Autor Wiadomość
Teresa
PostWysłany: Nie 21:30, 02 Wrz 2012   Temat postu:

Umartwienie ciała (dokończenie)

Środkiem umartwienia jest też biczowanie. Ten środek służy jako pokuta „do rozbudzenia pragnienia pobożności”. Tak np. św. Piotr Klawer zadawał sobie co noc trzy razy biczowanie aż do krwi, św. Alojzy nieraz trzy razy dziennie. Święta Róża biczowała się często dyscypliną złożoną z ostrych łańcuszków, tak samo św. Franciszek z Asyżu, św. Franciszek Salezy i inni. Tego jednak umartwienia niech osoby świeckie nie zadają sobie bez pozwolenia spowiednika, który powinien najpierw zbadać wszystkie ich okoliczności, a mianowicie, czy nie zaszkodzą zdrowiu i czy nie wywołają oburzenia na te, jak świat twierdzi, „średniowieczne tortury”.

Takim środkiem jest wreszcie noszenie włosiennicy, łańcuszków, pancerzy lub drucianych pasów itp., a wszystkich tych środków używali święci w takim stopniu, że sam tylko opis przeraża słabe dusze albo budzi niedowierzanie. Błogosławiony Henryk Suzo nosił przez osiem lat na gołym grzbiecie drewniany krzyż nabity gwoźdźmi, których ostrza były zwrócone do ciała. Święty Franciszek Borgiasz kładł drobne kamyczki do trzewików, aby go kłuły podczas chodzenia. Święty Piotr Klawer co piątek wstawał w nocy, a mając koronę cierniową na głowie i kolący sznur na szyi, kładł na ramiona krzyż i tak chodził po korytarzach, odbywając drogę krzyżową. Święty Piotr z Alkantary dzień i noc nosił rodzaj pancerza zrobionego z podziurawionej blachy, ostrzem ku ciału obróconej, która ciągle odnawiała rany zadane biczowaniem. Święta Weronika Giuliani wkładała szpilki do włosiennicy. Święta Róża nosiła na ciele potrójny łańcuch, a na głowie pod zasłoną koronę z dziewięćdziesięciu dziewięciu cierni, itd. Są to czyny heroiczne, które raczej podziwiać niż naśladować należy. Pochodziły one ze szczególnego natchnienia Bożego, dlatego nie tylko nie były wykroczeniem, lecz przeciwnie, były cnotą. Pan Bóg chciał w nich objawić potęgę swej łaski oraz zawstydzić zniewieściałość tych, którzy ciężko grzeszą, ale pokutować nie chcą. Dlatego też wybiera niektóre dusze, aby Mu przez nadmiar umartwień czyniły wynagrodzenie i ekspiację za ohydne rozpasanie tylu ludzi.

Co do zwykłych chrześcijan, duchownych czy świeckich, niech umartwieniem kieruje roztropność, aby ani zdrowie nie poniosło szkody, ani obowiązek uszczerbku, bo jak słusznie zauważył św. Franciszek Salezy, jeżeli sił ciała jest za dużo, można je wnet zmniejszyć umartwieniem, a jeżeli jest ich za mało, niełatwo ich nabyć. Ważna to przestroga dla świeżo nawróconych. Zdarza się bowiem, że zbytnią surowością niszczą przedwcześnie swe siły, jak to sam św. Bernard na sobie doświadczył. Jest to pokusą złego ducha, który w tym celu podnieca nieumiarkowany zapał, aby potem uczynić duszę niezdolną do służby Bożej. Co więcej, według św. Tomasza z Akwinu, grzeszy ten, który umartwieniami zewnętrznymi tak się osłabia, że staje się niezdolny do spełniania obowiązków swego stanu. Należy zatem ciału tyle użyczać, aby miało siły do pracy, lecz z drugiej strony odmawiać mu tego, co jest zbyteczne, a jeżeli się zaczyna buntować, ujarzmić je pokutą. Święty Bernard mówi, że z naszym ciałem tak mamy postępować jak z chorym, któremu choćby najusilniej prosił, nie dajemy rzeczy szkodliwych, pomocne zaś nawet siłą wpychamy. Trzeba mianowicie dać ciału zdrowy pokarm, stosowną odzież i umiarkowane wytchnienie. Trzeba czuwać nad zachowaniem zdrowia, by mu nie zaszkodzić nieostrożnością lub zbytkiem, a gdyby zostało nadwątlone, starać się według możności o wyzdrowienie. Lecz z drugiej strony należy się strzec dogadzania wszelkim zachciankom, czyli — że tak powiem — bałwochwalstwa względem swego ciała i zdrowia, jakie w naszych czasach powszechnie się objawia.

Wprawdzie ludzie dziś słabi, ale też i święci nie byli mocarzami, owszem, wielu z nich całe życie chorowało, a mimo to wcale się nie oszczędzali. Wszyscy odznaczali się duchem pokuty. Teraźniejsi chrześcijanie chcieliby pić z kielicha rozkoszy i chodzić w różanych wieńcach, nie pamiętając, że bogacz ewangeliczny dogadzał sobie we wszystkim, ale za to po śmierci strasznie cierpiał w płomieniu (por. Łk 16, 24). Do zabaw i biesiad wszyscy są mocni, do postów i innych obowiązków każdy prawie chory. Jeżeli dziś tak mało jest dusz doskonałych i świętych, to dlatego że mało jest prawdziwie umartwionych. Trzeba w tym względzie strzec się złudzenia: „Często bowiem — jak mówi św. Ignacy — miłość własna tak nas zaślepia, iż się nam wydaje, że lada surowość osłabia nam zdrowie, a nawet życiu zagraża. Nie trzeba zaraz wierzyć ciału, skoro się żali i nie należy go oszczędzać za lada szemraniem, lecz w takich przypadkach trzeba zmienić rodzaj umartwienia, ale go nie umniejszać, dopóki rozsądek albo szczególne światło Boże nie nauczy nas, ile nasze siły udźwignąć mogą”. Tej zasady trzymała się św. Teresa i to z takim skutkiem, że nabyła większych sił, gdy przestała zbytnio się troszczyć o swoje zdrowie, które bardzo było liche.

Są wreszcie umartwienia, które ciału nie szkodzą, a jednak duszy pomagają — te umartwienia zalecam. Tak np. strzeż się wykwintnego lub obfitego pokarmu, długiego snu, zbyt miękkiego łóżka, spoczynku po obiedzie, wyjąwszy w razie osłabienia, wreszcie przywiązania się do wygód. W każdym razie czuwaj pilnie nad zmysłem dotyku, najniebezpieczniejszym ze wszystkich, i zachowaj wielką ostrożność tak względem siebie, zwłaszcza w nocy, w czasie ubierania się i kąpieli, jak w stosunkach z innymi, aby się nie pojawiła jakaś poufałość grzeszna lub niebezpieczna. Jeżeli zaś chcesz w sposób łatwy ćwiczyć się w umartwieniu ciała, módl się gorąco, zwłaszcza myślnie, bo „częste myślenie jest utrapieniem ciała” (Ekl 12, 12). Oddawaj się chętnie pracy, tak duchowej jak i fizycznej, a jeżeli jesteś w zakonie, stosuj się we wszystkim do życia wspólnego. Wreszcie przyjmuj cierpliwie udręczenia duszy lub ciała, jakie mimo woli stają się naszym udziałem. Nie uskarżaj się, ani nie narzekaj na wpływy powietrza, niewygodne łoże, bezsenność w nocy, niesmaczny pokarm lub cierpienia w chorobie. Cokolwiek zaś czynisz lub znosisz, czyń i znoś w duchu pokuty, z czystej pobudki i w połączeniu się z Panem Jezusem, dla którego bądź gotów ponieść wszelką ofiarę, bo od tego zależy wartość umartwienia.
Teresa
PostWysłany: Nie 21:15, 02 Wrz 2012   Temat postu: O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie - bp J.S. Pelczar

“Po co Bóg stworzył człowieka? – Uczynił to w tym celu,
żeby człowiek poznał Boga, miłował Go i służył Mu,
i tak po śmierci posiadłszy Boga przez uszczęśliwiające
oglądanie Go twarzą w twarz, cieszył się Nim
na wieki w niebie.” (Katechizm kard. Gasparriego).


Umartwienie zewnętrzne

Umartwienie ciała

Wskutek grzechu pierworodnego nasze ciało stało się leniwe do pracy, nieskore do modlitwy i czuwania, drażliwe na wszelką przykrość, a natomiast chętne do wygód, pochopne do używania i nadużywania zmysłowej przyjemności. Było to zasłużoną karą Bożą — mówi trafnie św. Augustyn — że gdy człowiek, strzegąc przykazania Bożego, miał być duchowym nawet w ciele, stał się wskutek grzechu cielesnym i w umyśle. W ciele tkwi pożądliwość, szukająca ciągle swego zadowolenia i przyjemności, bez względu na Boga, którego obraża, i na duszę, którą plami, a tę pożądliwość szatan podburza. Jak gdy kto kijem poruszy gnojowisko, wydobywa z niego szkodliwe wyziewy, tak samo rzecz się ma z pokusami nieczystymi. Szatan jest niejako kijem, działającym przez złą okazję, ale właściwą przyczyną pokus jest zepsucie naszej natury. Zmysłowa pożądliwość jest nienasycona, podobna do natrętnej muchy, która wszystkiego chce zakosztować, choćby to było trucizną. Jest brzydka, podobna do zeschłego bagniska, które skoro poruszysz, wydaje niemiłą woń. Jest straszna, bo na podobieństwo ognia pustoszy i w perzynę obraca wszystko, co w duszy szlachetne i Boże, a nieraz i wiarę odbiera. A więc ciało ze swoją pożądliwością jest wrogiem Boga i duszy, wrogiem niebezpiecznym, który staje się przyczyną wielu grzechów, a często i zguby wiecznej. Przecież sam Apostoł Paweł mówi o sobie: „Karcę ciało moje i w niewolę podbijam, żebym przypadkiem innym przepowiadając, sam nie został odrzucony” (1 Kor 9, 27) i tak upomina wiernych: „Jeśli bowiem według ciała żyć będziecie, pomrzecie; jeśli zaś duchem umorzycie sprawy ciała, żyć będziecie” (Rz 8, 13). Wróg to tym niebezpieczniejszy, że się ukrywa pod maską przyjaciela, dlatego słusznie przyrównano go do domowego złodzieja.

Kto zatem zbytecznie dogadza swojemu ciału i pozwala na wszystkie jego zachcianki, ten nienawidzi Boga i duszy, i samego ciała. Do niego też stosuje się groźba, zawarta w księdze O naśladowaniu Chrystusa: „Im bardziej sobie teraz pobłażasz i za ciałem idziesz, tym srożej będziesz karany i tym więcej z siebie na pastwę ognia sposobisz”. Przeciwnie, kto trzyma ciało w karbach, odmawiając mu tego, co jest wzbronione, a często nawet tego, co jest dozwolone, ten prawdziwie miłuje Boga i duszę, i samo ciało, bo mu zapewnia prawdziwe szczęście. Miłość ciała jest nienawiścią, nienawiść ciała miłością, jak powiedział nam Zbawiciel: „Jeśli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię, nie obumrze, samo zostaje; lecz jeśli obumrze, wiele owocu przynosi. Kto miłuje duszę swą [miłością złą], straci ją; a kto nienawidzi duszy swojej na tym świecie, na życie wieczne zachowa ją.” (J 12, 24–25). Gdy jeździec bystremu rumakowi popuszcza wędzidła, rumak biegnie jak wicher i zdarza się często, że uderzywszy o mur, zabija siebie i jeźdźca. Gdy go jeździec trzyma mocno i zaciska wędzidło, obydwaj wychodzą bez szkody. Podobnie dzieje się z ciałem — jeżeli wszystkim jego zachciankom dogadzamy, to ono w miarę ustępstw coraz więcej się rozzuchwala. Dlatego też święci poskramiali ciało wędzidłem umartwienia. Ilekroć pustelnik Hilary czuł poruszenia zmysłowe, bił gwałtownie swoje piersi i odzywał się do swego ciała: „Poczekaj, krnąbrny i zuchwały ośle, ja cię oduczę tych buntów. Karmić cię będę nie chlebem jęczmiennym, ale słomą, dręczyć cię będę głodem i pragnieniem, włożę na ciebie wielkie ciężary, będę cię trapił mrozem i upałem, abyś myślał tylko o pokarmie, a nie o rozkoszy”. I tak rzeczywiście czynił.

Trzeba zatem umartwiać ciało, aby nas nie dręczyło i nie przyprawiło o zgubę, aby nie popaść w niechlubną niewolę ciała, i aby za dawne grzechy uczynić godną pokutę. Trzeba się umartwiać, aby i z naszego ciała składać Panu ofiarę i okazać swą miłość Ukrzyżowanemu. Trzeba umartwiać swe ciało, aby naśladować świętych i stać się podobnym do aniołów, bo — jak pięknie powiedział św. Alfons — „zwierzętom jest właściwe iść za popędem zmysłów, aniołom zaś spełniać wolę Bożą. Kto więc wolę Boską spełnia, staje się podobny do aniołów, kto hołduje zmysłom, zniża się do zwierząt”. Trzeba się umartwiać, aby poskromiwszy ciało, tym łatwiej przysposobić duszę do modlitwy i do służby Bożej, a w razie potrzeby do życia apostolskiego lub do dzieł miłosierdzia. Trzeba się umartwiać, aby wyjednać u Boga obfite łaski dla siebie i dla drugich albo ulgę dla dusz w czyśćcu cierpiących.

Do umartwienia ciała wynalazł duch chrześcijańskiej pokuty różne środki i narzędzia, które pozbawiają ciało jakiejś przyjemności lub zadają mu pewne cierpienia. Takim środkiem jest ujęcie sobie pokarmu, lecz o tym będzie mowa później.
Takim środkiem jest skrócenie snu albo spoczynek na twardym posłaniu. Nie ma świętego, który by się w ten sposób nie umartwiał, a wielu dochodziło do zdumiewającego heroizmu. Tak np. św. Katarzyna Sieneńska całe noce spędzała na modlitwie, tak że tylko przez pół godziny zażywała spoczynku. Św. Róża z Limy, modląc się w nocy, przywiązywała się za włosy do gwoździa, aby ją ból natychmiast obudził, w razie gdyby ją sen zmorzył. Święty Piotr z Alkantary sypiał tylko półtorej godziny, i to oparłszy głowę na gwoździu lub na murze. Święty Józef Kalasanty nie kładł się prawie nigdy i tylko klęcząc małą chwilkę drzemał. Święty Władysław, król węgierski, sypiał na gołej ziemi. Święta Maria Crucyfixa sypiała na poduszce wypchanej cierniami, wielu świętych spoczywało na twardych deskach. Radzą jednak nauczyciele duchowi przestrzegać roztropności w tym rodzaju umartwienia, aby się nie stać niezdolnym do pracy i modlitwy, a stąd używać tyle snu, ile potrzeba do pokrzepienia sił. Że tak krótki sen niektórym świętym wystarczał, wyjaśniają to autorzy w ten sposób, że sen zastępowała często ekstaza, w której myśli są spowite i nieczynne.

Takim środkiem umartwienia jest znoszenie zimna lub gorąca. Pod tym względem niezrównany był św. Piotr z Alkantary. Wśród najsroższych mrozów chodził on z gołą głową, po największych śniegach bez obuwia, a mieszkając w górach, gdzie jest zima bardzo ostra i wieją silne wiatry, nigdy nie zamykał okna w swej celi. Byłoby jednak rzeczą nieroztropną narażać się na niebezpieczeństwo utraty zdrowia. Za to trzeba znosić bez szemrania przykrości wynikające z upału lub słoty.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group