy, że centralne miejsce w tego rodzaju dociekaniach należy do Boga i Jego miłości względem wszystkich ludzi, Chrystusa, Królestwa Bożego oraz tajemnicy wszechogarniającego zbawienia. Miłość Boga jest znakiem obecności i działania daru zbawienia w każdym zbawiającym się człowieku. Pluralizm religijny opiera się na niepojętym bezmiarze wszechogarniającej miłości Boga - Boga prawdziwie ekumenicznego, Boga dla wszystkich bez wyjątku.

Różne drogi zbawienia zbiegają się niewidzialnie z tajemnicą Chrystusa. Są faktycznie różnymi drogami, na których Bóg wychodzi naprzeciw ludziom w swoim Boskim Słowie i swoim Boskim Duchu.

(...) Uniwersalizm Boskich dróg do człowieka jest powodem do dziękczynienia i radości. Nie powinno być miejsca na odgradzanie się i licytowanie, kto wyznaje lepszą religię, a kto gorszą: w każdym narodzie jest Mu miły ten, kto się Go boi [bojaźnią czci - W.H.] i postępuje sprawiedliwie (Dz 10,35). Kościół jest świadkiem Ewangelii, Dobrej Nowiny dla wszystkich.

Jakże wielki uniwersalizm zbawienia przebija ze słów Jezusa: Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. Je także muszę przyprowadzić i będą słuchać Mojego głosu. I będzie jedna owczarnia, i jeden pasterz (J 10,16). Na krótko przed swoją śmiercią mówił: A Ja, gdy zostanę wywyższony nad ziemię, pociągnę wszystkich do siebie (J 12,32). Jest to eschatologiczna wizja przyszłej jedności wszystkich ludzi pojednanych w Królestwie Bożym.

Istnieje wiele dróg zbawienia, które zna tylko Bóg. Stąd mój apel: nie spierajmy się, która z nich jest najlepsza czy jedynie słuszna. Nie spierajmy się o pełnię prawdy i środków zbawienia. Bóg ma ich więcej, niż nam się wydaje.

Powtórzę ponownie: On jest Bogiem wszystkich. Bogiem prawdziwie ekumenicznym. Mądre słowa wypowiedział na przełomie II i III wieku św. Klemens Aleksandryjski: Zbawiciel jest polifoniczny (polýphonós) i wieloraki w sposobach działania (polýtropos) dla zbawienia ludzi. Często w minionych latach powtarzałem, że ta niezwykła metafora z dziedziny muzyki kryje w sobie wielką głębię: Zbawiciel jest polifoniczny i politropiczny dla zbawienia wszystkich ludzi, a nie tylko chrześcijan.

Jak to się dzieje, dowiemy się po drugiej stronie życia, jeśli naprawdę wierzymy w jej istnienie.

Tekst pochodzi z książki "Wiara rodzi się w dialogu"

https://deon.pl/wiara/duchowosc/katolik-nie-ma-monopolu-na-prawde,375896

W końcu Kongregacja Nauki i Wiary się zainteresowała, a do tej pory co? przyzwolenie na głoszenie wprost herezji jak np.




"Teolog pustego piekła"

Ks. Wacław Hryniewicz, wybitny teolog, członek Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej, ukończył 23 lipca 70 lat.

Image

A swoim życiu szukam teologii bardziej ludzkiej... Boję się teologii serwującej ludziom beznadzieję, trwogę, lęk przed Bogiem. Boję się teologii tak mówiącej o sprawach ostatecznych, że ludzie ze strachem i grozą odchodzą z tego świata. Czy mają odchodzić bez nadziei?" - mówił w wywiadzie-rzece "Nad przepaściami wiary" (Znak 2001).

Urodzony w Łomazach koło Białej Podlaskiej, studiował teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a następnie w Louvain, Chevetogne, Paryżu, Londynie i Rzymie. W latach 1979-84 był konsultorem watykańskiego Sekretariatu ds. Jedności Chrześcijan. Od 1984 r. jest wykładowcą KUL; obecnie kieruje Katedrą Teologii Prawosławnej. Od 1995 r. jest ponownie członkiem Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem Rzymskokatolickim i Kościołem Prawosławnym.

Niezależnie od tego, jak wiele jeszcze wymienilibyśmy tytułów i osiągnięć, jedną z najistotniejszych jego zasług jest ożywienie dyskusji teologicznej w Polsce. W maju 2005 r., gdy otrzymał Nagrodę im. ks. Józefa Tischnera, pisał na tych łamach Józef Majewski: "Zalicza się go do elitarnej - i coraz szczuplejszej w dobie specjalizacji, która zapanowała także w teologii - grupy myślicieli, którzy stworzyli własny system, pozwalający na oryginalne widzenie całej złożonej tkanki wiary. Ks. Hryniewicz do historii przejdzie jako twórca teologii paschalno-ekumenicznej".

Na przejście do historii jest jeszcze czas... Bardzo dziś potrzebujemy tych nielicznych, którzy łączą w sobie wiarę z odwagą myślenia i niezłomną nadzieją. Za to przesłanie nadziei naszemu świetnemu Autorowi w dniu Jego jubileuszu z serca dziękujemy.

https://www.tygodnikpowszechny.pl/teolog-pustego-piekla-128439



Co lepsze perełki z teologii Księdza prof. Wacława Hryniewicza:

Cytat:
"Każda religia jest drogą zbawienia. Wszystkie razem są - każda na swój sposób - pośrednikami i partnerami w dążeniu do Boga i do zbawienia. W takim podejściu tożsamość chrześcijańska nie ponosi uszczerbku. Staje się tożsamością otwartą, zdolną do dialogu."

"Pojednanie między katolicyzmem a prawosławiem możliwe jest jedynie na drodze pełnego i wzajemnego uznania się Kościołów. Wyklucza to wszelką myśl o "powrocie" prawosławnych do kanonicznego posłuszeństwa względem Rzymu."

"Jedność Kościoła nie oznacza poddania stolicy rzymskiej. Potrydencka teologia głosiła, że Kościół rzymski jest jedyną "matką i nauczycielką" (mater et magistra). Pogląd ten jest niezgodny z podstawową intuicją eklezjologii Kościołów siostrzanych."

"Usunięcie "Filioque" byłoby aktem ekumenicznej szczerości."




KUL: Jubileusz ks. prof. Wacława Hryniewicza

Ks. prof. Wacław Hryniewicz OMI obchodził 20 listopada na KUL 70. rocznicę urodzin. Instytut Ekumeniczny KUL zorganizował konferencję naukową "Wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie", połączoną z wręczeniem jubilatowi Księgi Pamiątkowej "Instaurare omnia in Christo". Sesja była też okazją do dorocznego spotkania Sekcji Wykładowców Ekumenizmu.
(...)
http://info.wiara.pl/doc/162711.KUL-Jubileusz-ks-prof-Waclawa-Hryniewicza



Poniżej długi wywiad z ks. Hryniewiczem.


Nadzieja bez granic

Image

Rozmowa z ks. prof. dr hab. Wacławem Hryniewiczem OMI, dyrektorem Instytutu Ekumenicznego na KUL-u.

Nadzieja na powszechne zbawienie

dk. Adam Langhammer SP: Jak Ksiądz Profesor zareaguje, gdy spotka Ksiądz w niebie Hitlera, Stalina i tych wszystkich ludzi, których powszechnie uważa się za wcielenia diabła?

ks. prof. Wacław Hryniewicz OMI: Będę się cieszył, że Bóg jest tak wielki, tak dobry, tak łaskawy, tak mądry, że potrafi pojednać tych ludzi, których uważamy za tyranów, którzy położyli się cieniem na życiu milionów ludzi. Będę się cieszył, że w nowej rzeczywistości, przerastającej nasze wyobrażenia, Bóg potrafił pojednać ofiary z tymi, którzy ludzkie życie uczynili gehenną. Nie będzie to dla mnie powodem do zgorszenia. Wręcz przeciwnie, myślę już teraz, że stanowi to tym większy powód do sławienia Boga. Być może nie pojmujemy tego za życia, bo mamy zbyt wielkie i zbyt bolesne urazy, ale po drugiej stronie - wierzę - przebacza się inaczej, łatwiej, mając więcej rozeznania, więcej światła oraz więcej mądrości.

Jeśli Jezus Chrystus umarł za wszystkich, to czy w ogóle ktoś może być potępiony?

Kategoria "potępienia" pojawia się raczej z powodu niedobrego przekładu niektórych wyrażeń biblijnych. Jezus nie wspomina o potępieniu. Jezus mówi o sądzie i stanie, który nazywa Gehenną. Kiedy jakiś tekst biblijny traktuje o tym, że ktoś będzie "zasądzony", czyli że będzie podlegał sądowi i otrzyma wyrok, od razu tłumaczymy: "będzie potępiony". Ma to miejsce na przykład w Ewangelii św. Jana [3,17-18]. Przekład "będzie potępiony" rozbija wręcz logikę tekstu akcentującego miłość Boga, który tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego posłał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,16). Przekład Biblii Tysiąclecia mówi kategorycznie o potępieniu, podczas gdy tam jest cały czas mowa o sądzie.

Dlatego wolę posługiwać się terminologią biblijną i mówić, że ktoś "zatraca się" lub "gubi się" w swoim człowieczeństwie. Jest to zgodne z metaforyką przypowieści Jezusa o zgubionej drachmie i zagubionej owcy (Łk 15). Bóg szuka tego, kto się zagubił, a kogo my skłonni jesteśmy nazywać "potępionym". Król w przypowieści o Sądzie Ostatecznym mówi: "Odstąpcie ode Mnie przeklęci w ogień wieczny..." (Mt 25,41; przekład Biblii Tysiąclecia: "Idźcie precz..." skłania się znowu w kierunku “potępienia"). Owi "przeklęci" to ci, na których zaciążyło przekleństwo innych, przeklinani przede wszystkim przez ludzi pokrzywdzonych. Wystarczy przyjrzeć się uważnie strukturze tej przypowieści, by zobaczyć, że Bóg nikogo nie przeklina ani nie potępia. To człowiek wprowadza się w stan zatracenia z powodu grzesznego zamknięcia się w sobie. W tym sensie sam sprowadza na siebie karę. Ze strony Boga jest to kara terapeutyczna, która ma prowadzić do uleczenia chorej wolności. Ogień jest symbolem oczyszczenia. Kara wyczerpująca się w samej negatywności karania prowadzi do nikąd. Jest pozbawiona sensu. Jako taka byłaby niegodna Boga. Sensem kary jest Jej cel leczniczy, pedagogiczny i rehabilitacyjny.

Czy Ksiądz daje do zrozumienia, że piekło, o którym naucza Kościół katolicki, iż będzie wieczne (W sensie: nieskończone), kiedyś się skończy? Czy to nie jest sprzeczne z nauką Kościoła? Jak należy rozumieć tę "wieczność"?

Piekło, czyli Gehenna w nazewnictwie Jezusa, jest stanem strasznym, bolesnym, którego kresu człowiek nie może przewidzieć. Stąd przymiotnik "wieczny". W starożytnej grece określał on rzeczywistość, której końca, patrząc w przyszłość, nie sposób dojrzeć. Różne pojęcia "wieczności" należy odróżniać od siebie - zwłaszcza w odniesieniu do rzeczywistości, która nie jest Bogiem. Wieczności Boga nie można postawić na równi z "wiecznością" stanu zagubienia czy zatracenia. Zatracenie to stan przejściowy i tymczasowy.

Rzecz jasna, że tego rodzaju spojrzenie zderza się z oficjalną nauką Kościołów chrześcijańskich. Mówię w liczbie mnogiej, bo inne Kościoły w swoim nauczaniu także opowiadają się za tradycyjną interpretacją wypowiedzi Biblii o Gehennie w sensie wiecznej, czyli nieskończonej kary. Przyjmując dosłowną interpretację infernalnych wypowiedzi biblijnych, pozostawiają na uboczu teksty mówiące o nadziei. Ta druga seria wcale nie jest mało znacząca. Bynajmniej! Nie przywykliśmy jednak do odnajdywania oznak powszechnej nadziei w innych wypowiedziach Pisma Świętego.
(...)
http://bosko.pl/wiara/Nadzieja-bez-granic.html




Prof. W. Hryniewicz: Przywyknięcie do podziału to wielki grzech chrześcijan

Image

"Przywykliśmy do sytuacji podziału w chrześcijaństwie i to jest być może jednym z największych naszych grzechów" - uważa ks. prof. Wacław Hryniewicz.

W rozmowie z KAI kierownik Katedry Teologii Prawosławnej Instytutu Ekumenicznego KUL podkreślił, że "jeżeli przywykniemy do podziału to będziemy żyć w izolacji i samozadowoleniu", a "wizja chrześcijaństwa będzie jeszcze bardziej skomplikowana". W wywiadzie ks. prof. Hryniewicz stara się odpowiedzieć na pytanie: "Co dalej z ekumenią i dialogiem rzymskokatolicko-prawosławnym w 40 lat po zakończeniu II Soboru Watykańskiego?"

KAI: Posłużę się tytułem rozdziału jednej z ostatnich książek Księdza Profesora: Dokąd zmierzasz, ekumenio, w 40 lat po zakończeniu Soboru Watykańskiego II? Co można uznać za sukcesy dialogu ekumenicznego, co za jego porażki i jakie wyzwania przed nim stoją?

- Często zadaję sobie to pytanie: "Dokąd zmierzasz, ekumenio?". Przed 40 laty zapoczątkowany został na Soborze Watykańskim II, po latach oporu i niechęci, odważny proces otwarcia się Kościoła rzymskokatolickiego na ekumenizm. Nie trzeba traktować soborowego dekretu o ekumenizmie jako ostatniego słowa ze strony naszego Kościoła. Są w nim zagadnienia, które domagają się dalszych ustaleń i pogłębień.
(...)
https://ekumenizm.wiara.pl/doc/478624.Prof-W-Hryniewicz-Przywykniecie-do-podzialu-to-wielki-grzech



"Tygodnik Powszechny", artykuł "Pytania o Prymat"
(...)
https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TE/prymat.html
stefan
PostWysłany: Czw 17:12, 18 Wrz 2008   Temat postu: Przegląd nauk kierownika Katedry Teologii Prawosławnej KUL

2008-09-18
CNS: ks. prof. Wacław Hryniewicz nie skoryguje błędów teologicznych

Znany polski ekumenista ks. prof. Wacław Hryniewicz OMI odrzucił prośbę Kongregacji Nauki Wiary, która zażądała on niego, by wycofał się ze stwierdzeń zawartych w swym artykule, krytykującym stosunek Stolicy Apostolskiej do innych wyznań chrześcijańskich – donosi amerykańska agencja informacyjna Catholic News Service.

W styczniu br. teolog ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej otrzymał list od abp. Angelo Amato, sekretarza Kongregacji Nauki Wiary z żądaniem ponownego zredagowania swego artykułu, zamieszczonego na jednym z teologicznych portali internetowych. Odmowa wycofania się z zawartych w publikacji tez skutkować może zakazem publikacji i zawieszeniem duchownego – podkreśla amerykańska agencja, powołując się na anonimowe źródło w polskim Kościele.

– Jestem już bliski śmierci i nie wiem, jak mogę postępować wbrew mojemu sumieniu, pisząc artykuł zawierający wyjaśnienia i sprostowania, nawet gdyby powiedziano, że grożą mi sankcje dyscyplinarne – powiedział w rozmowie telefonicznej z CNS 72-letni ks. Hryniewicz. – Najbardziej martwi to, że ten osąd może teraz objąć wszystkie moje wcześniejsze dzieła, w których wyrażałem podobne poglądy i przekonania – powiedział kierownik Katedry Teologii Prawosławnej Instytutu Ekumenicznego KUL, który niedawno przeszedł poważną operację w związku z choroba nowotworową.

Agencja donosi, że rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Józef Kloch powiedział jej, iż biskupi nie zostali zawiadomieni o żądaniach, jakie Stolica Apostolska przedstawiła ks. Hryniewiczowi. O sprawie – według CNS – miał natomiast wiedzieć ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego".

Rzeczniczka KUL Beata Górka, powiedziała agencji, że poglądy ks. Hryniewicza w sprawach ekumenizmu i powszechnego zbawienia są dobrze znane i że niektórzy teolodzy uznają je za kontrowersyjne. – Jeśli ks. prof. Hryniewicz straci swoje kanoniczne uprawnienia, nie będzie mógł uczyć tutaj teologii – dodała, podkreślając, że nic jej nie wiadomo o sporze teologa z watykańską Kongregacją.

We wrześniu 2007 r. na międzyreligijnym forum internetowym "Open Theology" ks. Hryniewicz opublikował w języku polskim artykuł pt. "Zbawiciel jest polifoniczny", w którym wyraził krytykę wydanego w czerwcu ub. r. dokumentu Kongregacji Nauki Wiary "Odpowiedzi na pytania dotyczące niektórych aspektów nauki o Kościele". Teolog zaznaczył, że jego wątpliwości budzi zawarte w dokumencie samo rozumienie prawdy, "dyktowane lękiem przed relatywizmem i utratą tożsamości. Trudno pogodzić jedną wyłączną percepcję prawdy z wielością kontekstów religijnych". "Nie można czynić własnej tradycji miarą i normą całej szeroko rozumianej ekumenii" – pisał ks. Hryniewicz, zaznaczając, że dokument rozczarował wielu teologów zaangażowanych w dialog ekumeniczny, gdyż kładzie on nacisk "nie na to, co łączy, lecz na to, co dzieli chrześcijan".

"Z dokumentu Kongregacji Nauki Wiary, o strukturze starych katechizmów, przebija logika absolutyzacji Objawienia, prawdy i środków zbawienia. Nie bez powodu można dopatrywać się w nim nie tylko eklezjocentryzmu, ale także «romanocentryzmu», niezgodnego z ekumeniczną opcją Vaticanum II. Ekumenia powrotu do Rzymu i rzymskiej koncepcji Kościoła należy do urojeń przeszłości" – napisał w artykule ks. Hryniewicz.

W liście przekazanym ks. Hryniewiczowi 31 stycznia br. przez przełożonego Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej o. Wilhelma Stecklinga, abp Amato podkreślił, że artykułowi polskiego teologa brakuje "naukowego i metodologicznego rygoru" i że został on wyrażony "językiem emocjonalnym, ukazującym mały szacunek dla autorytetu dykasterii".

We francuskiej wersji listu, do której dotarli dziennikarze CNS, Kongregacja "ubolewa nade wszystko" nad wyrażonym przez duchownego "nieuzasadnionym twierdzeniem, że Kuria Rzymska wraca do starej eklezjologii i ekumenii sprzed Soboru Watykańskiego II" oraz że "chce mieć monopol na prawdę".

W liście zawarte jest precyzyjne żądanie, by w ciągu trzech miesięcy teolog napisał artykuł na nowo, poddając pracę ponownej ocenie i korygując swoje stanowisko. "Praca może być napisana w języku polskim i przed publikacją oddana do poprawy przełożonym" – przeczytać można w watykańskiej korespondencji, cytowanej przez CNS.

W odpowiedzi z 27 marca ks. Hryniewicz wyjaśnił, że był "głęboko zaangażowany w proces ekumenicznego pojednania" i wspólnie z innymi niekatolikami, "dogłębnie zranionymi" dokumentem watykańskim, „dzielił ich ból i smutek". "Swój komentarz napisałem w zgodzie z sumieniem" – stwierdził teolog i zapewnił, że w przyszłości nie będzie już komentować żadnych dokumentów Kongregacji, gdyż obecne doświadczenie "dostatecznie go do tego zniechęciło".

Wikariusz generalny archidiecezji lubelskiej bp Artur Miziński, powiedział CNS 11 września, że nie może komentować tej sprawy i omawiać możliwych sankcji, jakie grożą lubelskiemu profesorowi.

Powołując się na anonimowego przedstawiciela Kościoła w Polsce agencja pisze, że ks. Hryniewicz nie otrzymał odpowiedzi na swój wyjaśniający list. Tymczasem przedstawiciele poznańskiej prowincji oblatów napisali list do przełożonego generalnego zgromadzenia, broniąc ks. Hryniewicza i jego dorobku naukowego. W następstwie o. Steckling poprosił Kongregację, by nie wdrażała sankcji dyscyplinarnych przeciwko polskiemu teologowi ekumeniście. Jednak podczas czerwcowej wizyty w Lublinie przełożony nie spotkał się z polskim oblatem i nie omawiał tej kwestii.

Źródło: KAI

Za: https://www.piotrskarga.pl/cns--ks--prof--waclaw-hryniewicz-nie-skoryguje-bledow-teologicznych,2338,i.html

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group