Forum Kościół Rzymskokatolicki Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Bojaźń Boża początkiem mądrości Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32694 Przeczytał: 52 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:08, 03 Maj 2009 Powrót do góry

[link widoczny dla zalogowanych]

Tomasz z Celano (1190-1260), franciszkanin, przyjaciel i pierwszy biograf św. Franciszka z Asyżu, jest uważany za autora najbardziej popularnej w wiekach średnich sekwencji "Dies irae". Hymn jest pełną dramatyzmu poetycką wizją Sądu Ostatecznego, którego przeczuwana bliskość napawa człowieka lękiem przed wiecznym potępieniem. Jedyną nadzieją na ocalenie jest łaska Chrystusa, który okazał niegdyś swe miłosierdzie grzesznej Marii Magdalenie i łotrowi na krzyżu.

"Dzień ów gniewu się nachyla/ gdy w proch wieki zmiecie chwila/ świadkiem Dawid i Sybilla. Będzie strach tam, będzie drżenie/ przyjdzie sędzia sądzić ziemię/ a roztrząsać wszystko wiernie (...)" - to pierwsze słowa hymnu (fragm. tłumaczenia Anny Kamieńskiej). Przez wieki śpiewano go podczas uroczystości pogrzebowych, kolejne zwrotki towarzyszyły uczestnikom procesji na cmentarzu w Dzień Zaduszny. Ludzie płakali ze strachu, z lęku przed nieuchronnością sądu i z żalu za popełnione grzechy. Towarzyszyło temu nawrócenie i przemiana moralna. Dziś wydaje się, że ten czas - znany większości wyłącznie ze świadectw literatury - jest jedynie reliktem przeszłości. Zniknął z naszej wyobraźni obraz Jezusa Sędziego. W eschatologii zaczęto na pierwszym miejscu stawiać obraz Boga jako dobrego, miłosiernego Ojca, pojawiło się wielu teologów, którzy w tej perspektywie hipotezę o pustym piekle (bo skoro Bóg jest tak bardzo miłosierny...) zaczęli traktować jako pewnik. W wielu miejscach niemile widziane stało się mówienie o grzechu, sądzie, karze - aby człowieka nie "stresować", nie przesłaniać mu radości życia. I tak niepostrzeżenie prawda, o której mówi dziś Jezus, rozmyła się. Obraz Chrystusa Króla, sprawiedliwego Sędziego, nagradzającego dobro i karzącego za zło, stał się kolejną figurą, którą akceptujemy o tyle, o ile nie burzy swoistego status quo, nazywanego "świętym" spokojem. - Coś tam będzie przy końcu świata, ale to przecież jeszcze nie teraz, nie już... Teraz trzeba się cieszyć życiem.

Zatarło się w nas coś, o czym tak często wspominają psalmy, księgi mądrościowe: bojaźń Boża. Encyklopedia Katolicka tak ją tłumaczy: "lęk budzący się w człowieku pod wpływem wielkości, świętości i majestatu Boga, skłaniający do respektowania Jego woli; nie jest przeciwieństwem miłości, ale jej elementem". Jest to zatem zabezpieczenie człowieka przed lekkomyślnością, która może doprowadzić do zakwestionowania fundamentalnych prawd wiary, przypomnienie hierarchii bytów. Człowiek wywołuje strach u drugiego człowieka, aby nad nim dominować, podporządkować go sobie, zastraszyć, poniżyć - bojaźń Boża przeciwnie: jest jedną z odsłon miłości. Jest zaproszeniem do pokuty, podjęcia drogi doskonałości, która wiedzie przez drugiego człowieka. Wizje Sądu Ostatecznego, cierpień w piekle i czyśćcu (znane z Ewangelii czy opisów objawień, np. fatimskich) przypominają, że dopóki człowiek ma czas, nie może go zmarnować. Pokazują, iż miłość to nie emocje, abstrakcja, ale bardzo konkretna postawa życiowa, która przybiera realny kształt w drugim człowieku. Że jest to dar, talent domagający się pomnożenia. Nielogiczne jest zachowanie chrześcijanina modlącego się w niedzielę w świątyni, deklarującego swoje oddanie Bogu, który staje się zupełnie niewidzialny w pozostałe dni tygodnia. "Miłość Chrystusa przynagla nas" - pisze św. Paweł. "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" - mówi Jezus. To jedno proste zdanie wystarczy, aby wszystko wokół stało się inne, lepsze. Nie trzeba cudownych reform i obietnic. To też jest najlepsza recepta na świętość.

Marcin Jasiński

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 12:02, 16 Sie 2023, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32694 Przeczytał: 52 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:12, 28 Lis 2015 Powrót do góry

Bój się Boga, nie wysypki!

(...)

Wiele napisano, powiedziano, by ośmieszyć w oczach współczesnych cnotę "Bojaźni Bożej." Odkąd pamiętam (a w zasadzie pamiętam już tylko czasy posoborowe), przekonywano mnie - na lekcjach religii, w kazaniach, listach duszpasterskich, na rekolekcjach, w katolickiej twórczości literackiej - że nie powinienem się bać Boga, bo jest On kochającym Ojcem, że zależy Mu tylko na moim zbawieniu. By nadać temu postulatowi smak świeżości, powab rewolucyjnego zwrotu, wskazywano na błędne i szkodliwe traktowanie Pana Boga przez naszych przodków. Mieli oni - według współczesnego przekazu przekonującego do wiary radosnej, otwartej, opartej na wolności - kierować się jedynie strachem przed Wszechmogącym, Sprawiedliwym i karzącym Bogiem. Dowodem wiary opartej na strachu, wiary bez miłości i wolności, miały być między innymi liczne obrazy w starych świątyniach przedstawiających los potępionych. Tak było przez setki lat, kiedy ludzie ze strachu chodzili do kościoła, a dziś, drogi katoliku, dzielimy się z tobą radosną nowiną, że Bóg jest Miłością, jesteś absolutnie wolny i jako wolny człowiek możesz Bogu odpowiedzieć swoją miłością. Nie masz się czego lękać!

Czy to nie atrakcyjny przekaz? Z jednej strony strach i zabobon (no bo jeśli Bóg jest Miłością, to jak można się Go bać? To wypaczanie obrazu Stwórcy!), a z drugiej wolność i miłość. Niestety, przekaz tyle atrakcyjny co fałszywy. Gdyby to było prawdą, Kościół po Soborze musiałby chyba dokonać "lustracji" większości przedsoborowych świętych (jako niewolników owładniętych strachem), a przynajmniej przestać się z nimi obnosić. Ale to oczywista nieprawda. Wystarczy wczytać się w to co pozostawili nam dawni katolicy, od "Wyznań" Św. Augustyna przez "O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza 'a Kempis, po "Dzieje duszy" Św. Teresy z Lisieux (trafnie nazwanej przez jednego z biografów "małym Bożym wojownikiem" - a little warior of God). Czy można wątpić, że Autorzy doświadczali radości obcowania z Kochającym ich Bogiem? Czy ich żarliwa miłość do Boga była wymuszona strachem?

Skoro obraz Kościoła przedsoborowego jest nieprawdziwy (zniekształcony i karykaturalny), to nowy sposób bycia wierzącym, wydający się słuszny i atrakcyjny na tle zafałszowanego obrazu, może okazać się nie lepszy a gorszy od rzeczywistej drogi wiary przedsoborowych przodków.


Wierzę, więc NIE lękam się

(...)

[link widoczny dla zalogowanych]



Wspomniane w powyższym tekście są nauki ks. Jana Kaczkowskiego, które można poczytać, posłuchać też tu tu:

http://www.traditia.fora.pl/kosciol-w-mediach-polska,63/stare-katolickie-metody-mowi-ks-jan-kaczkowski,12408-15.html
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)