Forum Kościół Rzymskokatolicki Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Z prof. Finkelsteinem odnośnie książki Grossa: 'Złote żniwa' Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:51, 13 Sty 2011 Powrót do góry

O Wydawnictwie ZNAK wspominaliśmy tu na grupie, gdy wydało promującą homoseksualizm książkę "Chłopak czy dziewczyna?"

Obecnie trzeba przypomnieć to Wydawnictwo ZNAK, które to Wydawnictwo wkrótce wyda, książkę Jana Tomasza Grossa “Złote żniwa”.

Na stronie wPolityce można przeczytać artykuł:


Dr Gontarczyk w "Rz" o tym jak Gross manipuluje liczbami, jak przemilcza niewygodne dla siebie fakty i wypacza historię
(...)
[link widoczny dla zalogowanych]



Dziś w Naszym Dzienniku możemy przeczytać ciekawy wywiad z prof. Normanem Finkelsteinem, politologiem, niezależnym naukowcem, autorem głośnej książki "Przedsiębiorstwo holokaust".

Gross po prostu zrozumiał, że podejmowanie tematu antysemityzmu jest intratnym zajęciem. Powinniście mu powiedzieć: "Zajmij się Pan lepiej historią Indian amerykańskich!"

Przedsiębiorstwo holokaust umiera

Jan Tomasz Gross wydaje kolejną książkę, tym razem oskarżając Polaków o wzbogacenie się kosztem ofiar holokaustu. Czy jego działalność nie wpisuje się w schemat opisany przez Pana jako "przedsiębiorstwo holokaust"?
- Nie czytałem tej książki, nie jest jeszcze dostępna w języku angielskim.

Może Pan jednak ocenić jego dwie wcześniejsze publikacje.
- Jan Tomasz Gross nie jest szerzej znanym naukowcem. Nawet kiedy był profesorem na Uniwersytecie w Nowym Jorku, zajmował się inną tematyką. Jego wcześniejszych książek nie uznaję za pozycje naukowe. Wydaje mi się, że Gross w pewnym momencie zrozumiał - tak jak wiele innych osób - że podejmowanie tematu antysemityzmu jest intratnym zajęciem. Zrozumiał, że to jest sposób, by odnieść sukces w USA. To nic szczególnego w naszym kraju. Wielu "naukowców" wybrało tę drogę, aby zrobić karierę. Mało tego, po publikacji pierwszej książki Grossa poprosił mnie o wywiad współpracownik jednej z dużych polskich gazet. Gdy go opublikował, zaczął przedstawiać się w USA jako polski Żyd, choć wcale nim nie był. Wszystko po to, by zarobić! Później - o ile mi wiadomo - wzbogacił się na handlu meblami. Niedługo okaże się, że wszyscy jakoś zostali poszkodowani podczas holokaustu... W ten sposób przybywa oszustów. To po prostu biznes.

Czy nowa książka Grossa może wzbudzić w USA zainteresowanie?
- Myślę, że także najnowsza publikacja Grossa nie wzbudzi większego zainteresowania. Wynika to w dużej mierze z tego, że pokolenie holokaustu odchodzi, ludzie umierają. Dlatego liczba publikacji na ten temat spada.

Uważa Pan, że pisanina Grossa może wpływać na sposób myślenia samych Żydów, także tych mieszkających poza Izraelem, i na ich relacje z Polakami?
- Myślę, że to zależy od samych Polaków, od tego, czy pozwolą się szantażować. Jan Tomasz Gross po prostu robi interesy. Stany Zjednoczone również mają wiele spraw w przeszłości, które powinny zostać wyjaśnione. A jednak Grossowi nie przyszło do głowy, by się nimi zająć. Mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale pisze o Polsce. Gross nie prezentuje żadnej wielkiej myśli, ze względu na którą musielibyście rewidować własną historię. On po prostu wykorzystuje Polskę, aby robić karierę akademicką.

Powinniśmy po prostu zignorować jego działalność?
- Oczywiście. Przecież w Polsce byli i są naukowcy, którzy prawdziwie i obiektywnie przedstawili zarówno tę sprawę, jak i w ogóle rzeczywisty obraz relacji polsko-żydowskich. Twórczość Grossa nic nie znaczy wobec prac poważnych historyków. Polacy powinni robić wszystko, aby Gross nie był w stanie wykorzystywać trudnych momentów z waszej historii jako maczugi, którą w was uderza. Chodzi przede wszystkim o prowadzenie rzetelnych badań będących najlepszym antidotum na jego tezy. Dziwię się, że znajdują się w Polsce środowiska, które z powagą pochylają się nad książkami Grossa. Powinniście mu powiedzieć: "Idź do diabła razem ze swoją książką. Zajmij się Pan lepiej historią Indian amerykańskich!". Grossa nie obchodzi ani Polska, ani Polacy, ani polska historia. On po prostu wykorzystuje je dla autopromocji.

Pseudonaukowe wywody Grossa budzą w Polsce obawy, ponieważ stanowią rodzaj presji w sprawach dotyczących restytucji mienia żydowskiego.
- W pewnym okresie próbowano tę sprawę wykorzystać do rozstrzygnięcia sprawy zwrotu żydowskiej własności. Ale to był po prostu szantaż, całkowicie nieuczciwe działanie. Prawowici spadkobiercy tej własności nie życzą sobie interwencji np. Światowego Kongresu Żydów (WJC). Mój nieżyjący już ojciec miał tartak w Polsce, a mama (również nie żyje) sklep z tytoniem. Więc formalnie, my - z bratem - mamy prawo do starania się o rekompensaty z tego tytułu. Ale nigdy nie podjęliśmy takich kroków i mogę zapewnić, że ich nie podejmiemy. Takie roszczenia podnosi WJC wspierany przez Grossa. Celem jest przejęcie byłej własności żydowskiej w Polsce "w imieniu" ofiar, w tym mojej rodziny. Ale nikt im nie dał na to zgody. Powiedziałbym im: "Kim wy jesteście, że chcecie występować w imieniu ofiar? To nie wasza własność. To była własność m.in. mojej rodziny. A my nigdy nie prosiliśmy, by ktoś domagał się jej zwrotu w naszym imieniu". To są działania typowe dla bandy oszustów. Mogę też pana zapewnić, że żadnych odszkodowań z tego tytułu nie otrzymaliśmy od organizacji żydowskich. Jeśli uzyskali takowe, to zostały rozkradzione przez oszustów.

Czy antypolskie paszkwile Grossa mogą wpłynąć na rozstrzygnięcie sprawy odszkodowań za mienie pożydowskie?
- Nie wydaje mi się. Ta sprawa już właściwie została zamknięta. Była rozpatrywana w okresie administracji prezydenta Billa Clintona w latach 1996-2000. Było to możliwe przede wszystkim dzięki temu, że jednym z głównych donatorów Clintona był Edgar M. Bronfman, ówczesny szef Światowego Kongresu Żydów. Z "wdzięczności" za to wsparcie administracja Clintona wspierała próby organizacji żydowskich, w szczególności WJC, zmierzające do szantażowania państw europejskich. Działania te przez pewien czas przynosiły efekty. W okresie administracji prezydenta George´a W. Busha te awantury umilkły. Większość osób walczących o odszkodowania, w tym prawnicy, miała problemy z prawem z powodu stosowanych nieuczciwych metod. Także Israel Singer [były szef WJC - przyp. red.] był podejrzewany o defraudację 1,2 mln USD z funduszy organizacji. Niemal wszyscy uczestnicy tamtej kampanii szantażu wydają się oszustami. Ukradziono już miliony dolarów. Wybuchło wiele skandali z powodu tego, w jaki sposób te pieniądze wydzierano krajom europejskim. Część z tych środków nigdy nie trafiła do ofiar, które przeżyły holokaust. Dlatego uważam, że ubieganie się o odszkodowania czy zwrot własności w Europie jest kwestią zamkniętą.

Jaka jest obecna kondycja "przedsiębiorstwa holokaust"? Pana popularna książka poświęcona tej sprawie ukazała się 10 lat temu...
- Przedsiębiorstwo holokaust umiera. Ludzie są już zmęczeni tym tematem. Coraz mniej osób chce go podejmować, niektórzy boją się, powstaje coraz mniej publikacji. Po prostu zainteresowanie tą kwestią ustaje.

Ale część organizacji żydowskich domaga się odszkodowań "w imieniu ofiar".
- Te starania są skazane na porażkę. Jedyną osobą, która zdecydowała się przekazać fundusze na odszkodowania w ręce osób niewiarygodnych, jest kanclerz Niemiec Angela Merkel. Ona jest niereformowalna. A przecież każdy dzień dostarcza nowych skandali: pojawiają się informacje o pieniądzach przekazanych na odszkodowania, które nie były wykorzystywane i zostały zmarnowane.

Jak Pan postrzega relacje polsko-żydowskie? Posiada Pan poniekąd polskie korzenie - Pana rodzice urodzili się w Polsce...
- Staram się uczciwie podchodzić do tej sprawy. Pamiętam, że moja matka prawie przez całe życie miała złe wspomnienia z Polski. Przede wszystkim zaważyły na tym doświadczenia z okresu studiów na Uniwersytecie Warszawskim. Mama przez całe życie narzekała na Polaków i krytykowała ich. I proszę sobie wyobrazić, że tuż przed śmiercią, gdy bardzo cierpiała z powodu choroby nowotworowej, pomagała jej... polska katoliczka o imieniu Klara. To jest cudowna kobieta. Mama traktowała ją jak siostrę. Rozumiem zarówno żydowskie uprzedzenia wobec Polaków, jak i polskie wobec Żydów. Moja mama, podobnie jak wielu polskich Żydów, zachowywała się snobistycznie. Dopóki nie poznała Klary, traktowała Polaków z wyższością. My reprezentujemy już kolejne pokolenie. Nie wydaje mi się, by pan i obecne pokolenie Polaków miało być odpowiedzialne za wypłatę odszkodowań za holokaust. Pokolenie, które było uprawnione do takich odszkodowań, zasadniczo już odchodzi. Dlatego ten problem "umiera". Nikt nie ma prawa ożywiać go "w imieniu ofiar", ponieważ zmarli nie proszą o nie... Ta sprawa powinna zostać zakończona.

Czy państwo Izrael troszczy się o właściwą politykę historyczną ukazującą - zwłaszcza młodym Żydom - prawdziwych winnych holokaustu?
- Władze Izraela nie biorą pod uwagę tego, czy mają do czynienia z Polską, Australią czy Alaską. One po prostu wykorzystują holokaust, by wzbudzić histerię wśród Żydów, wmawiając im, że cały świat chce ich zabić, dlatego muszą walczyć i bronić się. I Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem. "Cały świat jest przeciw nam", "chcą nas eksterminować", "musimy zabijać każdego, zanim zabiją nas" - takie hasła to dewiza kolejnych izraelskich rządów. Zwłaszcza ostatnie z nich oddaje ideologię państwa Izrael. Dlatego organizują wycieczki do muzeów-obozów koncentracyjnych. Władz izraelskich nie obchodzi nic poza samym Izraelem.

Odnośnie do "zabijania" - władze izraelskie usprawiedliwiają podejmowane działania zagrożeniem ze strony Palestyńczyków i organizacji islamskich.
- Władze izraelskie wcale nie boją się Palestyńczyków. To nie jest kwestia strachu. One wykorzystują ten konflikt, aby usprawiedliwić nielegalne działania podejmowane w walce z Palestyńczykami. Nienawidzą ich, ale to nie oznacza, że się ich boją.

Nie liczy Pan na szybkie zakończenie konfliktu izraelsko-palestyńskiego?
- Niestety, nie jestem w tej sprawie optymistą. Obawiam się, że w tym roku Izrael będzie próbował wywołać wojnę z Libanem, aby zniszczyć pozycje Hezbollahu [palestyńskiej organizacji zbrojnej, która z przygranicznych terenów Libanu dokonuje ataków na terytoria izraelskie - przyp. red.]. To może być poważny problem. Władze izraelskie uważają, że "Arabowie rozumieją jedynie język siły", dlatego Tel Awiw powinien prowadzić coraz twardszą politykę. Efektem takiego postępowania będzie eskalacja konfliktu.

Dziękuję za rozmowę.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 10:39, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:37, 22 Sty 2011 Powrót do góry

Ujawnić teczkę Grossa! – Mirosław Orzechowski

W Polsce rozpętana została wrzawa wokół kolejnej kłamliwej książki Jana Tomasza Grossa. Tym razem ten sześćdziesięcioczteroletni awanturnik oskarża Polaków o grabienie majątku pożydowskiego w czasie II wojny światowej i tuż po jej zakończeniu. Zdaniem Grossa, Polacy osiągali korzyści z grabienia szczątków ofiar obozów koncentracyjnych.

Tomasz Gross urodził się w Warszawie z matki, Hanny Szumańskiej, łączniczki Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej i ukrywanego przez nią Żyda, Zygmunta Grossa. Jako student fizyki na UW zaangażował się w protesty studenckie w marcu 1968 r. i został na krótko aresztowany. W 1969 r. wyemigrował z rodzicami do Stanów Zjednoczonych.

Z braku osiągnięć naukowych, Gross zajął się szkalowaniem Narodu Polskiego, który dał m.in. schronienie jego ojcu. Z jakichś powodów Gross nienawidzi Polaków i Polski. Niestety, idą mu z pomocą media w Polsce i wiele liberalnych środowisk politycznych.

Ten sam Gross, który przed kilku laty oskarżał nasz Naród o współpracę z Niemcami w mordowaniu Żydów, teraz próbuje udowodnić iście szatańską tezę, że już po wyzwoleniu z okupacji niemieckiej Polacy rzucili się do grabienia szczątków więźniów pomordowanych w obozach koncentracyjnych.

Tytułu kolejnej książki Grossa nie warto przytaczać; jest to rzecz z gruntu szmatława i niewarta uwagi. Każdemu zdrowemu na umyśle Polakowi powinna starczyć kolejna antypolska kampania wywoływana z powodu nowej edycji, żeby nie wydawać pieniędzy własnej rodziny na napychanie złotówkami „grossowskiego portfela”. Roztropność jest najskuteczniejszą bronią przed zamachami podobnie oszalałych prowokacji.

Tą drogą wzywam wszystkie wysokie instancje państwa polskiego do obrony Narodu i Jego dobrego imienia, zajęcia w tej sprawie jednoznacznego stanowiska, i uniemożliwienia publikacji obraźliwych dla Narodu Polskiego treści!

Panie Prezydencie, panie Premierze, Polska tonie w wewnętrznych konfliktach, staje się pośmiewiskiem na świecie i jest łatwym celem dla naszych wrogów. Polacy czekają na Waszą reakcję, kiedy tak haniebnie zakłamywane jest Jej dziedzictwo. Przypominam, że podobne co Grossa publikacje naruszają art. 133 Kodeksu karnego, który mówi: „kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.

Osobno wzywam do ujawnienia z zasobów Instytutu Pamięci Narodowej teczki osobowej Jana Tomasza Grossa. Aresztowany w 1968 roku na 5 miesięcy, Gross musiał mieć założoną przez Służbę Bezpieczeństwa teczkę. Polacy powinni poznać jej zawartość, skoro ten człowiek tak odważnie szkaluje Polskę. Jest rzeczą absolutnie oczywistą, że aresztowanie w latach sześćdziesiątych za działalność uznaną przez władze PRL za sprzeczną z prawem, musiało skutkować zbieraniem akt o takiej osobie i w zależności od zachowania aresztowanego – surowymi represjami, albo pozyskaniem takiej osoby do tajnej współpracy.

Chcę poznać prawdę o tym, jakich wyborów dokonywał Jan Tomasz Gross, kiedy dorastał w Polsce. Charakter zainteresowań Jana Tomasza Grossa i jego wiarygodność, jako osoby publicznej wymaga poznania prawdy o nim.

Nikczemność, jak mało która cecha przyciąga do siebie ludzi i tak jest też w przypadku pana Grossa. Nie jest on bowiem sam na polu opluwania Polaków. Od początku jego „kariery” wspiera go i wydaje jego oszczercze książki Instytut Wydawniczy „Znak”, jeszcze do niedawna wydawnictwo katolickie.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 10:42, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
stefan
Moderator


Dołączył: 16 Lip 2008
Posty: 1358 Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:12, 22 Sty 2011 Powrót do góry

"Rzetelność" Grossa: Z ludzi porządkujących groby ofiar zrobił haniebnych “kopaczy”?

Dziennikarze śledczy “Rzeczpospolitej” Paweł Majewski i Michał Reszka w niezwykle ciekawym i rzetelnym tekście zajęli się zbadaniem kluczowego “dowodu” w dziele Jana Tomasza Grossa pt. “Złote żniwa”.

Przypomnijmy – książka ta, którą wyda wkrótce katolickie wydawnictwo Znak, buduje tezę o masowym bogaceniu się tuż po wojnie polskich chłopów na przeszukiwaniu masowych grobów wokół byłego niemieckiego obozu zagłady w Treblince.

Kluczowym “dowodem” na tę tezę jest właśnie zdjęcie, według Grossa przedstawiające “najprawdopodobniej” wieśniaków, którzy rabowali mogiły Żydów zamordowanych w Treblince. Taką tezę popularyzuje też “Gazeta Wyborcza”. Jak się jednak okazuje, jeżeli już używać można słowa “najprawdopodobniej”, to przy stwierdzeniu, że NIE prezentuje ono wspomnianych wieśniaków. Więcej – przedstawia zapewne ludzi, którzy skrzyknięci przez poruszonego stanem grobów polskiego inteligenta, katolika, dobrowolnie mogiły te porządkują! A więc z ludzi działających z poczucia konieczności uszanowania ludzkich szczątków, zrobiono hieny…

Co dokładnie ustalili reporterzy “Rzeczpospolitej”?

1. Fotografia jest pożółkła, niewielkich rozmiarów. Jej pierwszym właścicielem był Tadeusz Kiryluk - wieloletni kierownik muzeum powstałego na miejscu obozu.

2. Kirylukowi miał przekazać zdjęcie (w latach 60.) Lucjan Sikora, dróżnik z Poniatowa.

3. Prezentował on całkowicie odmienną od Grossa, i chwalebną dla osób na fotografii występujących, historię powstania fotografii. Kiryluk wspomina:

Sikora objaśniał, że zdjęcie przedstawia ludzi, których skrzyknął do uporządkowania szczątków na terenie obozu.

4. Choć reporterzy “GW” i Gross utrzymują, że zdjęcie przedstawia pojmanych “kopaczy” w których kieszeniach były “żydowskie złote zęby i pierścionki”, trudno tę tezę obronić. Bo opis wspomnianej akcji zachowany w archiwach odnosi się do 4 marca 1946. A w tym dniu, jak donosiły gazety, była zerowa temperatura, lodowe zatory na rzekach. Tymczasem ludzie na fotografii ubrani są w letnie rzeczy.

5. Co więcej, ludzie na fotografii to nie żołnierze, ale milicjanci, we wspomnianej obławie brało zaś udział wojsko.

6. Ludzie na zdjęciu nie wyglądają zresztą na osoby złapane na czymś złym, ubrani są odświętnie. Milicjanci nie wydają się ich pilnować.

7. Gross był w Treblince, ale fotografii nie oglądał. Nie był też zainteresowany dodatkowymi informacjami. Kierownik muzeum dr Edward Kopówka mówi:

Był, ale jej nie oglądał. Chciał tylko potwierdzić czy znajduje się w zbiorach. Powiedziałem, ze zdjęcie może mieć drugie znaczenie i związane jest z porządkowaniem terenu w latach 40. lub 50.

Gross uwierzył?

Nie wiem. Spytał tylko, czy ja stąd pochodzę. Potwierdziłem, że z terenów nieco dalszych, ale stąd.

I co?

Pokiwał głową i rozmowa się skończyła.

8. Być może w ogóle zdjęcie nie dotyczy Treblinki.”Rz” stwierdza:

Po wojnie wieśniacy byli zmuszani do udziału w ekshumacjach czerwonoarmistów.

Więcej – w reportażu “Tajemnice starej fotografii” w dodatku “Plus minus” weekendowego wydania “Rz”. Autorzy nie kwestionują, że do haniebnych zjawisk szukania złota w masowych grobach żydowskich dochodziło, ale pokazują, że był to raczej element chuligaństwa, któremu polskie władze i inteligencja przeciwdziałały. Stawiają też poważne pytania co do rzetelności Grossa.

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:20, 22 Sty 2011 Powrót do góry

stefan napisał:
Więcej – w reportażu “Tajemnice starej fotografii” ...


Tajemnice starej fotografii

Najsłynniejsza teraz fotografia w Polsce leży spokojnie w muzealnym archiwum. Jest pożółkła i nieco większa od paczki papierosów. Nikt o nią nie pyta. Za to wszyscy o niej mówią.

[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]

(proszę kliknąć na zdjęcie to się powiększy)

Fotografia. Na odwrocie fotografii zachował się napis: „Krasnodębski Tad. PKS”. Innym tuszem dopisana cyfra 3. Trzecie zdjęcie to pismo starosty węgrowskiego w sprawie ekshumacji czerwonoarmistów.

Czy ludzie ze zdjęcia to hieny cmentarne? Czy polscy wieśniacy zostali właśnie złapani na rabowaniu zbiorowych mogił Żydów zamordowanych w obozie zagłady Treblinka II? Czy mają kieszenie pełne wygrzebanych z popiołów pierścionków i wyłamanych z czaszek złotych zębów?

Byliśmy w Treblince, uważnie oglądaliśmy oryginał fotografii, szukaliśmy jej autora i mamy wątpliwości.


1 Zdjęcie jest motywem przewodnim najnowszej książki Jana Tomasza Grossa „Złote żniwa”. Sprawa jest dziwna, bo książka jeszcze nie wyszła. Krąży wśród dziennikarzy i historyków jako załącznik do e-maila. Widać, że to wersja nieskończona – nie ma polskich znaków, w niektórych miejscach brakuje przypisów. Ale na przykładzie tego materiału dyskutowali o książce i odpowiedzialności Polaków za mordowanie Żydów i rabowanie ich majątku politycy, historycy i sam Gross wraz z małżonką w programie „Tomasz Lis na żywo”. Wtedy fotografia zyskała sławę.

We wstępnej wersji książki Gross kilka razy wraca do zdjęcia i od niego zaczyna opowieść:

„Na pierwszy rzut oka obrazek uchwycony na fotografii wydaje się dobrze znajomy – chłopi w porze żniw odpoczywają po pracy. Narzędzia na ramieniu albo postawione na sztorc służą już tylko za podpórkę, a przed sportretowaną na zdjęciu grupą złożone na ziemi plony.

(...) kiedy w końcu dostrzeżemy plon złożony u stop sfotografowanej grupy – ni mniej ni więcej tylko kości i czaszki ludzkie – czujemy się jeszcze bardziej zgubieni. Kim są kobiety i mężczyźni na fotografii i czym się zajmują? Skąd jest to zdjęcie?

Zrobione tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej czyli w połowie XX wieku zdjęcie przedstawia scenę zbiorową gdzieś w środku Europy. Na fotografii, obok grupy podlaskich chłopów, uwieczniono wzgórze usypane z popiołów 800.000 Żydów, zagazowanych i spalonych w Treblince od lipca 1942 do października 1943 roku. Europejczycy, których oglądamy na zdjęciu najprawdopodobniej zajmowali się rozkopywaniem spopielonych szczątków ludzkich w poszukiwaniu złota i kosztowności przeoczonych przez nazistowskich morderców – żmudne zajęcie, bowiem na rozkaz oprawców skrupulatnie zaglądano żydowskim trupom we wszystkie otwory ciała i wyrywano złote zęby”.


Jan Tomasz Gross nie ma pewności, pisze „najprawdopodobniej”. W innym fragmencie zastrzega się, że mogą to być wieśniacy złapani na gorącym uczynku „albo przygonieni tutaj do wyrównywania gruntu po uprzednich wykopkach”.


2 Pojechaliśmy do muzeum. Kierownik dr Edward Kopówka położył zdjęcie na stole. Zupełnie niepozorne.

– To tę fotografię oglądał Jan Tomasz Gross?

– Był, ale jej nie oglądał.

– Jak to?

– Chciał tylko potwierdzić, czy znajduje się w zbiorach, i to mu potwierdziłem. Powiedziałem, że zdjęcie to może mieć drugie znaczenie i związane jest z porządkowaniem terenu po obozie w latach 40. lub 50. W tym okresie leżały tam odkryte kości ludzkie, a teren raz na jakiś czas był porządkowany pod nadzorem milicji.

– Gross uwierzył?

– Nie wiem. Spytał tylko, czy ja stąd pochodzę. Potwierdziłem, że z terenów nieco dalszych, ale stąd.

– I co?

– Pokiwał głową i rozmowa się skończyła.


3 Jan Tomasz Gross pisze: „Zdjecie to po raz pierwszy ukazało się drukiem w artykule »Gorączka złota w Treblince napisanym przez dwóch dziennikarzy ''Gazety Wyborczej'', Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego (''Gazeta Wyborcza'', ''Duży Format'', 8 stycznia, 2008)”. Dziennikarze podają, że zdjęcie dostali w jednej z chałup w Wólce, miejscowości koło Treblinki, i że zostało zrobione po akcji, w której wojsko zatrzymało chłopów przekopujących teren obozowy w poszukiwaniu złota i drogocenności. Zatrzymanych chłopów nazywają kopaczami.

4 Skąd fotografia wzięła się w muzeum? Przyszła pocztą od dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. Prosili kierownika, żeby zwrócił ją właścicielowi, bohaterowi ich reportażu. Wstrząsający tekst ukazał się w styczniu 2008 roku. Dziennikarze opisywali hieny z okolic Treblinki:

„Stacjonująca w Ostrowi Mazowieckiej jednostka pojechała pod bronią, by wyłapać kopaczy. Obławę zorganizowano profesjonalnie – część terenu zaminowano, by uniemożliwić ucieczkę kopiącym i ich ochronie, tyraliera wojskowych nadeszła z drugiej strony. Trzech okrążonych wyleciało w powietrze na minach, kilkadziesiąt kobiet i mężczyzn zatrzymano.

Dostaliśmy w jednej z chałup w Wólce unikalne – być może jedyne zachowane – zdjęcie z tej akcji. Nikt go dotąd nie publikował. Scena w szczerym polu: uzbrojeni w ręczne karabiny maszynowe żołnierze otaczają grupę wieśniaków. Kobiety ubrane w chusty i długie spódnice, jak do żniw. Tylko w rękach – zamiast sierpów - łopaty. Mężczyźni w czapkach i marynarkach, ze szpadlami. Przed nimi ułożone w stosy wykopane czaszki i piszczele. Na twarzach nie widać przerażenia. Zatrzymani wiedzą, że nic im nie grozi.

Zastanawiamy się, ilu mieszkańców Wólki, Grądów i Prostynia rozpozna na tym zdjęciu swoich rodziców i dziadków.

Czytamy sprawozdanie z obławy, które dowódca jednostki w Ostrowi złożył zwierzchnikom: <<Przy>>”.

Pod zamieszczoną w „Gazecie” fotografią podpis:

„To nie jest zdjęcie ze żniw. Kopacze z Wólki Okrąglik i sąsiednich wsi pozują do wspólnej fotografii z milicjantami, którzy zatrzymali ich na gorącym uczynku. W chłopskich kieszeniach były złote pierścionki i żydowskie zęby. U stóp siedzących ułożone czaszki i piszczele zagazowanych”.


5 Człowiekiem z „jednej z chałup w Wólce” jest Tadeusz Kiryluk, wieloletni kierownik muzeum w Treblince, który mieszka we wsi. Kiryluk nie skrywa, że to on udostępnił zdjęcie. Pierwszy raz jako „pierwotny właściciel fotografii” został przedstawiony w materiale TVN 24.

Od lat 90. Kiryluk jest emerytem, na część etatu nadal zatrudnionym w muzeum. Pojechaliśmy do niego, do wioski Wólki Okrąglik. Kiryluk nie pochodzi z tej okolicy, przybył tu na początku lat 60., w październiku 1963 roku został kierownikiem tworzącego się muzeum. – Zależało mi na tym, żeby jak najwięcej się dowiedzieć, co działo się w obozie zagłady. Przeprowadziłem wiele rozmów z mieszkańcami. Było mi to potrzebne, choćby do tego, żeby móc opowiadać o historii tym, którzy zaczęli odwiedzać Treblinkę.

Do najciekawszych rozmówców, jak mówi były kierownik, należał Lucjan Sikora, dróżnik z miejscowości Poniatowo położonej w pobliżu dawnego obozu. Kiryluk: – Sikora odpowiadał za odcinek drogi kolejowej między Kosowem Lackim a rzeką Bug. Bardzo aktywny człowiek, społecznik. Organizował zabawy dla okolicznych mieszkańców, objazdowe karuzele dla dzieci.

Według relacji Kiryluka w roku 1964 lub 1965 Sikora pokazał mu kilka fotografii. Jedna z nich wryła się w pamięć kierownika – była na niej koparka, która potężnymi szczypcami przerzucała ludzkie ciała z jednej dziury w ziemi do drugiej. Kiryluk, jak nam opisuje, był poruszony tym, że dróżnik ma zdjęcie, które dokumentuje to, co działo się za ogrodzeniem obozu zagłady. – Spytałem Sikorę, skąd ma takie zdjęcie. Odparł, że sam je zrobił. Powiedział, że zakradł się w okolice obozu, wszedł na drzewo i pstryknął fotografię z własnego aparatu. Teoretycznie byłoby to możliwe, bo obok polany, na której gazowano ludzi, był i jest las – słyszymy od Kiryluka.

Co stało się ze zdjęciem? Tego były kierownik muzeum nie pamięta. Przerzucił kilka razy papiery w domu, ale fotografii koparki nie znalazł. – Może włożyłem do jakiejś książki, może wróciła do dróżnika Sikory – tłumaczy.

W trakcie rozmów na początku lat 60 kolejarz miał pokazywać kierownikowi jeszcze jedną fotografię – tę, o którą dziś toczy się spór. Co dokładnie mówi Tadeusz Kiryluk? Jego wersja, którą autoryzowaliśmy, brzmi tak: – Lucjan Sikora dał mi to zdjęcie. Leżało u mnie w domu od lat 60. Co opowiadał o nim sam Sikora? Wiadomo, że w pierwszych latach powojennych teren dawnego obozu nie był upamiętniony. Sikora opisywał, że w Treblince I, czyli dawnym obozie pracy przymusowej, walały się ludzkie kości. Dróżnik używał sformułowania, że było od nich biało. Sikora, porządny człowiek i przykładny katolik, nie mógł się z tym pogodzić. Już w latach 50. postanowił zmobilizować ludzi, między innymi młodzież ze szkoły w miejscowości Maliszewa, do uporządkowania terenu. Kości zostały zebrane, obsypano je ziemią. W ten sposób powstał niewielki kopiec, który stoi do dziś w Treblince I.

Sikora objaśniał, że zdjęcie przedstawia grupę ludzi, których skrzyknął do uporządkowania szczątków. Czy fotografia została zrobiona w Treblince I, obozie pracy, czy w Treblince II, obozie zagłady? Raczej w byłym obozie zagłady. Treblinka I leży w lesie, nie ma tam otwartego terenu, który widać na fotografii. W Treblince II jest polana. Być może zdjęcie przedstawia kolejną akcję porządkową, którą zainicjował Sikora? On sam na pewno mówił mi, że na fotografii są ludzie, których skrzyknął do uporządkowania szczątków. Bardzo możliwe, że to sam Sikora, który przecież miał aparat, uwiecznił tę scenę. Oczywiście, zastanawiało mnie, dlaczego na zdjęciu obok cywilów są wojskowi. Mają broń, ale nie jest ona wycelowana w ludzi. Są uśmiechnięci, rozluźnieni, nie wygląda na to, że kogoś pojmali. Moim zdaniem to są wojskowi, którzy w latach 50. na stałe pilnowali tego terenu. I po prostu wszyscy, chłopstwo oraz mundurowi, pozują do zdjęcia. Twierdzenie, że na fotografii widać ludzi złapanych na kopaniu, jest absolutnie wbrew relacji Lucjana Sikory, od którego dostałem zdjęcie.


6 Jak oceniać tę relację? Dróżnik Lucjan Sikora nie żyje. Leciwa wdowa po nim mieszka w południowo-zachodniej Polsce. Próbowali do niej dotrzeć pracownicy muzeum, ale na razie to się nie udało.

Za to krewni Sikory, którzy mieszkają w okolicy Treblinki, twierdzą, że dróżnik nie miał aparatu, nie robił zdjęć, choćby rodzinnych.

Wersja, że to Sikora miał zza ogrodzenia fotografować niemiecką koparkę przenoszącą ciała jest bardzo mało prawdopodobna. Wedle informacji, które muzealnicy mają od krewnych, dróżnik sprowadził się w te strony dopiero w drugiej połowie lat 40. – obóz działał w latach 1942 – 1943.

Poza tym teren obozowy okalało wysokie ogrodzenie, obłożone gałęziami – do wysokości trzech metrów. Trzeba byłoby wspiąć się bardzo wysoko na drzewo w bezpośrednim sąsiedztwie obozu, by uchwycić koparkę. To niosło ze sobą niebezpieczeństwo. Przy ogrodzeniu wznosiły się wysokie wieże, na których wartę pełnili strażnicy. Nie wahali się pociągać za spust. W muzealnych archiwach są dokumenty świadczące o tym, że obsługa obozu strzelała do chłopów, którzy pracując w polu, zanadto próbowali przyglądać się temu, co dzieje się za ogrodzeniem.

Opisywane fotografie potężnych koparek pracujących przy dołach z ciałami rzeczywiście istnieją. Tyle że pochodzą z albumu Kurta Franza, zastępcy komendanta obozu. Franz, okrutny zbrodniarz, dokumentował swą służbę w Treblince. Album z fotografiami opatrzył tytułem „Piękne czasy”. Zdjęć z zewnątrz praktycznie nie było. Fotografię ciemnego dymu spowijającego teren nad Treblinką zrobił latem 1943 roku Franciszek Ząbecki, kolejarz współpracujący z Armią Krajową. Ale pstryknął ją z odległości kilku kilometrów.

Być może Kiryluka zawodzi pamięć. Być może Sikora przechwalał się Kirylukowi dokonaniami, być może pokazywał czyjeś zdjęcia, przypisując sobie ich autorstwo.


7 Znaleźliśmy inny trop. Na odwrocie spornego zdjęcia zachował się spłowiały napis zrobiony niebieskim tuszem: „Krasnodębski Tad. PKS”. Innym tuszem dopisana jest cyfra 3.

Krasnodębski to popularne nazwisko w okolicy. Okazuje się jednak, że w czasach powojennych w PKS, w pobliskim Sokołowie Podlaskim, pracował Tadeusz Krasnodębski. Zanim trafił do PKS, był milicjantem. W lubelskim IPN zachowała się jego teczka pracy w MO. Obejrzeliśmy ją, nie obfituje w dokumenty, bo i kariera Krasnodębskiego w milicji nie była długa – od sierpnia 1944 (krótko po wkroczeniu na te tereny Armii Czerwonej) do listopada 1946. Krasnodębski skończył w milicji kurs szoferski. Został z szeregów wydalony: bo ordynarnie odnosił się do ludności, miał wrogi stosunek do ZSRR i był niepewny politycznie. Jako 21-latek został byłym kapralem MO.

Dlaczego na odwrocie fotografii jest nazwisko szofera?

Krasnodębski już nie żyje. Jego rodzina nie zna odpowiedzi na pytanie. Wygląda, jakby zdjęcie było pamiątką dedykowaną Krasnodębskiemu, gdy już pracował w sokołowskim PKS. Kto mu ją dał? Dawni koledzy w milicji, którzy uwiecznili scenę? Krasnodębski jest na fotografii? Już jako cywil, jeszcze jako milicjant? Trudno odpowiedzieć.

W legitymacji szkolnej z 1944 roku jest zdjęcie nastolatka – chłopak ma jasną marynarkę, krawat, włosy elegancko zaczesał do tyłu. Skupiona mina. Czy Krasnodębski jest na zbiorowej fotografii wśród cywilów i mundurowych? Zdjęcie jest zbyt niewyraźne, by to wyłapać. Większość mężczyzn ma na głowach czapki, co dodatkowo utrudnia zadanie.


8 Być może sposób na rozwikłanie sprawy jest inny. Podobno fotografia została zrobiona podczas obławy zorganizowanej przez jednostkę z Ostrowi Mazowieckiej. Tak napisali reporterzy „Gazety Wyborczej”, na których powołuje się Gross. O tej operacji wspomina też Martyna Rusiniak, która jako pierwsza zajęła się badaniem tego, co po wojnie działo się wokół Treblinki, i napisała książkę „Obóz zagłady Treblinka II w pamięci społecznej (1943 – 1989)”:

„Według informacji z 4 III 1946 r., podanej przez dowódcę grupy Wojska Polskiego z jednostki stacjonującej w Ostrowi Mazowieckiej, która udała się w teren w celu rozpędzenia ''kopaczy'', część z nich aresztowano. Znaleziono wówczas przy nich złote koronki, pierścionki oraz porcelanowe zęby w oprawie. Tu również mowa jest o dużej liczbie osób udających się na łowy oraz o posługiwaniu się przez nie bombami w celu wydobycia zwłok pomordowanych na powierzchnię. Bomby te pochodziły z lotniska w Ceranowie i były dostarczane przez żołnierzy sowieckich stacjonujących w Kosowie Lackim”.

Fragment reportażu w „Gazecie Wyborczej” i informacje historyczki brzmią bardzo podobnie. Pewnie chodzi o tę samą akcję. Ale u Rusiniak pojawia się data – 4 marca 1946 roku. Tyle że ludzie z fotografii ubrani są lekko, letnio. Oczywiście, na początku marca zdarzają się ciepłe dni, ale nie wtedy. Zajrzeliśmy do archiwalnych numerów „Życia Warszawy”.

Prognoza na 3 marca 1946 jest kiepska. W nocy przymrozki, w dzień najwyżej 2 stopnie. Dzień później gazeta pisze o zatorach lodowych na rzekach. 5 marca pogoda fatalna: „Dzisiaj przewidywane jest w dalszym ciągu, na ogół, zachmurzenie duże z drobnym miejscami śniegiem. Nocą przymrozek, dniem temperatura w pobliżu zera stopni”.

Może była jeszcze inna operacja jednostki z Ostrowi?

– Może, ale świadczącego o tym dokumentu w archiwach nie znalazłam – mówi Rusiniak.

Może mundury uzbrojonych mężczyzn na zdjęciu pozwolą dowiedzieć się czegoś? Spytaliśmy Iwonę Sobierajską, kustoszkę Muzeum Wojska Polskiego, która jest ekspertką w tej dziedzinie. Po konsultacjach z kolegami odpowiedziała:

„Okrągłe czapki, furażerki, wszystko niespójne. Mundury wyglądają na drelichowe. Ubrani w nie mężczyźni są rozchełstani. A to każe przypuszczać, że patrzymy raczej na milicjantów, a nie na wojsko. Żołnierze wyglądali porządniej. Wydaje mi się, że mundury pochodzą z II połowy lat 40., 1945 – 1950, może 1951. Ale zdjęcie jest niewyraźne. Głowy sobie nie dam uciąć”. A więc raczej milicja.


9 Jeszcze jeden problem. Cywile na fotografii nie wyglądają na złapanych kopaczy – wielu jest w białych, odświętnych koszulach, nie widać zdenerwowania, nikt nie ukrywa twarzy, nie chowa się za kimś, kto stoi obok. Mundurowi nie wyglądają na takich, którzy kogoś pilnują. Może to kierownik muzeum ma rację? Może to fotografia z porządkowania terenu?

Jest faktem, że miejscowi brali po wojnie udział w takich pracach. Świadczą o tym choćby spisane dla muzeum wspomnienia Barbary Kadaj, która, będąc dzieckiem, mieszkała w pobliskim Prostyniu. Z jej relacji wynika, że 8 lub 9 września 1947 roku nauczyciel Feliks Szturo zaprowadził dzieci do byłego obozu. Dzień wcześniej poprosił, żeby uczniowie zamiast tornistrów wzięli z domu kosze z wikliny lub korzeni drzew. – Na miejscu nauczyciel powiedział, że jesteśmy na wielkim cmentarzysku, zadaniem naszym jest pozbieranie tych kości, co leżą na ziemi, i wyciąganie tych, co wystają z ziemi i żwiru. Mieliśmy po 11 – 12 lat. Pan pomagał nam wyciągać, bo niektóre kości tkwiące w ziemi były mokre. Cuchnący odór gnijącego ciała robił swoje – opisała Barbara Kadaj. Po południu na miejsce przyjechał ksiądz Józef Ruciński, który z grupą 25 – 30 dzieci zmówił różaniec. – Jeszcze ciekawostka. Kosz, do którego zbierałam kości, stał na strychu w domu mojej mamy. Rozleciał się w lato 2009 roku. Szczątki spaliłam – dodała pani Kadaj. Teren był porządkowany również później, także z udziałem miejscowej ludności – np. we wrześniu i listopadzie 1949 roku. Wyznaczano alejki, stawiano ogrodzenie, furtki. W Archiwum Państwowym w Siedlcach zachowały się dokumenty finansowe z tych prac. Fotografia może pochodzić z tamtego okresu. Może, ale nie musi. Może wcale nie jest z Treblinki? Sprawdzają to pracownicy muzeum. Na przełomie sierpnia i września 1949 roku w pięciu miejscach w sąsiedztwie obozu dokonywano ekshumacji ciał czerwonoarmistów. W sumie chłopi w asyście milicjantów wykopali z ziemi szczątki 93 żołnierzy, którzy polegli w okolicy podczas gwałtownych walk z Niemcami w 1944 roku. Starosta węgrowski instruował podwładnych w telefonogramie, „aby przy zbieraniu zwłok miejscowe społeczeństwo okazało należny hołd i cześć poległym żołnierzom”. Może dlatego ludzie na spornej fotografii są „na galowo”? To oczywiście hipoteza. Protokoły ekshumacji czerwonoarmistów są bardzo ogólne, nie ma w nich zdjęć, które można byłoby porównać z tym, które opisuje Gross.


10 Kierownik muzeum Edward Kopówka tekst o Treblince zacząłby tak:

„To był obóz śmierci, miejsce, gdzie Niemcy zamordowali ponad 900 tysięcy Żydów”.

Idziemy na polankę, gdzie stały komory gazowe i ruszt do palenia zwłok. Z budynków nie ocalało nic – Niemcy zrównali obóz z ziemią w 1943 roku, na miejscu zbiorowych mogił posiali łubin. Zacierali ślady zbrodni.

Państwo w 1964 roku wybudowało pomnik tam, gdzie były komory i postawiono kamienie pamiątkowe z nazwami miejscowości w miejscu dołów z ciałami.

Największe wrażenie robi otoczona lasem polanka. Stojąc tu, trudno sobie wyobrazić, że na takim skrawku ziemi zamordowano w ciągu roku prawie milion ludzi. Udało się dzięki doskonałej niemieckiej organizacji pracy:

Podjeżdża 20 wagonów. Wysiadka. Najważniejsze, żeby niczego nie podejrzewali. Dlatego zbudowano budynek dworcowy z kasą i zegarem. Kaleki, dzieci i starcy na prawo do lazaretu – na badanie. Tam ich rozstrzeliwano. Chodziło o to, żeby nie blokowali kolejki. Pozostali rozebrać się i do łaźni. „Łaźnia” to komora gazowa – „gaz” to spaliny z silnika Diesla wyciągniętego z radzieckiego czołgu. Więźniowie otwierali drzwi z drugiej strony, wyciągali zwłoki, sprawdzali, czy nie mają złotych zębów albo kosztowności ukrytych w odbycie, ustach... Potem wszyscy na ruszt i do dołu.

Palić zaczęto dopiero w 1943 roku. Znów zdecydowały względy praktyczne. Ciała nie mieściły się w grobach, zaczynały się wylewać, smród był coraz większy. Poza tym trzeba było zniszczyć dowody. Ruszt ulepszał osobiście Herbert Floss – autorytet od palenia zwłok z doświadczeniem w Bełżcu i Sobiborze. Konstrukcja była prosta: szyny kolejowe, ułożone na betonowych słupkach.

Kopówka: – Działało to na prostej zasadzie rusztu, czyli grilla.

Śmierć 900 tysięcy to dla kierownika istota tego, co się stało w Treblince. To, co działo się po wojnie, to detal, bardzo przykry i wstydliwy, ale jednak detal.

– Dlaczego nie zrobi pan gablotki w muzeum? Niech pan to tak opowie jak nam: „Po wojnie działy się tu złe rzeczy. Ludzie kopali w ziemi, szukali złota. Jednak nie wolno tego porównywać z zamordowaniem ponad 900 tysięcy Żydów przez Niemców...”.

– Myślę o tym, żeby gablotka była. Do tej pory jednak nie ma pewności, jaka była skala zjawiska. Jedni mówią, że miało to charakter masowy, inni, że były to pojedyncze przypadki. Przekonujących dowodów nie ma. A bandytyzm po wojnie nie był niczym niezwykłym. Ja przypadki kopania kwalifikuję właśnie jako bandytyzm.

– Ale nie ma pan wątpliwości, że kopali?

– Kopali. Dlatego mogiły zabetonowano i dopiero na betonie postawiono pamiątkowe kamienie. To był pomysł, żeby raz na zawsze zabezpieczyć to miejsce.


11 Różnice dotyczą więc skali, bo relacji potwierdzających, że w okolicy grasowały hieny, jest sporo.

Jedna z nich zawarta jest w kronice oddziału majora Zygmunta Szendzielarza Łupaszki:

„2 II 1946 r. Zbliżamy się do sławnej Treblinki. Według opowiadań ludności, ciągłe rozkopywanie i ograbianie trupów doszło do ostatnich granic zezwierzęcenia. Wyrywa się zęby, całe szczęki, obcina ręce, nogi, głowy, aby zdobyć kawałek złota. Profanacja, a władze nie przedsiębiorą celem zabezpieczenia tego jedynego w swoim rodzaju cmentarzyska, na którym spoczywa przeszło 3 miliony Żydów, Polaków, Cyganów, Rosjan i in. narodowości.

3 – 4 II 1946 r. Chmielnik. Jesteśmy o 3 km od ''obozu śmierci''. Wywiad przeprowadzony w ''obozie'' potwierdził dane o profanacji. Wieczorem 4 II 1946 r. jedziemy do wsi Wólka-Okrąglik na ekspedycję karną przeciw poszukiwaczom złota w Treblince”.

Dokument przywołał niedawno Jacek Leociak (współautor „Getta warszawskiego. Przewodnika po nieistniejącym mieście”) w rozmowie z Michałem Okońskim w „Tygodniku Powszechnym” i dodał:

„Już na początku 1943 roku w niektórych wydawnictwach konspiracyjnych odnotowano, że wsie w pobliżu Treblinki są całkowicie zdemoralizowane”.

Historyczka Martyna Rusiniak przywołuje dwie relacje.

Pierwsza, Polsko-Sowiecka Komisja do Zbadania Zbrodni Niemieckich z 15 września 1944 r. Komisja zastała „pole porosłe kartoflami”, podarte i nadpalone części dowodów osobistych, porozrzucane misy, kubki, widelce, zabawki dziecinne, strzępy książek, ubrań, butów. „Czuć jeszcze nadal trupi zapach”.

Kolejna relacja z wizyty Michała Kalembasiaka i Karola Ogrodowczyka (zachowana w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego) pochodzi z 13 września 1945 roku. Minął rok i teren nie wygląda już jak pole kartofli:

„Stwierdziliśmy, że w miejscu, gdzie znajdował się obóz, zastaliśmy zryte pole przekopane przez okoliczną ludność. Pole było tak zryte, że w niektórych miejscach były doły do 10 m głębokie, w niektórych widniały szczątki kości ludzkich, piszczele, szczęki, nogi. Pod każdym drzewkiem były otwory wykopane przez poszukiwaczy złota, brylantów. Odór trupi i gazu tak nas odurzył, iż poczęliśmy z kolegą wymiotować i uczuliśmy drapanie niesamowite w gardle. Posuwając się po terenie dalej, zastaliśmy ludzi, którzy kopali w dołach, rozkopywali ziemię. Zapytani przez nas: ''Co wy tu robicie?'', nie dali żadnej odpowiedzi. W oddaleniu od powyższego miejsca o 300 m, gdzie uprzednio znajdowało się krematorium, zauważyliśmy grupę ludzi z łopatami, którzy kopali w ziemi. Zobaczywszy nas, zaczęli uciekać”.

W archiwum IPN historyczka znalazła pismo komendanta MO z Kosowa Lackiego do prokuratora w Siedlcach z 29 września: „sporządzaliśmy obławy, przepędzając hieny ludzkie, które uparcie wracały”.

Takich dokumentów i opowieści jest więcej. Rozdział książki, w którym się znajdują, Martyna Rusiniak zatytułowała „Długi cień Treblinki – Eldorado Podlasia?”.

Historyczka pochodzi z tamtych stron. Opowiada nam, że dała do przeczytania pracę magisterską (która była podstawą książki) swojemu kuzynowi: „Niczego nowego się nie dowiedziałem”, skomentował.


12 Co jest na tej fotografii? Nie można nawet z pewnością powiedzieć, gdzie została wykonana. Na polance w obozie zagłady? Bardzo możliwe! Ale równie dobrze można je było zrobić na innej polance, gdzie były masowe groby. Takich polanek po wojnie było w Polsce wiele.

Kopacze? Ludzie, którzy porządkowali obóz? Wieśniacy zagonieni do ekshumacji żołnierzy Armii Czerwonej?

Kierownik Kopówka zrobił powiększenia twarzy postaci ze zdjęcia.

Rozdał je lokalnym autorytetom. W tutejszej prasie ukazało się ogłoszenie. Mieszkańcy będą szukać na zdjęciu swoich bliskich. Wszyscy mają nadzieję, że znajdzie się jakiś dowód. Dowód, że ci ze zdjęcia zostali napiętnowani pochopnie, bo nie byli hienami.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 11:41, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:30, 22 Sty 2011 Powrót do góry

Taki artykuł to powinien być na pierwszej stronie, a nie w dodatku. Tu zamieszczę jeszcze raz te zdjęcia w dużym formacie.

Image
Image Image


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 11:00, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:46, 23 Sty 2011 Powrót do góry

"Jeśli Jana Tomasza Grossa niepokoi stan wiedzy obecnych Polaków i fakt, że w ogromnej większości nie są świadomi tego przerażającego aspektu naszej dwudziestowiecznej historii, to powinien zacząć od krytycznego przyjrzenia się sobie. Bo to, jak pisze, bynajmniej – użyjmy tu eufemizmu – nie ułatwia Polakom przyswojenia trudnej prawdy - pisze Piotr Skwieciński w obszernej analizie [link widoczny dla zalogowanych]

"Kiedyś, na etapie „Sąsiadów”, jego manierę można było uznać za celową prowokację, za, używając metafory Żeromskiego, rozrywanie polskich ran, żeby nie zabliźniły się błoną podłości. Teraz jednak, dziesięć lat po Jedwabnem, trudno użyć tego argumentu, bo społeczeństwo jest inne. Inna jest jego samoświadomość, przekonanie o naszej naturalnej bezgrzeszności już nie króluje bez reszty w duszach Polaków.

Tymczasem Gross nie tylko nie zmienia swojej metody, ale jeszcze ją zaostrza. Co więcej – w „Złotych żniwach” wchodzi we frazeologię nieobecną w jego wcześniejszych dziełach. Frazeologię, którą naprawdę można uznać za antypolską. To słowo i mocne, i skompromitowane przez nadużycia. Ale przecież nie puste, nie pozbawione treści. Uważam, że użycie go w kontekście najnowszej książki Grossa jest niestety adekwatne.

Choćby dlatego, że trudno inaczej niż jako antypolską określić relacjonowaną wyżej – nieprawdziwą i krzywdzącą – główną tezę autora, według którego tropienie Żydów miało być „normą zachowania w polskim społeczeństwie”.

Przede wszystkim jednak „Złote żniwa” są antypolskie, bo przepojone są pogardą dla Polaków. Odnoszę wrażenie, że autor daje wyraz tej emocji wręcz prowokacyjnie.

Gdy pisze, że „dla ukrywających się Żydów spotkanie w lesie z jakąkolwiek uzbrojoną grupą partyzancką kończyło się z reguły tragicznie”, to wie o tym, że zwrot „z reguły” czyni z tego zdania zdanie kłamliwe. Nie o prawdę chodzi, tylko o zademonstrowanie pogardy.

Trudno też inaczej niż jako antypolskie określić takie passusy, w których Gross w potoku erudycyjnych popisów ukrywa bardzo precyzyjną treść polityczną: „Jeśliby zadać pytanie: co bankier szwajcarski i polski chłop mają ze sobą wspólnego – oprócz tego, ze obydwaj są ludźmi i mają nieśmiertelną duszę – odpowiedź, z lekka tylko ustylizowana, będzie brzmiała: złoty ząb wyrwany z czaszki zabitego Żyda”.

Jeśli autor tak doświadczony jak Gross używa czasu teraźniejszego – a przypomnimy, że od opisywanych w „Złotych żniwach” zbrodni minęło prawie 70 lat – to czyni to nieprzypadkowo. Ja więc mam prawo interpretować ten zabieg jako rozciągnięcie pogardy dla zbrodniarzy na obecne pokolenie Polaków. A także jako próbę narzucenia im poczucia winy.

„Powiedzieć, ze wszyscy brali w tym udział oprócz paru starców, kobiet i małych dzieci, to także prawda, którą trzeba dozować” – taki cytat ze „Strategii antylop” Jeana Hatzfelda znajdziemy jako motto „Złotych żniw”.

Tego o okupowanych Polakach jeszcze teraz powiedzieć nie można. Nie wypada. Ale za parę lat…?


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 11:02, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:00, 28 Sty 2011 Powrót do góry

Wyborcza (rakiem) wycofuje się z opisu zdjęcia z Treblinki i (półgębkiem) odcina się od Grossa. Co zrobi wydawnictwo “Znak”?

Image

Wystarczyła jedna wyprawa reporterska dziennikarzy “Rzeczpospolitej” Michała Majewskiego i Pawła Reszki, żeby wykazać fałszywość całej “narracji” Jana T. Grossa przedstawionej w jego książce “Złote żniwa”. Książce, która buduje tezę o masowym bogaceniu się Polaków na holocauście i równie masowym udziale w grabieniu mienia żydowskiego i żydowskich grobów (ofiar mordów niemieckich) po wojnie.

(...)

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 10:44, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:36, 31 Sty 2011 Powrót do góry

Wywiad z prof. Janem Żarynem - KAI
Gross usiłuje zniszczyć wizerunek Polaków


Image

Jest to książka z tezami, które mają charakter napaści na pozytywny wizerunek zachowań z przeszłości, jaki mają Polacy - mówi prof. Jan Żaryn w rozmowie z Marcinem Przeciszewskim z KAI o „Złotych żniwach” Jana Tomasza Grossa. „Autor pragnie przekazać światu insynuację, że jesteśmy narodem, który dlatego, że jest katolicki, to tym bardziej był skłonny do mordowania, rabowania i donoszenia na Żydów” – dodaje. Wyjaśnia ponadto, iż „nie ma cienia wątpliwości, że najsilniejszą motywacją do ratowania Żydów był katolicyzm”.

(...)

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 11:06, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:43, 11 Lut 2011 Powrót do góry

Teresa napisał:
Wyborcza (rakiem) wycofuje się z opisu zdjęcia z Treblinki i (półgębkiem) odcina się od Grossa. Co zrobi wydawnictwo “Znak”?

Dyrektor wydawnictwa "Znak": "Jestem zwolenniczką wydawania wszystkich książek." Dlaczego zatem "Znak" nie wydał książki Graczyka o swojej trudnej historii?

Danuta Skóra, dyrektor finansowy wydawnictwa Znak [link widoczny dla zalogowanych] dystansuje się od treści zawartych w książce Jana Tomasza Grossa, "Złote żniwa", przeprasza urażonych czytelników, ale broni decyzji o publikacji książki przez krakowskie wydawnictwo:

Bo metodą dyskusji na trudne tematy nie powinno być niewydawanie książek

Ale książki Romana Graczyka o SB i „Tygodniku Powszechnym” nie wydaliście.

No cóż. Mogę powiedzieć, że jestem zwolenniczką wydawania wszystkich książek. I księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, i Romana Graczyka, i Jana Tomasza Grossa.

Dyr. Skóra krytykuje książkę Grossa za jednostronność, tendencyjność i braki warsztatowe:

Uważam, że ta książka w tendencyjny sposób ukazuje wojenną rzeczywistość i stosunki polsko-żydowskie. (…) Ludzie, którzy nie rozumieją, dlaczego Znak, który zawsze wydaje szlachetne książki, teraz wydał książkę tak kontrowersyjną. Sama podzielam obiekcje wielu krytyków Grossa, jego retoryka jest dla mnie trudna do przyjęcia. (…) Problem polega na tym, że Gross pomija kontekst opisywanych wydarzeń. Patrzy z góry na ludzi – prostych chłopów ze wsi kieleckiej czy podlaskiej – którzy byli bardzo słabo przygotowani do tego, by odnaleźć się w straszliwej wojennej rzeczywistości.

Metodologia, która posłużyła Grossowi do kontrowersyjnych uogólnień również budzi sprzeciw dyr. Skóry:

Mój sprzeciw wzbudza choćby zabieg metodologiczny, który on nazywa „gęstym opisem”. „Gęsty opis to uprawniona metoda stosowana w antropologii do opisywania zjawisk społecznych” – pisze Gross. Sprowadza się to do tego, że wystarczą mu trzy przypadki okradania Żydów przez Polaków do wyciągania daleko idących wniosków. Uogólnień dotyczących wszystkich mieszkańców danej miejscowości czy nawet szerzej, wszystkich Polaków. (…) Metoda „gęstego opisu” przy badaniach historycznych – szczególnie dotyczących tak delikatnych i drażliwych kwestii jak poruszone w „Złotych żniwach” – wydaje się więc zupełnie nieadekwatna. To nie ma nic wspólnego z rzetelną nauką i budzi we mnie etyczne wątpliwości.

Po tak druzgoczącej krytyce chciałoby się zapytać, jakimi kryteriami kieruje sie prestiżowe, katolickie wydawnictwo, przy podejmowaniu decyzji o publikacji tak złej książki, jak “Złote żniwa” Jana Tomasz Grossa?

Może wyjaśni nam to kolejny fragment wywiadu:

Czy Gross odezwał się do pani po krakowskim wystąpieniu? To dość nietypowa sytuacja, by wydawnictwo krytykowało własnego autora.

Nie, Gross nie zadzwonił.

To co dalej z Grossem? Czy będziecie jeszcze wydawać jego prace, czy po aferze wokół „Złotych żniw” współpraca się zakończy?

Wydawnictwo Znak będzie wydawało wszystkie dobre książki. Jeżeli Jan Tomasz Gross napisze dobrą książkę, to na pewno mu ją opublikujemy.

A zatem, okazuje się pod koniec rozmowy, że – mimo dyskwalifikującej publikację krytyki samej pani dyrektor wydawnictwa - Znak wydaje książkę Grossa, ponieważ jest… dobrą książką. To my już naprawdę nic nie rozumiemy.

Roman Graczyk publikuje zaś swoją książkę “Cena przetrwania. SB wobec Tygodnika Powszechnego” dotyczącą również niełatwej historii środowiska Znak, w wydawnictwie Czerwone i Czarne. Pierwsze fragmenty pojawiły się na blogu autora. (podaję niektóre, tam proszę szukać)

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Za: [link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 11:11, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:02, 03 Kwi 2011 Powrót do góry

Książ­ka Gros­sa jest ''in­te­lek­tu­al­nym gnio­tem'' -- wywiad z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim

Z księ­dzem Ta­de­uszem Isa­ko­wi­czem-Za­le­skim roz­ma­wia­ła Al­do­na Za­or­ska
so­bo­ta, 02 kwiet­nia 2011

Czy nie są­dzi ksiądz, że ma­my ostat­nio do czy­nie­nia z za­kła­my­wa­niem rze­czy­wi­sto­ści? Mam tu na my­śli m.​in. „no­we spoj­rze­nie” na na­szą hi­sto­rię. Książ­ka „Zło­te żni­wa” Ja­na To­ma­sza Gros­sa jest te­go dość moc­nym przy­kła­dem…

W mo­jej oce­nie na po­wsta­nie twór­czo­ści Ja­na To­ma­sza Gros­sa ma wpływ mię­dzy in­ny­mi po­praw­ność po­li­tycz­na. Przez ca­łe la­ta pew­nych te­ma­tów nie wol­no by­ło po­ru­szać, po­tem o pew­nych spra­wach nie mó­wio­no. Nie za­bez­pie­czo­no do­ku­men­ta­cji, nie prze­pro­wa­dzo­no rze­tel­nych ba­dań, tym­cza­sem wszyst­kie­go nie da się ukryć, zmieść pod dy­wan, za­be­to­no­wać i uda­wać, że pro­ble­mu nie ma. Gross wy­ko­rzy­stu­je wła­śnie ten błąd – że­ru­je na tym, że nie ma opra­co­wań i wy­peł­nia lu­kę po swo­je­mu.
Jan To­masz Gross przyj­mu­je i prze­pro­wa­dza z gó­ry za­ło­żo­ną te­zę i do niej do­sto­so­wu­je swo­je pu­bli­ka­cje. Nie uwzględ­nia ani wszyst­kich fak­tów, ani wszyst­kich oko­licz­no­ści. Ja­sne, że w spo­łe­czeń­stwie pol­skim by­li szmal­cow­ni­cy, szu­mo­wi­ny znaj­dą się wszę­dzie, ale to był mar­gi­nes. Gross przed­sta­wia sy­tu­ację do­kład­nie od­wrot­nie, co jest nie­zgod­ne z rze­czy­wi­sto­ścią. Na­le­ży też zwró­cić uwa­gę, że nie jest on żad­nym hi­sto­ry­kiem, nie jest też pro­fe­so­rem, nie ma więc pra­wa wy­stę­po­wać ja­ko hi­sto­ryk…

Jak oce­nia ksiądz wy­po­wie­dzi Ja­na To­ma­sza Gros­sa? Miał ksiądz oka­zję spo­tkać go oso­bi­ście…
W mo­jej oce­nie Gros­so­wi uda­ło mu się za­ist­nieć, po­nie­waż ma ogrom­ne wspar­cie me­diów, przede wszyst­kim „Ga­ze­ty Wy­bor­czej”, co w przy­pad­ku te­go ty­tu­łu jest jak­by na­tu­ral­ne i ni­ko­go nie za­ska­ku­je. Ma jed­nak tak­że wspar­cie – i to jest za­ska­ku­ją­ce – te­le­wi­zji pu­blicz­nej – pro­gram „Mam in­ne zda­nie”, do któ­re­go zo­sta­łem za­pro­szo­ny, jest na to naj­lep­szym do­wo­dem. Mo­im zda­niem był to pro­gram „usta­wio­ny”, na­wet pro­wa­dzą­cy Ma­rek Za­jąc, któ­re­go znam oso­bi­ście, za­cho­wy­wał się tak, jak­by widz był głu­pi. Jak moż­na mó­wić o pre­zen­to­wa­niu róż­nych po­glą­dów, kie­dy naj­wy­raź­niej za­ło­że­niem pro­gra­mu by­ło zgo­dzić się z te­za­mi gło­szo­ny­mi przez mał­żeń­stwo Gros­sów? Jak moż­na mó­wić o rów­nym trak­to­wa­niu go­ści, sko­ro nie zo­sta­łem wpusz­czo­ny na wi­zję ra­zem z in­ny­mi oso­ba­mi, tyl­ko po­in­for­mo­wa­ny, że Gros­so­wie nie wie­dzą o mo­im udzia­le, bo ina­czej by nie przy­szli? Jak moż­na mó­wić o pre­zen­to­wa­niu po­glą­dów, sko­ro mnie bar­dzo szyb­ko ode­bra­no głos? Na­zwa­łem książ­kę Gros­sa „in­te­lek­tu­al­nym gnio­tem” i to wy­star­czy­ło, by unie­moż­li­wić mi wy­po­wiedź. Za­pa­mię­ta­łem py­ta­nie, któ­re już po zej­ściu z wi­zji ktoś z pu­blicz­no­ści za­dał pa­nu Sze­wa­cho­wi We­is­so­wi – am­ba­sa­do­ro­wi Izra­ela w Pol­sce. Ktoś za­py­tał go, czy w pu­blicz­nej te­le­wi­zji w Izra­elu by­ła­by moż­li­wa re­ali­za­cja i emi­sja pro­gra­mu, w któ­rym dwo­je an­ty­se­mi­tów oplu­wa­ło­by na­ród ży­dow­ski. Am­ba­sa­dor od­po­wie­dział, że to nie­moż­li­we. Tym­cza­sem pu­blicz­na te­le­wi­zja w Pol­sce do­pu­ści­ła, by mał­żeń­stwo Gros­sów oplu­wa­ło na­ród pol­ski i nikt na to nie re­ago­wał. Za­rów­no za­cho­wa­nie Gros­sa na wi­zji, jak i po­za nią, kie­dy krzy­czał za mną na te­le­wi­zyj­nych ko­ry­ta­rzach, że pój­dę do pie­kła, po­ka­zu­je ja­sno, że jest to typ, któ­ry nie zno­si kry­ty­ki – moż­na mó­wić tyl­ko to, co on chce i tyl­ko to, co jest zgod­ne z je­go po­glą­da­mi.

Gross sam nie uzy­skał­by po­pu­lar­no­ści?
Gross bar­dzo do­brze zna się z Ada­mem Mich­ni­kiem i Blumsz­taj­nem – wszy­scy by­li w ta­kim klu­bie, to się chy­ba na­zy­wa­ło „Po­szu­ki­wa­cze sprzecz­no­ści”, do któ­re­go na­le­ża­ły dzie­ci pro­mi­nent­nych ko­mu­ni­stycz­nych dzia­ła­czy. Nic więc dziw­ne­go, że Mich­nik tak ocho­czo lan­su­je Gros­sa – świet­nie się zna­ją jesz­cze z cza­sów mi­ło­ści do so­cja­li­zmu. Pew­nym pa­ra­dok­sem jest, że Gross, któ­re­mu so­cja­lizm był tak bar­dzo bli­ski nie wy­emi­gro­wał na Sy­be­rię, tyl­ko do USA, gdzie zresz­tą jest ab­so­lut­nie nie­zna­ny. Bę­dąc w USA py­ta­łem śro­do­wi­ska po­lo­nij­ne o Gros­sa – przed wy­lan­so­wa­niem go przez „Wy­bor­czą”, nikt o nim nie sły­szał. Jest zna­ny tyl­ko w Pol­sce a i u nas ka­rie­rę zro­bił tyl­ko dzię­ki „Ga­ze­cie Wy­bor­czej”, któ­ra zro­bi­ła z nie­go au­to­ry­tet mo­ral­ny. W rze­czy­wi­sto­ści Gross to tyl­ko ma­rio­net­ka Mich­ni­ka. Re­dak­to­ro­wi Na­czel­ne­mu „Wy­bor­czej” po pro­stu od­po­wia­da,
co pi­sze Gross. Co cie­ka­we, ten sam Na­czel­ny ja­koś nie pro­mu­je pu­bli­ka­cji, pod­wa­ża­ją­cych „Zło­te żni­wa”.

Są już ta­kie opra­co­wa­nia?
Oczy­wi­ście. Przy­kła­dem mo­że być bar­dzo cie­ka­wa książ­ka au­tor­stwa dwóch hi­sto­ry­ków – Chod­kie­wi­cza i Mu­szyń­skie­go pt. „Zło­te ser­ca – Zło­te żni­wa”, bę­dą­ca po­le­mi­ką z pu­bli­ka­cją Gros­sa. Au­to­rzy nie ukry­wa­ją, że w Pol­sce był mar­gi­nes szu­mo­win, ale by­li też wspa­nia­li lu­dzie, któ­rzy ra­to­wa­li Ży­dów i nikt ni­g­dy im nie po­dzię­ko­wał, nie dał me­da­lu „Spra­wie­dli­wi wśród na­ro­dów świa­ta” a do dziś po­zo­sta­ją bez­i­mien­ni.

Od­cho­dząc od te­ma­tu pu­bli­ka­cji Gros­sa, Fun­da­cja św. Bra­ta Al­ber­ta, któ­rą ksiądz pro­wa­dzi mia­ła po­waż­ne pro­ble­my z PE­FRO­Nem. Ist­nia­ło ry­zy­ko, że nie bę­dzie mo­gła dzia­łać, a prze­cież zaj­mu­je się upo­śle­dzo­ny­mi dzieć­mi, głów­nie z ma­łych miej­sco­wo­ści.
Tak już jest, że je­śli krzy­czą nie­peł­no­spraw­ni, to ude­rza się w czło­wie­ka, któ­ry się o nich upo­mi­na. Na szczę­ście uda­ło się za­wrzeć ugo­dę w wy­ni­ku któ­rej usta­lo­no, że do­ta­cja zo­sta­nie Fun­da­cji prze­ka­za­na, a świe­tli­ce te­ra­peu­tycz­ne, któ­re pro­wa­dzi­my bę­dą funk­cjo­no­wać do koń­ca te­go ro­ku. Co bę­dzie da­lej nie wia­do­mo, bo nie wia­do­mo.
By­ło­by nam du­żo ła­twiej dzia­łać, gdy­by­śmy mie­li po­czu­cie sta­bi­li­za­cji. Jej brak jest naj­więk­szą bo­lącz­ką, na któ­rą uskar­ża­ją się np. ro­dzi­ce dzie­ci, ko­rzy­sta­ją­cych z po­mo­cy na­szej fun­da­cji. Urzęd­ni­cy po­win­ni zro­zu­mieć, że nie da się prze­rwać re­ha­bi­li­ta­cji, zwłasz­cza oso­by upo­śle­dzo­nej, że te dzie­ci nie zro­zu­mie­ją pro­ble­mów bu­dże­tu, kry­zy­su ani in­nych kwe­stii, „unie­moż­li­wia­ją­cych” prze­ka­za­nie do­ta­cji. Dla upo­śle­dzo­nych dzie­ci, któ­ry­mi zaj­mu­je się Fun­da­cja św. Bra­ta Al­ber­ta, świe­tli­ce te­ra­peu­tycz­ne to ca­ły świat. W nich na­praw­dę jest wy­ko­ny­wa­na wiel­ka pra­ca, tym­cza­sem ad­mi­ni­stra­cja pań­stwo­wa trak­tu­je czę­sto or­ga­ni­za­cje po­za­rzą­do­we ja­ko zło ko­niecz­ne. To bar­dzo nie­spra­wie­dli­we po­dej­ście i bar­dzo dla nas – lu­dzi pra­cu­ją­cych w fun­da­cjach – bo­le­sne.

Jak Ksiądz są­dzi, dla­cze­go tak się dzie­je?
My­ślę, że zna­cze­nie ma to, iż „na gó­rze” PFRO­Nu czę­sto sie­dzą tech­no­kra­ci, któ­rzy ni­g­dy nie spraw­dzi­li się przy pra­cy z nie­peł­no­spraw­ny­mi. Nie pra­co­wa­li z oso­ba­mi ko­rzy­sta­ją­cy­mi ze wspar­cia fun­da­cji, po pro­stu nie wi­dzą te­go, co my – pra­cu­ją­cy w fun­da­cjach wi­dzi­my co­dzien­nie. Prze­cież każ­da fun­da­cja mu­si pla­no­wać da­lej niż na kil­ka ty­go­dni do przo­du. Lu­dzie, któ­rzy w niej pra­cu­ją ma­ją pra­wo wie­dzieć, czy bę­dą mie­li pra­cę, pro­wa­dzą­cy Fun­da­cję, że bę­dzie mógł wy­naj­mo­wać dla niej po­miesz­cze­nia, bę­dzie mógł za­ku­pić dla pod­opiecz­nych sprzęt do re­ha­bi­li­ta­cji i tak da­lej. Dla­te­go lek­ce­wa­że­nie pro­ble­mów fun­da­cji po­wo­du­je, że wie­le z nich nie wie, czy bę­dzie mo­gło dzia­łać. W do­dat­ku utra­ta pra­wa do otrzy­my­wa­nia 1 pro­cen­ta od­pi­su od po­dat­ku przez wie­le ma­łych fun­da­cji do­dat­ko­wo kom­pli­ku­je ich sy­tu­ację – one te­raz po pro­stu nie ma­ją z cze­go żyć. Gross bar­dzo do­brze zna się z Ada­mem Mich­ni­kiem i Blumsz­taj­nem – wszy­scy by­li w ta­kim klu­bie, to się chy­ba na­zy­wa­ło „Po­szu­ki­wa­cze sprzecz­no­ści”, do któ­re­go na­le­ża­ły dzie­ci pro­mi­nent­nych ko­mu­ni­stycz­nych dzia­ła­czy. Nic więc dziw­ne­go, że Mich­nik tak ocho­czo lan­su­je Gros­sa – świet­nie się zna­ją jesz­cze z cza­sów mi­ło­ści do so­cja­li­zmu.


Za: [link widoczny dla zalogowanych] --" Książ­ka Gros­sa jest ''in­te­lek­tu­al­nym gnio­tem''


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 11:20, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:07, 04 Cze 2011 Powrót do góry

Gross o nich zapomniał?

Image

Kto słyszał o tym, że Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi uratowało w czasie okupacji co najmniej 750 Żydów? Które mainstreamowe medium poinformowało o bohaterskim niesieniu pomocy – mimo ogromnego niebezpieczeństwa, jakie groziło siostrom i ich żydowskim podopiecznym? Żadne?

Trzy miesiące temu w Teatrze Na Woli odbyło się zamknięte spotkanie promocyjne książki, a raczej paszkwilu – „Złote żniwa”. Policja przed budynkiem, ochrona przy wejściu. Czyżby profesor Gross bał się, że polska tłuszcza zaatakuje go i ograbi – pomyślałem? Przecież uparcie powtarza swoją ulubioną tezę, którą można streścić słowami – mordowanie i grabienie Żydów przez polskich “rzymskich-katolików” było powszechnie akceptowaną normą społeczną.

Nawet nie warto z tym dyskutować. Manipulacje Grossa opisali już historycy w książce „Cena strachu”. Jednak na krzywdzące uogólnienia, zwłaszcza stawiane na Woli, gdzie tak wielu ludzi zaangażowało się w ratowanie Żydów, nie sposób nie zareagować.

Ci, którzy chcieli to uczynić na spotkaniu w teatrze, nie mieli łatwego zadania. Po dwugodzinnych, dość jednostronnych, akademickich dyskusjach tylko kilka osób dopuszczono do głosu. Kiedy dwie z niech zadały trudne pytania, spotkanie szybko zakończono.

Zamiast prób (przeważnie bez odpowiedzi) wdawania się w polemikę z autorem “Złotych żniw” dobrze jest gromadzić i prezentować przykłady, ukazujące jego naciągane tezy w prawdziwym świetle.

Gross mówi o mordujących i grabiących “rzymskich-katolikach”, bez zażenowania sugerując bezpośredni związek nauczania Kościoła ze zbrodniami na Żydach. Wielu, oczami wyobraźni, widzi już księży, zakonników i zakonnice dopingujących, a może nawet biorących udział w “mordowaniu i grabieniu”. Pokażmy więc, co w czasie okupacji robiły dziesiątki tysięcy ludzi prawdziwej wiary. Polskie, „rzymsko-katolickie” siostry zakonne powinny być dobrym przykładem.

Zakon i początki okupacyjnej pomocy

(...)

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 11:23, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:17, 18 Maj 2014 Powrót do góry

Za takie kłamstwa Grossa i wielu innych. włos z głowy im nie spadł, ale jak zniszczono historyka Pana dr. Dariusza Ratajczaka możemy poczytać tu:

http://www.traditia.fora.pl/historia,41/wywiad-z-historykiem-dr-dariuszem-ratajczakiem-juz-sp,1423-15.html#53788


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 11:24, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
stefan
Moderator


Dołączył: 16 Lip 2008
Posty: 1358 Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:10, 29 Maj 2014 Powrót do góry

Prof Norman Filkenstain odpowiada

http://www.youtube.com/watch?v=J0Z2Qn_XbPA
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:47, 29 Maj 2014 Powrót do góry

stefan napisał:
Prof Norman Filkenstain odpowiada

http://www.youtube.com/watch?v=J0Z2Qn_XbPA

Już kiedyś to było, ale w innym wątku, warto przypomnieć:

http://www.traditia.fora.pl/historia,41/hitlerowski-izrael-dzisiaj,1438.html#21225
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32699 Przeczytał: 63 tematy

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:42, 26 Wrz 2015 Powrót do góry

Gross – oszczerca z polskim orderem

Image

Dzisiaj na słowa Grossa widowiskowo oburzają się nawet jego wieloletni chwalcy, ale nie zmienia to ani na jotę nurtu prowadzonej przeciwko Polsce brudnej kampanii, której kolejna fala rozlała się po świecie.

Niemal dwie dekady temu, w kwietniu 1996 roku symbolicznie rozpoczął się atak na Polskę ze strony „Przedsiębiorstwa Holokaust”. Izrael Singer, przez szereg lat sekretarz generalny Światowego Kongresu Żydów oświadczył, że jeśli Polska nie spełni majątkowych roszczeń jego środowiska, będzie „atakowana i upokarzana na arenie międzynarodowej”. Sam Singer został później zdymisjonowany za defraudacje, ale jego groźba pozostała w mocy. Raz za razem, ze strony międzynarodowych mediów i eksponowanych figur słyszymy więc o „polskich obozach koncentracyjnych”, współwinie za Holokaust, nietolerancji, ksenofobii i toczących nasz naród rozmaitych paskudnych przypadłościach.

Na czołowego stręczyciela polskiego wstydu wytypowany został zrządzeniem nieznanej opaczności Jan Tomasz Gross, socjolog z równie zagadkowych przyczyn występujący też jako autorytet w dziedzinach historii i etyki zbiorowej. Choć nie prowadził rzetelnych badań mogących ukazać rzeczywiste tło i skalę problemów, o których pisał w kolejnych książkach, od lat licytuje się sam ze sobą na rzucane pod adresem Polaków coraz to poważniejsze oskarżenia. Swobodnie rzuca przy tym wziętymi wprost z sufitu liczbami, ku uciesze dekonstruktorów narodowych "mitów".

Performer ów znajduje za każdym razem celebryckie grono admiratorów. Chociaż co rusz zdają się oni protekcjonalnie poklepywać go po ramieniu i mówić z rubasznym śmiechem: „No, teraz Janek to przesadziłeś”, przecież jednak nie odsyłają go wraz z owymi bredniami na księżyc, gdzie właściwe miejsce dla Grossowych fantazji. Ba, uwiarygadniają je zapraszając do płomiennych dysput ich autora, potrafią rozprawiać o nich z pełną powagą i kolportować je w świat. Kłamstwa, choć wielokrotnie już obalone przez prawdziwych historyków, ale wciąż po stokroć powtarzane, stają się więc oficjalną „prawdą” celebrowaną od święta, choćby w Jedwabnem (przy uroczystej asyście reprezentantów państwa i Kościoła), zaś na co dzień, systematycznie, na łamach mediów miejscowych i zagranicznych.

Skoro ten sposób sprawdza się doskonale, dlaczego nie użyć go znowu? Tak się akurat złożyło, że kolejny performance Grossa przypadł na okres przygotowań do unijnych szczytów mających zdecydować o nowym społecznym eksperymencie – przymusowym imporcie przez kraje eurosojuzu wielotysięcznych, egzotycznych rzesz nowych klientów opieki społecznej – w sile wieku, pełnosprawnych, przeważnie płci męskiej. Nieskorych do pracy, za to chętnie wyciągających ręce po dżizję, czyli podatek, który wypłaci im z własnej woli w postaci sowitych świadczeń socjalnych „niewierna” Europa, zanim w końcu podłoży głowę pod islamski topór. Znów usłyszeliśmy zatem przy tej okazji tak dobrze znany Grossowy motyw o naszym morderczym antysemityzmie i braku współczucia dla żydowskich ofiar.

Przeciw, a nawet za!
Żeby uzyskać należyty efekt, performer musi eskalować napięcie, przykłada więc Polakom z coraz grubszej armaty. Jego wyrażone na łamach dziennika „Die Welt”, w kontekście sporu o imigrantów stwierdzenie, że nasi rodacy mieli w czasie wojny wymordować więcej Żydów niż Niemców to już potężny kaliber. Znamienne i typowe dla środowiska sprzyjającego autorowi „Sąsiadów” były wypowiedzi uczestników dyskusji zorganizowanej przez „Krytykę Polityczną” po skandalicznym artykule. Jak relacjonuje „Newsweek”, Barbara Engelking, szefująca Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk orzekła mianowicie, że Gross ma prawdopodobnie rację, twierdząc, iż Polacy zabili w czasie wojny więcej Żydów niż Niemców, ale nie uprawnia to do „uproszczeń, uogólnień i pośpieszności”. „Mamy dług wdzięczności wobec Grossa. Nasze samopoczucie bez niego byłoby z pewnością lepsze, ale dzięki niemu Polska przeżyła najważniejszą po 1989 roku debatę. Przekłuł balon polskiej niewinności” – mówił z kolei Marcin Zaremba. W roli krytyka karkołomnych tez Grossa wystąpił natomiast Aleksander Smolar. Obok słów polemiki określił się on jednak jako wieloletni przyjaciel autora tekstu w „Die Welt” i wyraził swój „szacunek dla tego, co [Gross] zrobił dla oczyszczenia polskiej historii swymi przełomowymi książkami o Jedwabnem”.

Niby więc krytykują, ale zarazem uznają głoszone wcześniej przez Grossa fałszywe tezy. Niby się oburzają, ale równocześnie chwalą, dając pole do kolejnych kalumnii wypowiedzianych w trakcie dyskusji przez „bohatera wieczoru”. Czytamy bowiem dalej w relacji tygodnika: «To, co Polacy zrobili z Żydami jest traumą do dziś. Traumą oczywistą, bo ludzi nie wolno zabijać» - mówił Gross i dodał: - «To jest historia potworna. Zabijanie Żydów było w Polsce publicznym procesem przy poklasku społeczności. Nie trzeba być bezpośrednim mordercą, wystarczy obecność i aprobata dla zabijania».

Niech przemówi Gross
„W Ameryce zajmowanie się Holocaustem przynosi świetne pieniądze. A jeśli jeszcze dostarczysz «dowody» potwierdzające, że Polacy to obrzydliwi antysemici, to wtedy masz gwarancję, że ogłoszą Cię tu bohaterem” – mówił prof. Norman Finkelstein, autor „Przedsiębiorstwa Holokaust”. Kolejne paszkwile wychodzące spod ręki Grossa pisane są bowiem, owszem, na użytek pedagogiki wstydu, jakiej jesteśmy poddawani w Polsce przez okres III RP, jednak przede wszystkim z myślą o czytelniku międzynarodowym, który ma blade pojęcie o realiach wojennej historii w Europie Środkowej. Wystarczy, że przyswoi on sobie powtarzaną po wielokroć pojęciową zbitkę: Polak-katolik-morderca Żydów. Wiarygodności „ustaleniom” Grossa dodawać ma przekaz, że jest on Polakiem (to daleko idące niedopowiedzenie) oraz fakt, że jego książki publikuje na tutejszym rynku wydawnictwo nazywane wciąż katolickim (Znak). W polskich realiach by poznać „metodologię” Grossa niepotrzebne są drobiazgowe studia. Wystarczy po prostu pozwolić mu mówić.

No właśnie, jakież to „oczyszczenie polskiej historii” zafundował nam autor tak głośnych w świecie „Strachu” czy „Złotych żniw”? Finkelstein nazwał „Sąsiadów” książką „wielkości komiksu i o takiej mniej więcej wartości intelektualnej”, zaś ks. prof. Waldemar Chrostowski stwierdził: „używanie słowa «prawda» w kontekście nawiązywania do Grossa jest obraźliwe dla pojęcia prawdy” zapewne z powodu specyficznego warsztatu stosowanego przez bohatera warszawskich i nowojorskich salonów. Ten ostatni już w latach 70. formułował kuriozalne, ahistoryczne tezy dotyczące Polski z czasów niemieckiej okupacji. W książce Polish Society under German Occupation Gross przekonywał, iż „Polacy cieszyli się większą wolnością w okresie 1939-1944 niż w ciągu całego stulecia”. Wielość struktur konspiracyjnych w okupowanej Polsce przypisywał „swobodzie politycznej” funkcjonującej rzekomo na terenie Generalnej Guberni. „Trudno przypuścić, by podziemne organizacje mogły powstać i istnieć w takiej liczbie, gdyby było inaczej” - pisał.

„Udział Polaków-katolików w prześladowaniu i mordowaniu współobywateli Żydów był zjawiskiem rozpowszechnionym na terenie całego kraju.” (…) „Zabijanie Żydów w Polsce po wojnie nie było traktowane jako zbrodnia, lecz raczej jako forma kontroli społecznej w obronie wspólnych interesów. Zabójcy Żydów nie podlegali ostracyzmowi ze strony społeczności lokalnej” – czytamy z kolei w „Strachu”.

Tropiciel cmentarnych hien
Klasyczną manipulacją w stylu Radia Erewań popisał się Gross również w „Złotych żniwach” traktujących o Polakach-katolikach-hienach cmentarnych, okradających ciała ofiar Holokaustu z kosztowności. Przez cały „esej” przewija się motyw okładkowej fotografii mającej ukazywać naszych rodaków-złodziei ujętych przez wojsko na terenie obozu w Treblince. Jak ustalili dziennikarze „Rzeczypospolitej”, zdjęcie owo przedstawia w rzeczywistości ludzi zmobilizowanych przez dróżnika Lucjana Sikorę do uporządkowania rozrzuconych po obozie szczątków, a nie przyłapanych na kradzieży „żydowskich zębów i pierścionków”, co wielokrotnie wmawiał czytelnikom Gross i akompaniująca mu „Gazeta Wyborcza”. Według kierownika obozowego muzeum, autor „Złotych żniw” w Treblince był, o zdjęcie pytał, ale nawet go nie obejrzał i nie interesowały go inne wersje zdarzeń niż ta, którą ostatecznie opisał.

Dzisiaj na słowa Grossa oburzają się nawet jego wieloletni chwalcy, ale nie zmienia to ani na jotę nurtu prowadzonej przeciwko Polsce brudnej kampanii, której kolejna fala rozlała się po świecie. Oprócz sądowych pozwów kierowanych przeciwko oszczercy należy zadbać o odebranie mu nadanego przez Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyża Kawalerskiego Orderu Zasługi RP. Trzeba protestować przeciwko rozsiewanym w zagranicznych mediach fałszom, ale na własnym podwórku Polacy muszą posprzątać sami.

Roman Motoła

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Pon 11:31, 19 Wrz 2022, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)