Forum Kościół Rzymskokatolicki Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Bł. John Henry kard. Newman: O godności Maryi Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32696 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:41, 29 Sie 2013 Powrót do góry

Bł. John Henry kard. Newman: O godności Maryi

Bracia, pamiętacie być może słowa, które Pan nasz wypowiedział w dniu swego zmartwychwstania, gdy dołączył do dwóch uczniów zmierzających do Emaus? Znalazł ich pogrążonych w smutku, zagubionych z powodu Jego śmierci. I rzekł im: ,,Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?” Odwołał się do owego momentu powinności i zgodności, jakie istniały pomiędzy tym skądinąd zadziwiającym wydarzeniem a innymi prawdami objawionymi dotyczącymi Boskiego planu odkupienia świata. I podobnie św. Paweł, pisząc o tym samy cudownym zrządzeniu Bożym, mówi: „Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie”. A gdzie indziej, odnosząc sie do proroctwa (czy umiejętności wykładu sensu ukrytego w Bożej prawdzie), każe braciom posługiwać się tym darem ,,według analogii i reguły wiary”, to znaczy tak, aby każda głoszona nauka pozostawała w zgodzie z tym, co już zostało przyjęte. Widzicie zatem, że, gdy idzie o jakąś naukę objawioną, mocnym dowodem jej prawdziwości jest zgodność i łączność pomiędzy nią i innymi prawdami; że jedna rzecz wynika z innej; że każda część potrzebuje pozostałych i pozostałym jest potrzebna.

Wielka ta zasada (której tak różnorodne przykłady znajdujemy w strukturze i historii doktryny katolickiej, i którą zilustrujemy innymi licznymi przykładami w miarę dalszych rozmyślań), dana nam jest do rozważenia zwłaszcza w tym okresie, gdy świętujemy Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, Matki Boga. Przyjmujemy je na mocy odwiecznej wiary, ale, jeżeli rozpatrywać je w świetle rozumu, wówczas z wielką siłą narzuca się naszym umysłom odpowiedniość, godziwość takiego właśnie zakończenia Jej ziemskiego życia. Czujemy, że tak powinno być; że godziło się, aby Jej Pan i Syn w ten sposób postąpił z kimś tak szczególnym i wyjątkowym jak Ona – zarówno, gdy idzie o Jej osobę, jak i Jej relację do Niego. Widzimy, że nauka o Wniebowzięciu pozostaje w zgodzie z istotą i głównym zarysem doktryny o Wcieleniu i że bez niej nauka katolicka byłaby niekompletna, że zawiodłaby nasze pobożne oczekiwania.

Bracia, rozważmy dzisiaj to zagadnienie, a żeby Wam w tym pomóc, powiem najpierw, czego na temat Błogosławionej Dziewicy Kościół od pierwszych wieków nauczał i dogmatycznie głosił. Zobaczycie wtedy, jak z tej nauki w naturalny sposób wypływają oddanie, jakie dzieci Maryi żywią dla Niej, i cześć, jaką Jej oddają.

Wiadomo wam, że od początku wierzono i od wczesnych wieków nauczano, iż Maryja jest Matką Boga: nie tylko Matką człowieczeństwa czy ciała naszego Pana – należy Ją uważać za Matkę samego Słowa, Słowa Wcielonego. Bóg, w osobie Słowa, Drugiej Osoby Przenajświętszej Trójcy, uniżył siebie aby stać się Jej Synem. Non horruisti Virginis uterum, jak śpiewa Kościół, „Nie wzgardziłeś Panny łonem”. Przyjął substancję swojego ludzkiego ciała od Niej; przyobleczony w to ciało, spoczywał w Niej. Po Jego narodzeniu było ono swego rodzaju znakiem, że chociaż jest Bogiem, przecież należy do Niej. Ona się o Niego troszczyła, opiekowała się Nim, karmiła Go własną piersią; nosiła Go na swych rękach. Po upływie zaś pewnego czasu, to On usługiwał Jej i Jej był posłuszny. Przez trzydzieści lat mieszkał z Nią w jednym domu. Nic nie zakłócało ich relacji, którą dzielił z Nimi jedynie św. Józef. Ona widziała, jak dorastał. Ona była świadkiem Jego radości, Jego smutku, Jego modlitw. Przez cały ten czas cieszył Ją Jego uśmiech, dotyk Jego ręki, szept Jego miłości, znajomość Jego myśli i wyraz Jego uczuć. Bracia, jaką powinna być ta, którą pobłogosławiono takimi łaskami?

Pytanie takie zadał niegdyś władca pogański, gdy chciał uhonorować jednego ze swych poddanych godnością, która odpowiadałaby szczególnej relacji, w jakiej ów pozostawał z władcą. Poddany ten ocalił królowi życie – cóż zatem winien otrzymać w zamian? Monarcha zapytał: ,,Co należy uczynić dla człowieka, którego król pragnie uczcić?” I otrzymał następującą odpowiedź: „Człowiek, którego król pragnie uczcić ma zostać odziany w szatę królewską; niech dosiądzie królewskiego wierzchowca i niech mu włożą diadem królewski na głowę. Niech pierwsi spośród panów i książąt królestwa poprowadzą go ulicami miasta, trzymając jego konia za uzdę. I niech mówią: tak uczczony będzie ten, którego król pragnie uczcić”. Podobnie jest z Maryją: urodziła Stwórcę, jaką więc otrzyma odpłatę? Co uczynią dla Tej, która pozostaje w takiej relacji do Najwyższego? Co będzie godną nagrodą dla Tej, którą Wszechmogący raczył uczynić – nie swoją służebnicą, nie swoją przyjaciółką, nie swoją powiernicą – lecz swoją przełożoną; źródłem swojego drugiego bytu, opiekunką swojego bezbronnego dzieciństwa, nauczycielką pierwszych lat swojego życia? Odpowiadam, jak odpowiedział ów król: nic nie jest zbyt wysokie dla Tej, której Bóg zawdzięcza swoje ludzkie istnienie – żaden nadmiar łaski czy chwały. Tego wszystkiego należy spodziewać się tam, gdzie Bóg zechciał zamieszkać; tam, gdzie się narodził. „Niech przyodzieją Ją w szatę królewską” – to znaczy: niechaj spłynie w Nią pełnia Bóstwa, aby stała się człowiekiem niewysłowionej świętości, piękna i chwały Boga samego; niechaj będzie Zwierciadłem Sprawiedliwości, Różą Mistyczną, Wieżą z Kości Słoniowej, Domem Złotym, Gwiazdą Zaranną. „Niechaj ukoronują Ją diademem królewskim” jako Królową Nieba, Matkę wszystkich żyjących, Uzdrowienie chorych, Ucieczkę grzeszników, Pocieszycielkę strapionych. „I niech pierwsi spośród książąt królewskich poprzedzają Ją”. Niech aniołowie i prorocy, apostołowie i męczennicy, i wszyscy święci ucałują kraj Jej szaty i niech radują się w cieniu Jej tronu. Tak król Salomon powstał, aby powitać swą matkę; i oddał jej pokłon. Rozkazał też, by przygotowano miejsce dla matki królewskiej, ona zaś zasiadła po jego prawicy.

A zatem, bracia, nawet gdybyśmy nie zostali o tym pouczeni, chętnie winniśmy wierzyć, że Matka Boga otrzymała pełnię łaski i chwały – godzi się to bowiem i harmonizuje z planem i rozporządzeniem Bożym. Że jest tak, okaże się jeszcze wyraźniej, gdy głębiej rozważymy całe to zagadnienie. Zwróćcie uwagę, że Bóg postępuje z nami według następującej reguły: osobista świętość powinna towarzyszyć wysokiej duchowej godności miejsca czy działania. Aniołowie, którzy, jak mówi Słowo, pełnią rolę posłańców Bożych, są również doskonali w świętości. „Bez świętości nikt Boga oglądać nie będzie”. Nic nieczystego nie może przebywać na dziedzińcach niebieskich. Im wyższe miejsce w hierarchii posługi zajmują mieszkańcy niebios wokół tronu, tym większa ich świętość, tym głębiej zanurzeni są w kontemplacji Świętości, której służą. Serafini, którzy najbliżej otaczają Chwałę Bożą, dniem i nocą wołają „Święty, Święty, Święty Pan Bóg zastępów”. Tak samo jest na ziemi: prorocy zazwyczaj posiadają nie tylko dary, ale także łaski. Nie tylko zostali natchnieni, aby mogli poznać i głosić wolę Boga, ale otrzymali też łaskę wewnętrznego nawrócenia, aby mogli woli tej być posłuszni. Nie ma bowiem wątpliwości, że godnie głosić prawdę mogą jedynie tacy, którzy ją osobiście odczuwają; że wiernie przekazują ją ludziom od Boga tylko ci, którzy nauczając jej innych przyjęli ją za swoją.

Nie mówię, że nie ma wyjątków od tej zasady. Są, ale łatwo je wytłumaczyć. Nie twierdzę, że nigdy nie spodobało się Bogu Wszechmogącemu przekazać żadnego objawienia swojej woli za pośrednictwem złych ludzi. Oczywistym jest, że może On zmusić wszystkich i wszystko, aby Mu służyli. Realizuje swoje zamierzenia posługując się każdą rzeczą i każdym człowiekiem – także niegodziwcami. I od niegodziwych odbiera chwałę. Pan nasz został zabity przez swoich wrogów, którzy wypełniali Jego wolę wtedy, gdy, jak się im zdawało, pełnili wolę własną. Kajfaszem, który śmierć tę zaplanował i do niej doprowadził, posłużył się Bóg, aby śmierć tę zapowiedzieć. We wcześniejszych wiekach, z Boskiego przymusu, Balaam prorokował dobro dla ludu Bożego, chociaż chciał prorokować zło. Wszystko to prawda, ale w takich przypadkach Miłosierdzie Boże w najoczywistszy sposób przemogło zło, manifestując swoją potęgę, bez przemiany i uświęcenia narzędzia. Prawdą jest także to, jak sam o tym mówi, że w Dniu Ostatecznym wielu powie: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?”. A On im odpowie: „Nigdy was nie znałem”. Powtarzam, temu nie można zaprzeczyć. Niezaprzeczalnym jest bowiem po pierwsze to, że ktoś, kto prorokował w Imię Boże, może później odpaść od Boga i zatracić swa duszę. Ktokolwiek, kto teraz jest święty, może zawsze upaść. Teraźniejsza łaska nie gwarantuje nikomu, że w niej wytrwa – a dary w jeszcze mniejszym stanowią taką gwarancję. Czy dowodzi to jednak, że łaska i dary zazwyczaj nie łączą się ze sobą? A znowu, nie ulega wątpliwości, że są i tacy, którzy, pomimo posiadania pewnych nadprzyrodzonych darów i zdolności, nigdy być może nie mieli łaski od Boga – nawet wówczas, gdy posługiwali się tymi zdolnościami – jak to zaraz wyjaśnię. Teraz jednak nie mówię o posiadaniu darów, lecz o byciu prorokiem. Bycie prorokiem to coś znacznie bardziej osobistego niż posiadanie darów: to święty urząd, to posłannictwo, to wysokie wyróżnienie – nie wrogów Boga – ale Jego przyjaciół. Oto zasada, którą znajdujemy w Piśmie Świętym. Kto był pierwszym prorokiem i głosicielem sprawiedliwości? Enoch, który ,,żył z wiary” i „podobał się Bogu”, i który został zabrany z tego buntowniczego świata. Kto był drugim? ,,Noe, który potępił ten świat i stał się dziedzicem sprawiedliwości, którą otrzymuje się przez wiarę”. Kto był następnym wielkim prorokiem? Mojżesz, prawodawca ludu wybranego, „najłagodniejszy pośród ludzi, którzy zamieszkują ziemię”. Następnie Samuel, który od dziecka służył Panu w świątyni i Dawid, który, gdy popadł w grzech, pokutował i był „człowiekiem podług serca Bożego”. Podobnie też Hiob, Eliasz, Izajasz, Jeremiasz, Daniel, a przede wszystkim św. Jan Chrzciciel, a potem św. Piotr, św. Paweł, św. Jan i inni – wszyscy są przykładem heroicznych cnót i wzorem dla swoich braci. Judasz to wyjątek, który przez szczególne zrządzenie Boże miał wzmóc upokorzenia i cierpienia naszego Pana.

Sama natura poświadcza związek pomiędzy świętością i prawdą – zapowiada, że źródło, z którego pochodzi doktryna, samo musi być czyste; że siedziba Boskiej nauki i wyrocznia wiary winny być mieszkaniem aniołów; że poświęcony dom, w którym Słowo Boże dorasta i z którego wyjdzie na świat na zbawienie dla wielu, powinien być tak święty jak Słowo samo jest święte. Widzicie teraz różnicę pomiędzy urzędem proroka a zwykłym darem – na przykład darem czynienia cudów. Cuda są prostym i bezpośrednim działaniem Boga: ten zaś, który je ‘sprawia’, stanowi jedynie narzędzie i instrument. Dlatego nie musi być święty, ponieważ, ściśle mówiąc, nie uczestniczy w samym dziele. Także władza udzielania sakramentów, również nadprzyrodzona i cudowna, nie zakłada osobistej świętości. Nie ma też nic dziwnego w fakcie, że Bóg udziela tego daru czy daru czynienia cudów złemu człowiekowi, podobnie jak nie dziwi, że udziela mu naturalnych talentów, uzdolnień, siły, sprawności cielesnej, wymowy czy umiejętności medycznych. Z urzędem kaznodziejów i proroków rzecz ma się jednak inaczej – a o nich tutaj mówię. Prawda bowiem najpierw pojawia się w umyśle mówiącego – w nim jest zrozumiana, ujęta i ukształtowana, a następnie wychodzi zeń, jak gdyby ze swojego źródła i rodzica. Słowo Boże rodzi się w nich i, jako ich potomstwo, nosi ich rysy i ich przypomina. Nie są jak owo „nieme zwierzę mówiące ludzkim głosem”, którego dosiadał Balaam; nie są zwyczajnymi narzędziami Bożego Słowa, ale ,,otrzymali namaszczenie od Świętego i znają wszystkie rzeczy”, a ,,gdzie Duch Pański, tam i wolność”. Chociaż więc nauczają tego, co otrzymali – to z mocą tych, którzy czują i wiedzą. ,,Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam”.

I tak było na przestrzeni całych dziejów Kościoła. Mojżesz nie pisze jak Dawid, ani Izajasz jak Jeremiasz, ani też św. Jan jak św. Paweł. To samo można powiedzieć o wielkich doktorach Kościoła: św. Atanazy, św. Augustyn, św. Ambroży, św. Leon, św. Tomasz – każdy ma swój styl, każdy mówi po swojemu, chociaż jednocześnie przekazuje Słowo Boże. Mówią od siebie, mówią we własnej osobie, mówią z głębi serca, z własnego doświadczenia. Posługują się własnymi argumentami i wnioskowaniami; używają własnego sposobu wyrażania się. Jak wam się wydaje, bracia – czy ich serca i uczucia mogą być nieświęte? Jak by to było możliwe bez jednoczesnego skażenia – a co za tym idzie – unieważnienia Słowa Bożego? Jeżeli jedna kropla brudu sprawia, że najczystsza woda staje się bezwartościowa, jeżeli najmniejszy posmak goryczy psuje delikatne przysmaki, jakim sposobem słowa prawdy i świętości mogłyby z pożytkiem pochodzić z nieczystych warg i przywiązanego do ziemi serca? Nie, jakie drzewo, taki owoc: ,,strzeżcie się fałszywych proroków'', mówi nasz Pan i dodaje: ,,Po owocach ich poznacie. Czy zbiera się winogrona z cierni albo figi z ostu?” Czy nie tak, bracia? Któż z was udałby się po radę do kogoś, nawet bardzo uczonego, utalentowanego i zaawansowanego wiekiem, jeśliby uważał go za nieświętego? Co więcej, chociaż wiecie i jesteście pewni, że, gdy chodzi o rozgrzeszenie, zły kapłan może go udzielić tak samo jak święty, to jednak po radę, pociechę i pouczenie nie poszlibyście do kogoś, kogo nie darzycie szacunkiem. ,,Z obfitości serca mowią usta” i „dobry człowiek z dobrego skarbca serca wydobywa rzeczy dobre, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa rzeczy złe”.

Tak zatem ma się sprawa w przypadku duszy. Jeżeli jednak chodzi o Błogosławioną Dziewicę, nasuwa się jeszcze inna myśl. Jej miejsce w Bożym planie nie było przypadkowe. Słowo Boże nie przyszło do Niej i nie wyszło od Niej ot tak, po prostu. Chrystus nie przeszedł przez Nią w taki sam sposób, w jaki nawiedza nas w Komunii Świętej. Odwieczny Syn nie przyjął jakiegoś niebiańskiego ciała ukształtowanego przez aniołów i przyniesionego do tego niższego świata. Nie, On przyjął, wchłonął w swoją Boską naturę Jej krew i substancję Jej ciała; stał się człowiekiem z Niej; otrzymał Jej rysy i cechy – godną postać i charakter, w których miał się objawić rodzajowi ludzkiemu. Dziecko jest jak jego rodzic. Dlatego możemy przypuszczać, że w Jego podobieństwie do Niej objawiła się Jej relacja z Nim. Świętość Maryi nie pochodzi stąd tylko, że była Ona Jego Matką, lecz również stąd, że On był Jej Synem. „Jeżeli bowiem zaczyn jest święty, to i ciasto” – mówi św. Paweł. ,,Jeżeli korzeń jest święty, to i gałęzie”.

Stąd i tytuły, które zwykliśmy Jej nadawać. On jest Mądrością Bożą, dlatego Ona jest Stolicą Bożej Mądrości. Jego obecność jest rajem, dlatego Ona jest Bramą Niebieską. On jest Miłosierdziem nieskończonym, zatem Ona jest Matką Miłosierdzia. Ona jest Matką „pięknej miłości i bojaźni, i wiedzy, i świętej nadziei”. Czy może dziwić zatem, że w Kościele na ziemi Maryja pozostawiła po sobie „zapach cynamonu i balsamu, i słodycz wybornej mirry”?

Oto zatem prawda ukryta głęboko w sercu Kościoła i poświadczona przez mocne przekonanie jego dzieci – że żadne ograniczenia właściwe stworzeniu nie mogą być przypisane Maryi. Jeśli Abraham uwierzył, że jego żona urodzi mu w swej starości syna, wówczas wiarę Maryi, która przyjęła posłanie Gabriela, uznać należy za większą. Jeżeli Judyta, ku zdziwieniu swego ludu, poświęciła swoje wdowieństwo Bogu, za tym większy należy uznać czyn Maryi, która od młodości poświęciła Mu swoje dziewictwo. Samuel, jako dziecko mieszkał w świątyni, z dala od świata. Lecz również Maryję rodzice umieścili w tych samych świętych przybytkach w wieku, gdy dzieci zaczynają odróżniać dobro od zła. Czy nie nazwano Salomona ,,miłym Bogu”, gdy się urodził? – a Ta, która została powołana na Matkę Boga, czy nie będzie Mu miła od chwili swoich narodzin? A dalej, św. Jan Chrzciciel został uświęcony w Duchu przed swoimi narodzinami. Czyż Maryja będzie mu zaledwie równa? Czy nie godzi się, aby Jej przywilej przewyższył jego? Czy może dziwić, że łaska, która uprzedziła jego narodziny o trzy miesiące, towarzyszyła Maryi od samego początku Jej istnienia, wyprzedzając grzech i uroszczenia Szatana? Maryja przewyższa wszystkich świętych. Fakt, iż wiemy o pewnych przywilejach udzielonych świętym, przekonuje nas, że niemal z konieczności Ona otrzymała łaski te same i wyższe jeszcze. Jej poczęcie było niepokalane, aby mogła uprzedzić wszystkich świętych w czasie i przewyższyć ich w pełni świętości.

Ale, bracia, nie będę was męczył argumentami w czasie święta, gdy szczególnie Błogosławionej Dziewicy powinniśmy złożyć hołd naszej miłości i wierności. Pozwólcie, że zakończę tak, jak zacząłem. Będę zwięzły, okażcie jednak cierpliwość, jeżeli mówię o błogosławionym Wniebowzięciu Maryi tak, jak rozważałem Jej niepokalaną czystość, a więc raczej jako prawdę doktrynalną niż przedmiot pobożności.

Godziło się, aby Ta, której życie było cudem świętości, została wzięta do nieba i nie spoczywała w grobie do czasu ponownego przyjścia Chrystusa. Wszystkie dzieła Boże ujawniają przepiękną harmonię, ich kres zaś odpowiada ich początkowi. Oto dlaczego ludziom tego świata tak trudno uwierzyć w cuda. Ich zdaniem zakłócają one stały porządek widzialnego świata Bożego. Nie wiedzą, że cuda służą wyższemu porządkowi rzeczy, wprowadzając nadprzyrodzoną doskonałość. Ale, bracia, można przynajmniej oczekiwać, że jeżeli już jakiś jeden cud się wydarzy, to pociągnie za sobą następne, by dokończyć dzieła, które zainicjował. Cuda służą wielkim celom. Czyż nie odczuwalibyśmy zawodu, gdyby powrót do naturalnego stanu rzeczy dokonał się, zanim owe cele zostaną osiągnięte? A gdyby powiedziano nam, że tak właśnie jest, czy nie uznalibyśmy tej wiadomości za nieprawdopodobną i trudną do przyjęcia? Stwierdzenia powyższe odnoszą się także do życia Najświętszej Maryi Panny. Powtarzam, większym byłoby cudem, gdyby Jej śmierć, miast w godny sposób uwieńczyć życie, jakie wiodła, w niczym nie różniła się od śmierci innych ludzi. Bóg raczył zaciągnąć u swojej Matki dług, gdy wziął od Niej pierwiastki swego ciała. I kto ośmieli się przypuścić, by miał go spłacić pozwalając, aby ta krew i to ciało, z których Jego krew i ciało zostały utworzone, miały zgnić w grobie? Czyż tak synowie ludzcy postępują ze swymi matkami? Czy nie troszczą się o nie i nie opiekują nimi w ich słabości, chroniąc ich życie dopóki mogą? Kto odważy się pomyśleć, że dziewicze ciało, które nigdy nie zgrzeszyło, umarło smiercią grzeszników? Dlaczegóż miałaby uczestniczyć w przekleństwie Adama Ta, która nigdy miała udziału w jego upadku? ,,Prochem jesteś i w proch się obrócisz” - oto wyrok wydany na grzech. A zatem Ta, która nigdy nie popełniła grzechu, nie mogła być poddana rozkładowi śmierci. Umarła, jak wierzymy, ponieważ nawet nasz Pan i Zbawiciel umarł. Umarła tak, jak cierpiała, ponieważ żyła w świecie, gdzie cierpienie i śmierć są regułą. Żyła pod ich zewnętrzną władzą i tak, jak posłuchała cezara udając się do Betlejem, aby dać się zapisać, tak też, gdy Bóg tego chciał, poddała się tyrani śmierci, a dusza Jej i ciało uległy rozłączeniu, jak to się dzieje w przypadku innych ludzi. Chociaż jednak umarła jak inni, nie umarła tak jak inni. Przez zasługi swego Syna, dzięki któremu była, kim była; przez łaskę Chrystusa, która uprzedziła w Niej grzech, która napełniła Ją światłem, która oczyściła Jej ciało od wszelkiej skazy, była Maryja wolna od chorób i słabości, od tego wszystkiego, co niszczy i prowadzi do rozpadu naszej cielesnej powłoki. Nie znać w Niej było obecności grzechu pierworodnego – upływ czasu nie osłabił Jej zmysłów; Jej ciało nie uległo chorobom wiodącym do śmierci. Umarła, ale Jej smierć po prostu wydarzyła się – nie była skutkiem; a gdy się dokonała, przestała istnieć. Maryja umarła, aby żyć; umarła niejako dla zachowania form (jeśli mogę tak powiedzieć), z obowiązku, aby spłacić to, co nazywa się długiem natury. Nie umarła dla siebie ani też z powodu grzechu, lecz aby poddać się swej ludzkiej naturze, aby uwielbić Boga, aby uczynić to, co uczynił Jej Syn. Nie umarła jednak tak jak Jej Syn i Zbawiciel, cierpiąc dla jakiegoś szczególnego celu; nie umarła śmiercią męczeńską. Jej męczeństwo dokonało się w życiu – nie jako zadośćuczynienie (tego bowiem człowiek dać nie był w stanie – i dokonało się ono przez Niego i dla wszystkich), lecz aby dopełnić Jej życie i zdobyć dla Niej koronę.

Dlatego też Maryja umarła w ukryciu. Słusznym było, aby na oczach świata umierał Ten, który umarł dla zbawienia świata; że Wielka Ofiara została wyniesiona wysoko – tak jak światło, którego ukryć nie sposób. Jednakże Ona, lilia Edenu, która zawsze żyła z dala od ludzkich oczu, słusznie umierała pośród słodkich kwiatów, w cieniu ogrodu, w którym żyła. Jej odejście nie odbiło się żadnym echem w świecie. Kościół zajęty był swymi zwykłymi obowiązkami: głoszeniem, nawracaniem, cierpieniem. Trwały prześladowania. Ludzie uciekali z jednego miejsca na inne. Pojawili się męczennicy, odnoszono zwycięstwa. W końcu rozeszła się wieść, że Matka Boga opuściła ten świat. Pielgrzymi udali się w różne miejsca szukając Jej relikwii. Ale nie znaleźli żadnych. Umarła w Efezie? A może w Jerozolimie? Różnie o tym mówiono, lecz nie udało się odnaleźć Jej grobu, a jeśli został odnaleziony, po jego otwarciu okazało się, że zamiast Jej czystego i wonnego ciała, z ziemi, której dotykała, wyrastały lilie. Ci więc, którzy Jej szukali, odeszli do domu zdziwieni, oczekując na dalsze światło. I wtedy zaczęto opowiadać, że kiedy nadszedł Jej kres i gdy dusza Jej miała stanąć tryumfalnie przed sędziowskim Tronem Syna, apostołowie zgromadzili się nagle w Świętym Mieście, aby wziąć udział w tym radosnym wydarzeniu; że pochowali Ją z należnym ceremoniałem; że gdy na trzeci dzień przybyli do Jej grobu, zastali go pustym, i usłyszeli chóry anielskie radośnie wyśpiewujące dniem i nocą chwałę swojej wniebowziętej Królowej. Niezależnie od tego, jak odniesiemy się do szczegółów tej historii (a nie ma w niej nic niemiłego czy trudnego dla pobożności), pewne jest, na mocy zgody całego katolickiego świata oraz objawień udzielonych duszom świętych, iż Maryja, tak jak się godziło, z duszą i ciałem przebywa ze swoim Synem i Bogiem w niebie. Nam zaś dane jest świętować nie tylko Jej śmieć, ale także Wniebowzięcie.

A teraz, moi drodzy bracia, jacy powinniśmy być my, jeżeli godziło się, aby Maryja była taka, jak powiedziałem? Jeżeli Matka Emmanuela w świętości i pięknie winna być pierwsza pośród stworzeń, jeżeli godziło się, aby od samego początku wolna była od wszelkiego grzechu i aby od chwili otrzymania swojej pierwszej łaski stale zasługiwała na łaski następne; jeżeli taki był Jej początek i taki koniec: Jej poczęcie niepokalane a śmierć uwieńczona wniebowzięciem; jeżeli umarła, lecz ożyła i wyniesiona została na wysokości – jakie powinny być i co mają czynić dzieci takiej Matki, jeżeli nie naśladować w dostępnej sobie mierze Jej oddanie, Jej łagodność, Jej prostotę, Jej skromność i słodycz? Chwała, którą otrzymała, została Jej dana nie tylko przez wzgląd na Jej Syna, ale także przez wzgląd na nas. Naśladujmy zatem Jej wiarę, którą, bez powątpiewania, przyjęła anielskie zwiastowanie od Boga; Jej cierpliwość, przez którą bez jednego słowa zniosła zaskoczenie św. Józefa; Jej posłuszeństwo, które w zimie kazało Jej udać się do Betlejem i urodzić w stajni naszego Pana; Jej skupienie, z jakim w sercu rozważała to, co widziała i co o Nim usłyszała; Jej męstwo, gdy miecz przeniknął Jej serce; poddanie, z jakim Go oddała, gdy rozpoczął swoją posługę i z jakim zgodziła się na Jego śmierć.

I nade wszystko, naśladujmy czystość Tej, która wolała raczej nie mieć Go za Syna, aniżeli utracić dziewictwo. Moje drogie dzieci, wy, młodzi mężczyźni, i wy, młode kobiety – jak bardzo potrzebujecie wstawiennictwa Dziewicy Matki, Jej pomocy, Jej przykładu w tej dziedzinie! Żyjecie w świecie, cóż zatem poprowadzi was wąską ścieżką jeżeli nie myśl o Maryi i Jej pomoc? Kto, jeśli nie Maryja opieczętuje wasze zmysły i uspokoi serca, gdy otaczające widoki i dźwięki niosą niebezpieczeństwo? Co, jeśli nie pełna miłości łączność z Maryją da wam cierpliwość i wytrwałość, gdy znuży was długa walka ze złem, gdy zmęczy was i znudzi ciągła konieczność pilnowania się, ciągłe pamiętanie o środkach zapobiegających grzechowi – to napięcie umysłu, ten stan smutku i przygnębienia. Ona pocieszy was w rozczarowaniach, podtrzyma w wysiłkach, podniesie, gdy upadniecie, nagrodzi, gdy się wam powiedzie. Ona ukaże wam swojego Syna, waszego Boga i wasze wszystko. Czy wasza dusza jest pobudzona, czy też odprężona; kiedy odczuwa smutek; gdy traci równowagę; staje się niespokojna i kapryśna; kiedy obrzydnie jej to, co posiada, a pożąda tego, czego nie ma; gdy wasze oczy pociągnie zło, zaś wasza ludzka natura drży w cieniu kusiciela – co przywróci wam pokój i przywiedzie do wyzdrowienia, jeżeli nie ożywcze tchnienie Niepokalanej i woń Róży Szaronu? Religia Katolicka z dumą głosi, że posiada dar, dzięki któremu może uczynić młode serce czystym. Jest tak, ponieważ Jezusa Chrystusa daje nam na pokarm, a Maryję ofiarowuje jako naszą troskliwą matkę. Niech ta dumna obietnica wypełni się i was. Udowodnijcie światu, że nie podążacie za żadną fałszywą nauką. Prostotą waszej postawy, świętością waszych słów i uczynków brońcie przed swiatem chwały waszej Matki Maryi, ktorej ten świat bluźni. Udajcie się do Niej po królewską niewinność serca. Ona jest owym pięknym darem Boga, który przewyższa wszelkie pokusy i powaby tego złego świata – darem, którego nikt jeszcze szczerze nie poszukiwał i doznał zawodu. Jej osoba jest przykładem i obrazem tego życia duchowego i odnowienia przez łaskę, ,,bez których nikt Boga oglądać nie będzie”. „Jej dusza słodsza jest od miodu, a jej posiadanie słodsze od plastra miodu. Ci, którzy ją spożywają, dalej łaknąć będą, a ci którzy ją piją, nadal pragnąć będą. Kto jej jest posłuszny, nie dozna wstydu, a którzy przez nią działać będą, nie zbłądzą.”

(John Henry Newman, On the Fitness of the Glories of Mary w: Discourses to Mixed Congregation, Londyn, 1906, s. 360–376, tłum. Paweł K. Długosz)

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 16:38, 11 Wrz 2019, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32696 Przeczytał: 53 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:11, 14 Wrz 2014 Powrót do góry

Bł. kard. Newman o Maryi

12 września, święto Najświętszego Imienia Maryi. Przypominam trzy kazania bł. kard. Newmana poświęcone Matce Bożej i opublikowane w tym blogu:

[link widoczny dla zalogowanych] (tłum. poprawione), [link widoczny dla zalogowanych] i [link widoczny dla zalogowanych] – wszystkie w przekładzie P. K. Długosza.


Jakub Pytel

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)