Forum Kościół Rzymskokatolicki Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Trzy części rozmów z ks. kard. R. Sarahem: Rozwiany dym ... Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 50 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:53, 13 Maj 2020 Powrót do góry

„NASZ DZIENNIK”: "ROZWIANY DYM ZŁUDZEŃ" – I CZĘŚĆ ROZMOWY Z KS. KARD. ROBERTEM SARAHEM

Image

Sądzę, że ta epidemia rozwiała dym złudzeń. Człowiek tak zwany wszechmocny jawi się w swojej surowej rzeczywistości. Okazuje się nagi. Jaskrawo widać jego słabość i kruchość. Mam nadzieję, że przymusowe zamknięcie w domach pozwoli nam zwrócić się na nowo ku sprawom najistotniejszym, ponownie odkryć znaczenie naszych relacji z Bogiem, czyli fundamentalność modlitwy w ludzkim życiu – mówi ks. kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, w rozmowie z Charlotte d’Ornellas. Rozmowa została opublikowana w „Naszym Dzienniku”.

***

Co Księdzu Kardynałowi przywodzi na myśl kryzys spowodowany koronawirusem?

– Ten wirus zadziałał jak odkrywca. Wydaje się, że w ciągu paru tygodni runęła wielka ułuda materialistycznego świata, który wierzył, że jest wszechmocny. Zaledwie kilka dni temu politycy mówili nam o wzroście, o emeryturach, o redukcji bezrobocia. Byli pewni siebie. A oto jeden mikroskopijny wirus rzucił na kolana świat, który wpatrywał się w siebie, kontemplował siebie upojony samozadowoleniem, ponieważ sądził, że jest odporny na wszystko. Obecny kryzys jest przypowieścią. Ujawnia, że wszystko, co podawano nam do wierzenia, jest bardzo niestałe, kruche i puste. Mówiono nam: konsumujcie bez ograniczeń! Ale gospodarka się załamała, a giełdy padają. Wszędzie widać bankructwa.

Obiecywano nam coraz dalej przesuwać granice ludzkiej natury za sprawą triumfującej nauki. Mówiono nam o sztucznym zapłodnieniu, o surogacji, o transhumanizmie, o ulepszonym człowieczeństwie. Zachwalano nam człowieka syntetycznego i ludzkość, która ma się stać niepokonana i nieśmiertelna za sprawą biotechnologii. A oto jesteśmy przerażeni, przymusowo odosobnieni z powodu wirusa, o którym prawie nic nie wiadomo. Epidemia była słowem przestarzałym, średniowiecznym. Nagle stała się naszą codziennością.

Sądzę, że ta epidemia rozwiała dym złudzeń. Człowiek tak zwany wszechmocny jawi się w swojej surowej rzeczywistości. Okazuje się nagi. Jaskrawo widać jego słabość i kruchość. Mam nadzieję, że przymusowe zamknięcie w domach pozwoli nam zwrócić się na nowo ku sprawom najistotniejszym, ponownie odkryć znaczenie naszych relacji z Bogiem, czyli fundamentalność modlitwy w ludzkim życiu. I pozwoli nam, ze świadomością naszej kruchości, zawierzyć się Bogu i Jego ojcowskiemu miłosierdziu.

Jest to kryzys cywilizacyjny?

– Często powtarzałem, zwłaszcza w ostatniej mojej książce „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli”, że wielkim błędem współczesnego człowieka było odrzucenie zależności od kogokolwiek. Człowiek współczesny chce być radykalnie niezależny. Nie chce zależeć od praw natury. Odmawia wejścia w zależność od innych ludzi przez zaangażowanie się w trwałe więzi, takie jak małżeństwo. Zależność od Boga uważa za upokarzającą. Wyobraża sobie, że nikomu niczego nie zawdzięcza. Odmowa wpisania się w sieć zależności, dziedzictwa i synostwa skazuje nas na wejście nago w dżunglę konkurencji ekonomii pozostawionej samej sobie.

Wszystko to jest jednak tylko złudzeniem. Doświadczenie przymusowego odosobnienia pozwoliło wielu ludziom odkryć na nowo, że realnie i konkretnie jesteśmy zależni od siebie nawzajem. Kiedy wszystko się rozpada, pozostają tylko więzi małżeństwa, rodziny, przyjaźni. Odkryliśmy na nowo, że jako członkowie danego narodu jesteśmy powiązani niewidocznymi, ale rzeczywistymi więziami. A nade wszystko odkryliśmy na nowo, że zależymy od Boga.

Ksiądz Kardynał byłby skłonny mówić o kryzysie duchowym?

– Czy zauważyła pani falę ciszy, która ogarnęła Europę? Nagle, w ciągu kilku godzin, wyciszyły się nawet nasze hałaśliwe miasta. Nasze ulice, często przepełnione ludźmi i maszynami, dziś opustoszały i zapanowała na nich cisza. Wielu ludzi samotnie, w ciszy, pozostaje w mieszkaniach, które stały się pustelniami czy mniszymi celami.

Jakiż paradoks! Potrzeba było wirusa, żebyśmy zamilkli. Nagle uświadomiliśmy sobie, że nasze życie jest kruche. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że śmierć jest niedaleko. Otworzyły nam się oczy. To, co nas zaprzątało: gospodarka, wakacje, polemiki medialne, to wszystko okazało się drugorzędne i bezwartościowe. Kiedy każdego dnia jesteśmy informowani o wielkiej liczbie zakażonych i zmarłych, niechybnie nasuwa się na myśl pytanie o życie wieczne. Niektórzy panikują. Boją się. Inni nie chcą widzieć tego, co oczywiste. Mówią sobie: to zła chwila, przez którą trzeba przejść. Wszystko wróci z powrotem i będzie tak jak przedtem.

A gdybyśmy tak po prostu w tej ciszy, w tej samotności, w tym przymusowym odosobnieniu odważyli się modlić? Gdybyśmy odważyli się przemienić naszą rodzinę i nasz dom w Kościół domowy? Kościół jest miejscem świętym, które przypomina nam, że w tym domu modlitwy wszystko mamy przeżywać tak, by starać się ukierunkować każdą rzecz i każdy wybór ku chwale Bożej. A gdybyśmy tak po prostu odważyli się zaakceptować swoją skończoność, ograniczenia, słabość stworzenia? Ośmielam się zaprosić Was, byście się zwrócili do Boga, do Stworzyciela, do Zbawiciela. Kiedy śmierć jest tak masowo obecna, namawiam Was, byście zadali sobie pytanie: czy śmierć naprawdę jest końcem wszystkiego? Czy też jest tylko przejściem, z pewnością bolesnym, ale wyprowadzającym ku Życiu? To dlatego zmartwychwstały Chrystus jest naszą wielką nadzieją. Wpatrujmy się w Niego. Przywiążmy się do Niego. On jest Zmartwychwstaniem i Życiem. Kto w Niego wierzy, to choćby i umarł, żyć będzie, a każdy, kto żyje i wierzy w Niego, nie umrze na wieki (por. J 11,25-26). Czyż nie jesteśmy jak biblijny Hiob? Odarci ze wszystkiego, z pustymi rękami, z niespokojnym sercem: co nam pozostaje? Gniew na Boga jest niedorzecznością. Pozostaje nam adoracja, ufność i kontemplacja Tajemnicy.

Jeśli odrzucamy wiarę w to, że jesteśmy owocem miłosnej woli Boga Wszechmogącego, wtedy to wszystko okazuje się nazbyt ciężkie, wtedy to wszystko nie ma sensu. Jak żyć w świecie, w którym wirus uderza na oślep i zabija niewinnych? Jest tylko jedna odpowiedź: pewność, że Bóg jest miłością i nie pozostaje obojętny na nasze cierpienie. Słabość otwiera nasze serce na Boga i skłania Boga do okazania nam miłosierdzia.

Sądzę, że nadszedł czas, by odważyć się na te słowa wiary. Skończył się czas fałszywego wstydu i małodusznych wahań. Świat oczekuje od Kościoła mocnego słowa, jedynego słowa, które daje nadzieję i ufność, słowa wiary w Boga, słowa, które powierzył nam Jezus.

Co w tej sytuacji powinni robić księża?

– Papież wypowiedział się bardzo jasno. Księża powinni robić wszystko, co mogą, by pozostawać blisko wiernych. Powinni robić wszystko, co w ich mocy, by towarzyszyć umierającym, nie komplikując pracy personelowi medycznemu i władzom świeckim. Nikt jednak nie ma prawa pozbawiać chorego czy umierającego duchowej opieki księdza. Jest to prawo absolutne i niezbywalne. We Włoszech księża już zapłacili wysoką daninę. Siedemdziesięciu pięciu księży zmarło [według danych z 12 kwietnia było to już 105 księży – przyp. tłum.], niosąc pomoc chorym.

Myślę też jednak, że wielu księży na nowo odkryło swoje powołanie do modlitwy i do wstawiennictwa w imieniu całego ludu. Ksiądz jest powołany do tego, by stale trwać przed Bogiem, żeby oddawać Mu cześć, wielbić Go i Mu służyć. W krajach przymusowo zamkniętych księża znaleźli się więc w sytuacji zapoczątkowanej przez Benedykta XVI. Uczą się spędzać dni na modlitwie, w samotności i ciszy, ofiarowanej za zbawienie ludzi. Jeśli nie mogą fizycznie trzymać za rękę każdego umierającego tak, jakby chcieli, odkrywają, że na adoracji mogą wstawiać się za każdym. Chciałbym, żeby chorzy, ludzie odizolowani i strapieni odczuwali tę tajemniczą obecność kapłańską. W tych strasznych dniach nikt nie jest sam, nikt nie jest opuszczony. Przy każdym czuwa Dobry Pasterz. W imieniu każdego Kościół czuwa i wstawia się jak matka. Księża mogą odkryć na nowo swoje duchowe ojcostwo poprzez nieustanną modlitwę. Na nowo odkrywają swoją głęboką tożsamość: nie są przede wszystkim animatorami spotkań czy wspólnot, ale są mężami Bożymi, ludźmi modlitwy, czcicielami Bożego Majestatu i ludźmi kontemplacji.

Bywa, że z powodu przymusowego odosobnienia odprawiają Mszę Świętą w samotności. Uświadamiają sobie wówczas niezmierną wielkość Ofiary Eucharystycznej, która nie potrzebuje wielkich rzesz ludzi, by przynosić owoce. Przez Mszę Świętą ksiądz dotyka całego świata. Jak Mojżesz i jak sam Jezus, księża odkrywają na nowo moc swojego wstawiennictwa, swoją funkcję pośrednika między Bogiem i człowiekiem. Oczywiście, sprawując Eucharystię, już nie mają przed sobą ludu Bożego. Zwracają wówczas spojrzenie ku Wschodowi. Ponieważ „to ze wschodu przychodzi pojednanie. To stamtąd przychodzi człowiek, któremu na imię Wschód, który stał się pośrednikiem między Bogiem i ludźmi. W ten sposób jesteście więc zaproszeni do patrzenia zawsze ku wschodowi, skąd wschodzi dla was Słońce Sprawiedliwości, skąd zawsze ukazuje się dla was światło”, mówi nam Orygenes w homilii o Księdze Kapłańskiej. Po ustaniu kryzysu trzeba będzie o tym wszystkim pamiętać, by na powrót nie popaść w jałową nadaktywność.

A wierni?

– Chrześcijanie bardzo konkretnie doświadczają świętych obcowania, owej tajemniczej więzi łączącej wszystkich ochrzczonych w milczącej modlitwie i w trwaniu twarzą w twarz z Bogiem. Ważne jest odkryć na nowo, jak bardzo cenny może być zwyczaj czytania Słowa Bożego, odmawiania Różańca w rodzinie i poświęcania czasu Bogu, w postawie daru z siebie, słuchania i milczącej adoracji. Zazwyczaj użyteczność danej osoby ocenia się na podstawie wywieranego przez nią wpływu, zdolności do działania czy nawet nadaktywności. A nagle wszyscy zostajemy na nowo ze sobą zrównani. Chcielibyśmy być przydatni, służyć do czegoś. Możemy jednak tylko się modlić, wzajemnie się wspierać, znosić jedni drugich.

Pora odkryć na nowo osobistą modlitwę. Pora usłyszeć na nowo, jak Jezus nam mówi: „Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6,6). Pora odkryć na nowo modlitwę w rodzinie. Pora, by ojcowie rodzin nauczyli się błogosławić swoje dzieci. Pozbawieni Eucharystii chrześcijanie uświadamiają sobie, jak wielką łaską była dla nich Komunia. Namawiam ich do praktykowania adoracji w domu, gdyż nie ma życia chrześcijańskiego bez życia sakramentalnego. Pan pozostaje obecny w naszych miastach i wioskach. Czasem od chrześcijan wymaga się także heroizmu: kiedy szpitale proszą o wolontariuszy, kiedy trzeba zająć się osobami od-izolowanymi czy żyjącymi na ulicy.

Co musi się zmienić?

– Niektórzy mówią: nic już nie będzie takie jak przedtem. Mam nadzieję. Raczej się jednak obawiam, że wszystko stanie się znowu takie jak przedtem – dopóki bowiem człowiek nie powróci do Boga całym sercem, nieuchronnie zmierza ku przepaści. W każdym razie widzimy, że zglobalizowany konsumpcjonizm bardzo odizolował jednostki i zredukował je do wymiaru konsumentów, wydanych na pastwę dżungli rynku i finansów. Globalizacja, którą nam obiecywano jako szczęście, okazała się ułudą. W ciężkich próbach narody i rodziny stanowią jedno, natomiast koalicje interesów się rozsypują. Obecny kryzys udowadnia, że społeczeństwo nie może być zbudowane na powiązaniach ekonomicznych. Uświadamiamy sobie na nowo, że jesteśmy narodem, z granicami, które możemy otwierać lub zamykać dla obrony, ochrony i bezpieczeństwa naszej ludności. U podstaw życia państwa napotkamy więzi, które istniały przed nami: więzi rodzinne i solidarności narodowej. To piękne, że dzisiaj znowu się pojawiają. To piękne, że najmłodsi troszczą się o najstarszych. Kilka miesięcy temu mówiło się o eutanazji, a niektórzy chcieli się pozbywać najciężej chorych i upośledzonych. Dzisiaj narody się mobilizują, żeby chronić osoby w podeszłym wieku.

Widać, jak z serc znowu płynie duch daru z siebie i ofiary. Odnosi się wrażenie, że wcześniej presja medialna zmuszała nas do ukrywania tego, co w nas najlepsze. Nauczono nas podziwiać „wygrywających”, „wilki”, tych, którzy odnosili sukcesy, choćby za cenę stratowania innych na drodze. A oto nagle podziw budzą ludzie, których się oklaskuje z szacunkiem i wdzięcznością: salowe, pielęgniarki, lekarze, wolontariusze i bohaterowie codzienności. Nagle ośmielamy się bić brawo tym, którzy służą najsłabszym. Nasza epoka potrzebowała bohaterów i świętych, ale to ukrywała i się tego wstydziła.

Czy zdołamy utrzymać tę hierarchię wartości? Czy uda nam się odbudować nasze państwa na czymś innym niż wzrost, konsumpcja i gonitwa za pieniędzmi? Uważam, że bylibyśmy winowajcami, gdybyśmy po wyjściu z tego kryzysu pogrążyli się na powrót w tych samych błędach. Ten kryzys udowadnia, że pytanie o Boga nie jest jedynie kwestią prywatnych przekonań, ale pytaniem o fundament naszej cywilizacji.

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 50 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:00, 13 Maj 2020 Powrót do góry

KS. KARD. R. SARAH: CI, KTÓRZY BARDZO HAŁAŚLIWIE ZAPOWIADAJĄ ZMIANĘ I ZERWANIE, NIE SZUKAJĄ DOBRA STADA. NASZA JEDNOŚĆ POWSTANIE WOKÓŁ PRAWDY DOKTRYNY KATOLICKIEJ

Image

Ci, którzy bardzo hałaśliwie zapowiadają zmianę i zerwanie, nie szukają dobra stada. Nasza jedność powstanie wokół prawdy doktryny katolickiej. Innych sposobów nie ma. Czyż można ofiarować ludzkości cudowniejszy prezent niż prawda Ewangelii i takie kapłaństwo, jakie przeżywali Chrystus i apostołowie? – akcentował ks. kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, w rozmowie z Charlotte d’Ornellas. Rozmowa została opublikowana w „Naszym Dzienniku”.

***

„Nasz Dziennik”: „Rozwiany dym złudzeń” – II część rozmowy z ks. kard. Robertem Sarahem

Ksiądz Kardynał ostatnio zabrał głos po ukazaniu się książki napisanej przy udziale Benedykta XVI. Jak Ksiądz Kardynał patrzy na ten burzliwy czas?

– Mocno dotknęła mnie agresja i prymitywne oszczerstwa, jakie rozpętały się po publikacji książki „Z głębi naszych serc”. Wspólnie z Benedyktem XVI chcieliśmy otworzyć merytoryczną debatę, spokojną, obiektywną i teologiczną refleksję o kapłaństwie i celibacie, opierając się na Objawieniu i na danych historycznych. Stanęliśmy wobec nienawistnych, kłamliwych i zniesławiających oskarżeń. Usiłowano zniszczyć osoby. Chciano nas zdyskwalifikować, przedstawiając jako naiwne ofiary manipulacji ze strony wydawców. Przeczytałem wiele inwektyw i obelg, ale bardzo mało teologicznej i duszpasterskiej refleksji, a przede wszystkim bardzo mało było w tym postaw chrześcijańskich.

A przecież razem z Benedyktem XVI wysunęliśmy śmiałe propozycje reformy sposobu życia księży. Nikt nie podniósł ani nie skomentował fragmentów, które uważam za najważniejszą część naszej refleksji, a które dotyczą koniecznej rezygnacji z dóbr materialnych przez księży, fragmentów wzywających do podjęcia reformy opartej na dążeniu do świętości i na modlitewnym życiu księży, skłaniających do tego, by „stać przed Tobą i Tobie służyć”. Ksiądz winien być osobą pełną prawości, czujną, prostolinijną. Do tego wszystkiego dochodzi konieczność służenia Bogu i ludziom. W zamierzeniu nasza książka miała być duchowa, teologiczna i duszpasterska, a media i paru samozwańczych ekspertów zrobiły z niej lekturę polityczną i dialektyczną. Teraz, kiedy rozwiały się jałowe polemiki, może uda się naprawdę tę książkę przeczytać? Może uda się spokojnie o niej podyskutować?

Oczywiście w tym okresie cierpiałem, żywo odczułem ataki wymierzone w Benedykta XVI. W gruncie rzeczy jednak najgłębiej mnie zraniło to, do jakiego stopnia nienawiść, podejrzliwość i podział ogarnęły Kościół w kwestii tak podstawowej i kluczowej dla przetrwania chrześcijaństwa, jaką jest celibat kapłański.

Wśród różnych reakcji wielkim nieobecnym był sam Benedykt XVI. Czy wiadomo, jak przeszedł przez ten czas?

– Był tym głęboko zasmucony. Przyjął jednak cierpienie w milczeniu, modlitwie i ofierze z siebie dla uświęcenia Kościoła.

W adhortacji posynodalnej Papież Franciszek nawet nie poruszył sprawy celibatu księży. Czy Ksiądz Kardynał jest tym usatysfakcjonowany?

– Papież Franciszek jest wierny sobie i skarbom Kościoła. Na długo przed synodem o Amazonii stwierdził: „Wolę oddać życie, niż zmienić prawo dotyczące celibatu”. Razem z Benedyktem XVI napisaliśmy tę książkę, nie wiedząc, czy zostanie opublikowana przed adhortacją apostolską czy po niej. Nasza refleksja w zamierzeniu była autonomiczna, bez powiązania z wnioskami synodu. Przemyśleliśmy ją w duchu głębokiego, synowskiego posłuszeństwa Ojcu Świętemu. Chcieliśmy spełnić swój obowiązek biskupa: dostarczyć Papieżowi i naszym braciom w episkopacie refleksję, która uspokoiła się i dojrzała na modlitwie. Przekazałem tę książkę Ojcu Świętemu, gdy tylko wyszła z drukarni. Chcieliśmy również dać oparcie księżom poruszonym i poranionym przez kwestionowanie kapłaństwa. Codziennie docierają do mnie wstrząsające świadectwa księży i biskupów, którzy mówią mi, że te słowa bardzo ich pokrzepiły i na nowo poprowadziły do fundamentu ich życia kapłańskiego, oddanego Kościołowi.

Czy w takim razie Ksiądz Kardynał powiedziałby, że niektórzy mieli ochotę wykorzystać Amazonię jako pretekst do roszczeń ideologicznych?

– Zaraz po ogłoszeniu adhortacji apostolskiej „Querida Amazonia” Papieża Franciszka niektórzy dostojnicy kościelni wyrazili rozczarowanie i niezadowolenie. Nie byli zatroskani o ludy Amazonii, ale rozczarowani, ponieważ ich zdaniem Kościół powinien był wykorzystać okazję, żeby dostosować się do nowoczesnego świata. Wyraźnie było wtedy widać, że kwestia amazońska została potraktowana instrumentalnie. Biedę ubogich wykorzystano do popierania projektów ideologicznych. Muszę przyznać, że taki cynizm głęboko mnie martwi. Zamiast pracować nad tym, by odkryć przed ludami Amazonii niepowtarzalną głębię i bogactwo osoby Jezusa Chrystusa i Jego zbawczego orędzia, chciano „zamazonizować” Jezusa Chrystusa i kazać Mu przyjąć wierzenia i praktyki amazońskich tubylców, proponując im kapłaństwo na ludzką miarę, przystosowane do ich sytuacji. Ludy Amazonii, tak jak ludy Afryki, potrzebują Chrystusa ukrzyżowanego, „który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1 Kor 1,23), prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, który przyszedł zbawić ludzi naznaczonych grzechem, dać im Życie oraz pojednać ich między sobą i z Bogiem, wprowadzając pokój przez krew swego Krzyża. Jezus przychodzi zbawić każdego człowieka głęboko naznaczonego grzechem.

Jak Ksiądz Kardynał analizuje tendencję do przeciwstawiania sobie różnych nurtów, a nawet ludzi w Kościele? Po ukazaniu się książki o celibacie niektórzy mówili wręcz o „wojnie papieży”.

– Bardzo mnie to dręczy i martwi. Ta choroba, polegająca na ograniczaniu Kościoła do pola walki politycznej, w końcu ogarnia chrześcijan i samych duchownych. W środkach przekazu i w mediach społecznościowych każdy komentuje, osądza, a czasem potępia i znieważa. Ta postawa wynika z naturalistycznego spojrzenia. Wielu nie dostrzega, że Kościół jest przede wszystkim tajemnicą. Jest kontynuacją obecności Chrystusa na ziemi. Powinien być miejscem miłości, komunii i jedności w wierze. Jeśli nie odnajdziemy odrobiny życzliwości, Chrystusa nie będzie pośród nas i wówczas sprawimy, że Kościół stanie się niepłodny. Jeśli wsączy się między nas nienawiść, podejrzliwość i uraza, to umrzemy. Jakże mamy być wiarygodni, jeśli nie ma między nami minimum miłości? Jakże mamy być wiarygodni, jeśli nie umiemy się wzajemnie poprosić o przebaczenie?

Kościół jest jeden, ale wierni widzą, że istnieją w nim różne, wręcz sprzeczne tendencje, punkty niezgody między ludźmi Kościoła. Czy Ksiądz Kardynał rozumie ich potencjalny niepokój?

– Jedność Kościoła opiera się przede wszystkim na modlitwie. Jeśli się razem nie modlimy, to zawsze będziemy podzieleni. Chciałbym, żeby synody były w większym stopniu miejscami wspólnej modlitwy, a nie polem walki ideologicznej czy politycznej. Chciałbym, żeby życie Kurii Rzymskiej było mocniej naznaczone życiem wspólnym modlitwy i adoracji. Chciałbym, żeby życie całego Kościoła było przede wszystkim życiem wspólnej modlitwy. Jestem przekonany, że modlitwa jest naszym pierwszym kapłańskim obowiązkiem. Z modlitwy narodzi się jedność. Z modlitwy wyłania się prawda.

Jedność między katolikami nie jest jednak zwykłym sentymentalnym uczuciem. Opiera się na tym, co mamy wspólnego: na Objawieniu, które zostawił nam Chrystus. Jeśli każdy broni swojej opinii, swojej nowości, wtedy podział rozprzestrzeni się wszędzie. Źródło jedności między nami istnieje wcześniej niż my. Wiara jest jedna, to ona nas łączy. Prawdziwym wrogiem jedności jest herezja. Jestem poruszony, widząc, jak wiele histerii wprowadza do debat subiektywizm. Jeśli wierzymy w prawdę, możemy razem jej szukać, możemy nawet mieć ostre dyskusje między teologami, ale serca pozostają spokojne. Dobrze wiemy, że na końcu pojawi się prawda. I przeciwnie, kiedy kwestionujemy nienaruszalny obiektywizm wiary, wtedy wszystko przemienia się w rywalizację między ludźmi i w walkę o władzę. Ponieważ dyktatura relatywizmu niszczy spokojne zaufanie do prawdy objawionej, uniemożliwia atmosferę niezmąconej miłości między ludźmi.

Weźmy przykład wyświęcania żonatych mężczyzn. Dwie trzecie biskupów obecnych na synodzie domagało się tego dla Amazonii, Papież Benedykt XVI i Ksiądz Kardynał żywili obawy.

– Nie możemy się bać. Kościół jest jak łódź z apostołami opisana przez Ewangelię: często miota nią burza, czasem grozi jej roztrzaskanie, ale nigdy nie tonie. Chrystus jest w łodzi razem z nami, ale wydaje się, że śpi. Chcę prosić chrześcijan, by pozostali spokojni i ufni. Wiara się nie zmienia, sakramenty się nie zmieniają. Jezus Chrystus jest ten sam, wczoraj, dziś i na wieki. Życie Boże jest przekazywane pomimo naszych błędów i grzechów. Duchowni często spierali się między sobą. Bóg jest mocniejszy od naszej ludzkiej małostkowości. Jeśli każdy broni swojej opinii, swojej nowości, swojego sposobu inkulturacji Objawienia i skarbów Tradycji Kościoła, wtedy podział rozprzestrzeni się wszędzie i utrwali się między wiernymi. Ludowi chrześcijańskiemu jesteśmy winni jasne, zdecydowane i stałe nauczanie. Jak pogodzić się z tym, że konferencje episkopatów spierają się ze sobą? Bóg nie może mieszkać tam, gdzie panuje zamęt!

Jedność wiary zakłada jedność urzędu nauczycielskiego w przestrzeni i w czasie. Kiedy zostaje nam dane nowe nauczanie, zawsze trzeba je interpretować w spójności z wcześniejszym nauczaniem. Jeśli dojdzie do zerwania i rewolucji, rozbijemy jedność, która rządzi w Kościele przez wieki. Nie znaczy to, jakobyśmy byli skazani na niezmienność. Wszelka ewolucja musi być jednak lepszym rozumieniem i pogłębieniem przeszłości. Hermeneutyka reformy w ciągłości, której tak jasno nauczał Benedykt XVI, jest warunkiem jedności sine qua non.

Ci, którzy bardzo hałaśliwie zapowiadają zmianę i zerwanie, nie szukają dobra stada. Nasza jedność powstanie wokół prawdy doktryny katolickiej. Innych sposobów nie ma. Czyż można ofiarować ludzkości cudowniejszy prezent niż prawda Ewangelii i takie kapłaństwo, jakie przeżywali Chrystus i apostołowie?

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32690 Przeczytał: 50 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:03, 13 Maj 2020 Powrót do góry

KS. KARD. R. SARAH: CENTRUM KOŚCIOŁA ZNAJDUJE SIĘ PRZEDE WSZYSTKIM W KAŻDYM TABERNAKULUM, PONIEWAŻ JEST TAM OBECNY JEZUS

Image

Centrum Kościoła znajduje się w sercu każdego człowieka, który wierzy w Jezusa Chrystusa, modli się i adoruje. Centrum Kościoła znajduje się w sercu klasztorów. Centrum Kościoła znajduje się przede wszystkim w każdym tabernakulum, ponieważ jest tam obecny Jezus. Kościoła nie można oceniać według kryteriów światowych. On nie ma nic wspólnego z sondażami. On nie istnieje po to, by być wpływowym w świecie – powiedział ks. kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, w rozmowie z Charlotte d’Ornellas. Rozmowa została opublikowana w „Naszym Dzienniku”.

***

„Nasz Dziennik”: „Rozwiany dym złudzeń” – III część rozmowy z ks. kard. Robertem Sarahem

Co Ksiądz Kardynał sądzi o procesie synodalnym, który toczy się w Niemczech? Niektórzy kardynałowie piętnowali ryzyko „protestantyzacji” tego Kościoła. Jakie jest zdanie Eminencji na ten temat?

– To, co dzieje się w Niemczech, jest straszne. Odnosi się wrażenie, że prawdy wiary i nakazy Ewangelii zostaną poddane pod głosowanie. Jakim prawem mielibyśmy postanowić, że rezygnujemy z części nauczania Chrystusa? Wiem, że wielu niemieckich katolików cierpi z powodu tej sytuacji. Jak często mówił Benedykt XVI, Kościół w Niemczech jest zbyt bogaty. Mając pieniądze, jest się kuszonym, by zrobić wszystko: zmienić Objawienie, utworzyć inne Magisterium, Kościół, który nie będzie już jeden, święty, powszechny i apostolski, ale będzie niemiecki. Istnieje niebezpieczeństwo, że ten Kościół będzie myśleć o sobie jako o jednej z instytucji świata. Jakże więc nie zacznie w końcu myśleć tak samo jak świat? Chciałbym namówić moich niemieckich braci, żeby doświadczyli ubóstwa, żeby zrezygnowali z państwowych subwencji. Kościół ubogi nie będzie się obawiał radykalizmu Ewangelii. Sądzę, że nasze powiązania z pieniędzmi czy z władzą świecką często sprawiają, że stajemy się zbyt przewrażliwieni czy wręcz tchórzliwi, by głosić Dobrą Nowinę. Za tą debatą staje pytanie o nadprzyrodzoną naturę wiary. Być chrześcijaninem to nie tylko duchowy dodatek do życia świeckiego, jeden z aspektów osobistego rozwoju, którego są tak łakomi współcześni zestresowani ludzie. Być chrześcijaninem to pozwolić samemu Bogu, by wtargnął w nasze życie i nas przemienił. Nie przebieramy wśród wszystkich wierzeń i praktyk duchowych. Integralnie i całkowicie przyjmujemy nadprzyrodzone wydarzenie Bożego Objawienia. Ono nam się narzuca. Wstrząsa naszym życiem.

Toczą się dzisiaj dyskusje na temat wewnętrznych spraw Kościoła. Papież Franciszek oświadczył, że nie obawia się schizmy. Czy Ksiądz Kardynał również nie ma takich obaw? Jak możnaby przywrócić jedność?

– Jest to możliwe tylko pod warunkiem, że na pierwszym miejscu postawimy modlitwę i adorację. Wspólnie nauczymy się tam pełnej wierności doktrynie katolickiej, przeżywanej w największej miłości. Kościół jest wstrząsany ze wszystkich stron. Od wewnętrznych walk po afery pedofilskie, poprzez pozorne nieprzy-stosowanie do współczesnego świata. Co się dzieje?

– Przeżywamy głęboki kryzys. Przede wszystkim jest to jednak kryzys wiary i głęboki kryzys kapłaństwa. Najstraszliwszym jego przejawem są obrzydliwe zbrodnie księży. Kiedy Bóg nie znajduje się w centrum, kiedy wiara już nie określa działania, kiedy już nie nadaje kierunku życiu ludzi i tego życia nie karmi, wtedy takie przestępstwa stają się możliwe. Jak mówił Benedykt XVI: „Dlaczego pedofilia osiągnęła taki zasięg? Ostatecznym powodem jest brak Boga”[1]. Księży kształtowano bowiem, nie ucząc ich, że jedynym punktem oparcia ich życia jest Bóg, nie pozwalając im doświadczyć, że ich życie ma sens tylko przez Boga i dla Boga. Gdy są pozbawieni Boga, pozostaje im tylko władza. Niektórzy pogrążyli się w diabelskiej logice nadużyć władzy i zbrodni seksualnych. Jeśli ksiądz nie doświadcza codziennie, że jest tylko narzędziem, wtedy grozi mu upojenie się poczuciem mocy. Jeśli życie księdza nie jest życiem konsekrowanym, wtedy zagraża mu wielkie niebezpieczeństwo złudzenia i wypaczenia.

Oblicze Kościoła zostało zbrukane grzechem jego synów. Dzisiaj jednak na nowo ukazuje się prawdziwe jego oblicze. Jaśnieje ono w tych odważnych księżach, którzy towarzyszą umierającym, narażając własne życie, w tych księżach, którzy niosą swój lud w milczącej i sekretnej modlitwie.

Chrześcijanie osłabli z powodu braku wiary. Wydaje się, że niektórzy chrześcijanie sami chcą się pozbawić tego światła. Zmuszają się do patrzenia na świat zsekularyzowanym spojrzeniem. Dlaczego? Czy jest to pragnienie akceptacji przez świat? Pragnienie, by być jak wszyscy?

Zastanawiam się, czy w gruncie rzeczy ta postawa po prostu nie maskuje lęku, który sprawia, że nie chcemy usłyszeć tego, co do nas mówi sam Jezus: „Wy jesteście solą ziemi. (…) Wy jesteście światłem świata” (Mt 5,13-14). Jakaż odpowiedzialność! Jakież brzemię! Zrezygnować z bycia solą ziemi to skazać świat na pozostanie mdłym i bez smaku, zrezygnować z bycia światłem świata to skazać świat na ciemność. Nie możemy się na to zdecydować!

Co robić?

– W wielu chrześcijanach tkwi niechęć do dawania świadectwa wierze czy do niesienia światu światła. Nasza wiara stała się letnia jak wspomnienie, które powoli się zaciera. Staje się jakby zimną mgłą. Nie ośmielamy się już wtedy twierdzić, że jest ona jedynym światłem świata. A przecież mamy dawać świadectwo nie o sobie samych, lecz o Bogu, który wyszedł nam na spotkanie i objawił siebie.

Pora wyrwać chrześcijan z otaczającego relatywizmu, który znieczula serca i usypia miłość! Letniość, jaka wśród nas zapanowała, mierzy się miarą naszej apatii wobec doktrynalnych wypaczeń. Nierzadko na uniwersytetach katolickich czy w publikacjach nominalnie chrześcijańskich naucza się poważnych błędów. Nikt nie reaguje! Uważajmy, wierni zażądają kiedyś od nas zdania sprawy. Oskarżą nas przed Bogiem, że wydaliśmy ich wilkom i zdezerterowaliśmy z naszego stanowiska pasterza broniącego owczarni.

Nasza wiara warunkuje naszą miłość do Boga. Bronić wiary to bronić najsłabszych, najprostszych i pozwolić im kochać Boga w prawdzie. Idzie o zbawienie dusz – naszych własnych i naszych braci. W dniu, w którym przestaniemy płonąć z miłości do naszej wiary, świat umrze z zimna, pozbawiony swego najcenniejszego dobra.

Kto dzisiaj powstanie, by głosić miastom Zachodu wiarę, której one wyczekują? Kto powstanie, by głosić Ewangelię muzułmanom? Szukają jej, wcale o tym nie wiedząc. Zwracają się ku islamizmowi, gdyż jako jedyną religię Zachód oferuje im społeczeństwo konsumpcyjne. Nie możemy już nazywać się wierzącymi, a w praktyce żyć jak ateiści!

Będąc w sercu Kościoła i jego ośrodka decyzyjnego, jakim jest Watykan, jak Ksiądz Kardynał patrzy na dzisiejszy Kościół?

– Centrum Kościoła to nie watykańska administracja. Centrum Kościoła znajduje się w sercu każdego człowieka, który wierzy w Jezusa Chrystusa, modli się i adoruje. Centrum Kościoła znajduje się w sercu klasztorów. Centrum Kościoła znajduje się przede wszystkim w każdym tabernakulum, ponieważ jest tam obecny Jezus. Kościoła nie można oceniać według kryteriów światowych. On nie ma nic wspólnego z sondażami. On nie istnieje po to, by być wpływowym w świecie. Kościół powtarza za Jezusem: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu” (J 18,37). Chrześcijanie nigdy nie będą godni tej misji, ale Kościół zawsze będzie obecny, żeby świadczyć o Chrystusie.

[1] Ojciec Święty Benedykt XVI, Papież senior, List o przyczynach kryzysu Kościoła, III, 1, tłum. Jan J. Franczak, Wydawnictwo AA, Kraków 2019, s. 35.

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)