Forum Kościół Rzymskokatolicki Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Pouczenie św. abba Doroteusza na temat kłamstwa Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32684 Przeczytał: 81 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:02, 12 Kwi 2009 Powrót do góry

Pouczenie św. abba Doroteusza na temat kłamstwa

Św. abba Doroteusz, ojciec monastycyzmu z Gazy z VI wieku. Jedna z konferencji, które jako opat wygłaszał do swoich mnichów.

96. Chcę, bracia, abyście sobie przypomnieli nieco o kłamstwie. Widzę bowiem, że niezbyt gorliwie pilnujecie swojego języka, a w ten sposób łatwo i często upadamy. Zobaczcie, bracia moi, jak to w każdej sprawie, co wam zawsze powtarzam, działa przyzwyczajenie do złego albo do dobrego. Trzeba więc wielkiej czujności, żeby nas kłam­stwo nie pochwyciło przez zaskoczenie, bo żaden kłamca nie jednoczy się z Bogiem: kłamstwo jest bowiem obce Bogu. Napisano bowiem: „Kłamstwo pochodzi od Złego” i on jest kłamcą i ojcem kłamstwa. Oto ojcem kłamstwa nazwano diabła. A prawdą jest Bóg, bo sam mówi: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Zobaczcie więc, od kogo od­chodzimy i do kogo się przyłączamy przez kłamstwo: oczywiście do Złego. Jeżeli więc naprawdę pragniemy zbawienia, musimy z całej siły i z całą żarliwością miłować prawdę i strzec się wszelkiego kłamstwa, aby nas ono nie oddaliło od prawdy i życia.

97. A są trzy rodzaje kłamstwa: można kłamać myślą, można kłamać słowem, można kłamać samym swoim ży­ciem. Myślą kłamie ten, kto żywi podejrzenia. Taki, kiedy zobaczy, że jeden brat rozmawia z drugim, podejrzewa, że to o nim mówią. A jeśli przerwą rozmowę, znów ich podejrzewa, że to z jego powodu przerwali. Kiedy kto powie słowo, on podejrzewa, że to umyślnie powiedziano dla dokuczenia mu. W ogóle w każdej sprawie tak podejrzewa bliźnich, mówiąc: przeciw mnie to powiedział, mnie na złość to zrobił, w takiej a takiej intencji to a to uczynił. Oto taki kłamie myślami. Bo nic prawdziwego nie mówi, ale wszystko na podstawie podejrzeń. Stąd potem idzie wścibstwo, obmowa, podsłuchiwanie, kłótnia, sądzenie. A zdarza się, że ktoś o coś podejrzewał i wypadki potwierdziły prawdę tego podejrzenia. W następstwie tego ktoś niby to z gorliwości o własny postęp wiecznie wszyst­kich śledzi i tłumaczy się: „Jeśli ktoś mówi źle o mnie, zaczynam widzieć wadę, o którą mnie oskarża i chcę się poprawić”. Otóż przede wszystkim sam początek takiego postępowania pochodzi od Złego, ponieważ ten człowiek zaczął od kłamstwa. Nie wiedząc bowiem, podejrzewał to, czego nie wiedział. Jakże więc może złe drzewo zrodzić dobre owoce? A jeśli naprawdę chce się poprawić, to niech wtedy, kiedy mu jakiś brat powie „Nie rób tak” albo „Dlaczego tak zrobiłeś?” - niech wtedy się nie oburza, ale zrobi pokutę i podziękuje tamtemu, a przez to się poprawi. I jeśli Bóg zobaczy, że taki jest jego zamiar, to nie pozwoli mu błądzić, ale na pewno pośle kogoś, kto go ma pouczyć. Natomiast mówić: „To dla własnej poprawy wierzę swoim podejrzeniom” i pod tym pretekstem podsłuchiwać i śledzić - jest to fałszywe usprawiedliwienie, pochodzące od diabła, który nas chce oszukać.

98. Kiedy jeszcze byłem w klasztorze, miałem pokusę osądzania wewnętrznego stanu człowieka z jego zewnętrz­nego zachowania. I zdarzył mi się następujący wypadek. Pewnego razu przeszła obok mnie kobieta niosąca dzban wody. Nie wiem z jakiego powodu dałem się zaskoczyć i spojrzałem jej w oczy. Natychmiast przyszła mi myśl, że to nierządnica. Ta myśl zaczęła mnie dręczyć i opowiedziałem sprawę Starcowi, ojcu Janowi. Powiedziałem: „Panie, jeśli niechcący widzę czyjeś zachowanie i moja myśl mi podsuwa ocenę życia tego człowieka, co mam robić?” Starzec mi odpowiedział tak: „Cóż z tego? Czyż nie zdarzał się, że ktoś ma jakąś wrodzoną wadę i poprawia się z niej przez walkę? Nie da się na tej podstawie ocenić jego stanu wewnętrznego. Nie wierz więc nigdy swoim podejrze­niom, bo krzywa miara nawet proste rzeczy wykrzywia. Podejrzenia są kłamliwe i szkodliwe”. Odtąd choćby mi własna myśl mówiła o słońcu, że to słońce, a o ciemno­ściach, że to są ciemności, nie ufałem jej. Bo nic gor­szego nad podejrzenia. Są one tak zgubne, że jeśli trwa­ją długo, doprowadzają do tego, że święcie wierzymy żeśmy widzieli rzeczy, których w rzeczywistości nie było i nie ma.

99. Opowiem wam o tym przedziwną rzecz, której sam byłem świadkiem, gdy jeszcze byłem w klasztorze. Mieliś­my tam pewnego brata bardzo silnie opanowanego przez tę wadę. Tak święcie wierzył w prawdę wszystkich swoich podejrzeń, iż w każdej sprawie twierdził niewzruszenie, że było tak właśnie, jak to jemu przedstawiły jego myśli i nie dopuszczał możliwości, żeby było inaczej. Z upływem czasu wzrastało to zło i tak go zdołali szatani omamić, że kiedyś wszedł do ogrodu dla śledzenia innych (bo wiecznie podglądał i podsłuchiwał) i wydało mu się, że widzi pewnego brata, jak kradnie i zjada figi. A był to piątek, trochę przed godziną drugą. Przekonany więc, że napraw­dę na własne oczy widział ten czyn, bez słowa opuścił ogród. Później podczas sprawowania Eucharystii śledził owego brata, który rzekomo kradł i zjadał figi, chcąc zobaczyć, czy przystąpi do Komunii św. A widząc, że on myje ręce, aby podejść do Komunii Św., pobiegł do opata i powiedział: „Oto brat taki a taki idzie przyjąć Komunię Św. razem z braćmi. Nie pozwól, żeby mu ją dano! Widzia­łem go z rana, jak kradł figi w ogrodzie i jadł je”. W tym momencie wchodził ten brat, idąc z wielką skruchą po Święte Postacie, należał bowiem do najgorliwszych. Opat widząc go, zawołał go, zanim on jeszcze doszedł do roz­dającego Komunię kapłana, wziął go na bok i zapytał: „Powiedz mi, bracie, co to takiego robiłeś dzisiaj?” On zdziwił się i odpowiedział: „Gdzie, panie?” Opat na to: »W ogrodzie, gdzie byłeś rano: co tam robiłeś?" Odpowie­dział mu zdumiony brat: „Panie, ani ogrodu dzisiaj nie widziałem, ani nawet nie byłem rano w klasztorze, ale dopiero co wróciłem z drogi. Bo kiedy tylko skończyliśmy wigilie, wysłał mnie szafarz w takiej a takiej sprawie”. A sprawę, o której mówił, trzeba było załatwić o kilka mil od klasztoru, toteż brat wrócił stamtąd dopiero na samą Eucharystię. Opat wezwał szafarza i spytał: „Dokąd po­słałeś tego brata?” Szafarz odpowiedział zgodnie z tym, co mówił brat: „Posłałem go do takiej a takiej wsi”, po czym zrobił pokutę mówiąc: „Przebacz mi, panie, bo odpoczywa­łeś po wigiliach i dlatego musiałem go wysłać bez twojego pozwolenia”. Opat więc, przekonany o prawdzie, z błogo­sławieństwem posłał ich do Komunii. Potem wezwał podej­rzliwego brata, skarcił go i zabronił mu Komunii świętej. Ponadto po Eucharystii zebrał wszystkich braci i ze łzami opowiedział im to wydarzenie i napiętnował go w obecności wszystkich, osiągając przez to cel potrójny: zawstydził diabła i ukazał go jako siewcę podejrzeń, winowajcy dał okazję do odpokutowania grzechu przez zawstydzenie i do uzyskania przebaczenia i pomocy Bożej na przyszłość, a resztę braci pouczył, żeby nigdy nie trzymali się swoich podejrzeń. Długo mówił o tym do nas i do tego brata, wykazując na przykładzie tego, co się zdarzyło, że nic szkodliwszego nad podejrzenie.

100. Wiele innych podobnych rzeczy powiedzieli oj­cowie, wykazując nam różnymi sposobami szkodliwość podejrzeń. Starajmy się więc, bracia, wszelkimi siłami niej wierzyć nigdy swoim podejrzeniom. Nic tak nie odwraca człowieka od troski o własne grzechy, nic go tak nie uczy wtrącać się w nie swoje sprawy. Nic też dobrego z tego nie wynika, ale tysiączne zamieszania, tysiączne cierpienia; i nigdy już wtedy człowiek nie ma czasu na zdobywanie bojaźni Bożej. Więc jeśli nasza grzeszność sprawia, że rodzą się w nas podejrzenia, natychmiast je zmieniajmy w życzliwe myśli, a tak unikniemy szkody. Bo podejrzenia są złe i odbierają duszy cały spokój. Oto na czym polega kłamst­wo myślą.

101. Słowem zaś kłamie ten, który na przykład leni się wstać na wigilie, i nie mówi „Przebacz mi, bo leniłem się wstać”, ale: „Miałem gorączkę, miałem zawroty głowy, nie mogłem wstać, nie miałem sił’. I mówi dziesięć kłamstw zamiast raz uczynić pokutę i upokorzyć się. A jeśli ktoś mu zrobi wymówkę, przekręca i upiększa własne słowa, żeby nie ponosić winy. Podobnie jeśli mu się zdarzy pokłócić z bratem, bezustannie się broni i mówi: „Ale to ty powie­działeś, ale to ty zrobiłeś, ale ja nie powiedziałem, ale tamten powiedział, ale to, ale tamto”, byle się tylko nie upokorzyć. A kiedy czegoś chce, nie mówi „Mam na to ochotę”, ale używa wykrętów i mówi: „To a to mi dolega i tego potrzebuję” albo „To mi zostało przepisane” i póty kłamie, póki nie zaspokoi swego pragnienia. Bo każdy grzech pochodzi albo ze zmysłowości i wygo­dnictwa, albo z chciwości, albo z próżności. Podobnie i kłamstwo pochodzi od tych trzech. Człowiek kłamie albo po to, żeby uniknąć oskarżenia i upokorzenia, albo dla zaspokojenia jakiegoś pożądania, albo dla zysku. Bez końca kłamie tu, kłamie tam, intryguje, aż póki celu nie osiągnie. Takiemu już nikt nie wierzy, ale choćby i powiedział co zgodnie z prawdą, nikt nie potrafi mu uwierzyć i sama nawet prawda jego uważana jest za niepewną.

102. Ale zdarza się czasem rzeczywista potrzeba, w któ­rej jeśli człowiek nie użyje małego wykrętu, dochodzi do większego zamieszania i nieszczęścia. W takich okolicznościach, kiedy człowiek widzi się do tego zmuszonym, zmie­nia temat mowy, aby uniknąć, jak powiedziałem, więk­szego zamieszania, nieszczęścia lub niebezpieczeństwa: Mówił o tym ojciec Alonios do ojca Agatona: „Oto dwóch ludzi w twojej obecności popełniło zabójstwo, a jeden z nich schronił się w twojej celi. Oto urzędnik szuka go i pyta ciebie: Czy przy tobie dokonano tego zabójstwa? Jeśli nie użyjesz podstępu, wydasz tego człowieka na śmierć”. Więc jeśli zachodzi konieczność, człowiek mimo to nie powinien lekceważyć kłamstwa, ale pokutować i pła­kać przed Bogiem, i uważać to za godzinę próby. I nie zawsze tak należy postępować, ale raz na bardzo wiele wypadków. To tak, jak z odtrutką czy środkiem przeczyszczającym. Stale zażywane szkodzą ale jeśli je ktoś przy­jmuje raz na jakiś czas z rzeczywistej potrzeby, pomagają mu. Tak i w tej sprawie, należy postępować. Jeśli rzeczywi­sta konieczność zmusza do kłamstwa, można skłamać, ale w nielicznych tylko wypadkach i z wielkiej - jak powie­działem - konieczności. Później z bojaźnią i drżeniem należy przedstawić Bogu i swoją intencję, i konieczność, a tak się człowiek ocali. Inaczej poniesie szkodę. Oto powiedzieliśmy już, kto to jest ten, co kłamie myślą i ten, co kłamie słowem. Chcemy jeszcze powiedzieć także, kto kłamie całym swoim życiem.

Całym życiem swoim kłamie ten, kto jest rozpustny, a udaje wstrzemięźliwość; jest chciwy, a mówi o jałmużnach i wychwala miłosierdzie; jest pyszny, a podziwia pokorę. Podziwia ją nie po to, żeby ją chwalić. Bo gdyby w tym celu tak mówił, najpierw by z pokorą wyznał swoją własną słabość, mówiąc: „Jestem nieszczęsny, pozbawiony wszelkiej cnoty!” A po wyznaniu własnej nędzy dopiero by mógł podziwiać i wychwalać cnotę. Ani też nie dlatego ją chwali, żeby uniknąć zgorszenia. Bo w takim razie powi­nien pomyśleć: „Jestem nieszczęsny i pełen grzechów, czemu miałbym jeszcze innych prowadzić do złego? Czemu miałbym szkodzić cudzej duszy i dokładać sobie cięża­ru?”. A tak mógłby, chociaż sam grzeszny, zbliżyć się do dobra. Bo uznawanie własnej nędzy to pokora, a oszczę­dzanie bliźniego to współczucie. Ale taki człowiek po­dziwia głośno cnotę, jak już mówiłem, nie w którejś z tych intencji; a tylko dla zakrycia własnej hańby bierze imię cnoty i mówi o niej, jakby i sam był taki, a często i po to, aby komuś zaszkodzić albo go oszukać. Bo żadne zło, żadna herezja, ani nawet sam szatan nie potrafią człowieka oszukać inaczej, niż przez udawanie cnoty. Apostoł mówi, że diabeł podaje się za anioła światłości. Nic więc dziwnego, że jego słudzy udają sługi sprawiedliwości. Tak i kłamca: albo ze strachu przed zawstydzeniem i upokorzeniem, albo, jak powiedziałem, w intencji oszukiwania i zwodzenia mówi o cnotach, wychwala je i podziwia, jakby sam je pełnił, i nie jest prosty, ale dwoisty: inny wewnątrz, a inny na zewnątrz. Życie jego jest podwójne i całkiem zakłamane. Oto więc powiedzieliśmy o kłamstwie, że pochodzi od Złego; powiedzieliśmy o prawdzie, że prawdą jest Bóg. Unikajmy więc kłamstwa, bracia, abyśmy się wyrwali spod władzy Złego, a usiłujmy zdobyć prawdę, abyśmy się zjednoczyli z Tym, który powiedział: „Ja jestem prawdą”. Niech Bóg nas uczyni godnymi swej prawdy.

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Teresa dnia Śro 13:31, 03 Sty 2018, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Teresa
Administrator


Dołączył: 07 Cze 2007
Posty: 32684 Przeczytał: 81 tematów

Skąd: z tej łez doliny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:35, 03 Sty 2018 Powrót do góry

Doroteusz z Gazy
Pisma ascetyczne


Image

W nauczaniu Doroteusza, chociaż tylko szczątkowo przekazanym nam w konferencjach i korespondencji, spotykamy pewną syntezę duchowości Thawatha, czy może nawet w jakiejś mierze – duchowości monastycznej palestyńskiego środowiska, które przejęło ascetyczne dziedzictwo egipskich Ojców Pustyni. Szczególnie oryginalnym rysem jego nauki jest refleksja nad wyrzeczeniem się własnej woli i cnotą posłuszeństwa.

Doroteusz proponuje zasadę ograniczonego zaufania do własnej mądrości i umiejętności kierowania samym sobą. Własna wola, obstawanie przy swojej racji, poleganie na sobie, samousprawiedliwianie są zgubne dla człowieka. Mnich z Gazy nazywa ten głos własnego „ja”. „Jak większość Ojców wschodniego monastycyzmu, przez własną wolę rozumie nie tylko, jak wielu współczesnych teologów duchowości, przywiązanie do własnego sądu, ale wszelką wolę, by lepiej powiedzieć, pragnienia, które rodzą się spontanicznie w duszy i są generalnie owocem jakiejś myśli”. To, co wydaje się służyć obronie godności i wartości człowieka, służy ostatecznie jego degradacji. Trzymanie się swoich pragnień jest w jakimś sensie przyczyną każdego upadku. Własna wola doprowadziła człowieka do pierwszego grzechu i wiąże się z korzeniem wszystkich namiętności, którym jest miłość własna. Właściwie pozostaje rzeczą niemożliwą, żeby człowiek ufając sobie i trzymając się swojej woli, mógł poznać i umiłować wolę Bożą. Nasza natura została spaczona przez namiętności, które zaślepiają umysł. Wola człowieka jest pewnym murem oddzielającym go od Boga. Radykalizmem tchną słowa Barsanufiusza, który przeklina ludzki rozsądek i kalkulacje, bo taka mądrość pochodzi od demonów.

Demon, natrafiając na stanowczą wolę posłuszeństwa przykazaniom, zaczyna od mniejszych pokus: utwierdzenia nas w naszych własnych racjach, dotyczących rzeczy, które same w sobie wcale nie są złe. Ewagriusz powiedziałby, że nie ustawia się w poprzek drogi, którą idziemy, ale przy drodze. Podsuwa samousprawiedliwienie, abyśmy trzymali się swoich racji. Obiera więc metodę bardziej przebiegłą i skuteczną, która w nieoczekiwany dla nas sposób prowadzi do zguby. Wystarczy, że człowiek w jednym tylko obstaje przy swoim, a daje przystęp diabłu. Człowiek stoi przed alternatywą – stać się albo niewolnikiem Boga, albo błahych rzeczy.

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)